Być kobietą – Materiały do Medei w Łaźni Nowej

Medea pragnie zemsty i zniszczenia. Ponadczasowa, elektryzująca, zostawiająca widzów w osłupieniu. Teatr Łaźnia Nowa został ogarnięty przez tragizm kobiety nieszczęsnej.
„Materiały do Medei” to spektakl, na który warto przyjść przygotowanym. Jest oparty na dramacie Heinera Müllera w tłumaczeniu Jacka Stanisława Burasa „Gnijący brzeg. Materiały do Medei. Krajobraz z Argonautami”. Pokazuje Medeę jako kobietę zniszczoną, przepełnioną goryczą i rozpaczą. Bez wcześniejszej znajomości historii antycznej Medei widz może się lekko zagubić. Monodram został stworzony na podstawie jedynego tekstu, w którym Medea nie jest sportretowana w chwili zabójstwa swoich dzieci.
Scena otoczona jest wielką makietą, która okrywa jej skrawki i zwraca uwagę widza na środek scenografii, którą ogarnia chaos. Widzimy porozrzucane kobiece atrybuty: szminki, szczotki, pędzle do makijażu, kawałki materiału. To przedsmak tego, co czeka widownię.

„Materiały do Medei”, Teatr Łaźnia Nowa, fot. Katarzyna Pałetko
Na scenę powoli wchodzi zgarbiona postać w szlafroku. Pierwsze przychodzące do głowy skojarzenie na jej widok to zmęczona imprezowiczka po całonocnej balandze. Dalej będziemy świadkami poprawiania makijażu, ubierania się, bycia kobietą. Bohaterkę obserwują dwie kamery, które zwielokrotniają jej obraz. W centrum sztuki jest Medea, która została upokorzona przez męża, zniszczona przez koleje losu. Najpierw mówi cicho. Stopniuje ilość emocji, po to, aby w momencie kulminacyjnym wykrzyczeć to, co czuje, to, co się w niej dzieje.
Medeę zagrała Sandra Korzeniak, jedna z najbardziej charakterystycznych aktorek współczesnego teatru. Na scenie jest rozdygotana, ale jednocześnie pewna siebie i swoich odczuć. Obserwując jej rytuały – nakładanie makijażu, szminki, układanie włosów – jesteśmy zafascynowani. Widzimy ją pod różnymi kątami, w różnych kreacjach. Z jednej strony ukryta za pudrem, cekinową sukienką, w innym momencie w halce, paląca papierosa. Malująca usta na krwistą czerwień, która potem pobrudzi jej kostium przypominając o niegodnych czynach. Rola została świetnie odegrana, wciągając widza w dramat mitologicznej kobiety i budząc w nim trudne emocje.

„Materiały do Medei”, Teatr Łaźnia Nowa, fot. Katarzyna Pałetko
Życie bohaterki było przepełnione nieszczęściem, a wydarzenia skłoniły ją do potwornych czynów. Medea to kobieta, która przelała niewinną krew swoich dzieci. Została zdradzona i upokorzona, co sprowokowało jej szaloną chęć zniszczenia. Reżyser Jakub Porcari pyta, dlaczego człowiek chce niszczyć, jak wiele kosztuje go zemsta i czy istnieje coś silniejszego od potrzeby zranienia przeciwnika.
Spektakl był wyjątkowo przesiąknięty kobiecością. Nie wynikało to jedynie z intrygującej scenografii, ale również ze świetnej gry aktorskiej. Kreacja stworzona przez Sandrę Korzeniak uratowała reżysera. Każdy ruch aktorki był hipnotyzujący i ciekawy. Gdyby nie jej charyzma, widz byłby ofiarą przydługich scen przepełnionych zabawą produktami do makijażu, a Medea stałaby się stereotypową kobietą na skraju załamania nerwowego w bieliźnie. Tekst był wyjątkowo emocjonalny, ale nie określał tak potrzebnego kontekstu i momentami można było się zagubić. Trudny język dodatkowo wprawiał mnie momentami w konsternację. Medea w sztuce była wyrwana z kontekstu, po to, aby podkreślić jej ponadczasowość i aktualność. Zamiar był dobry. Minusem jedynie jest fakt, że przez to spektakl stał się trudny w odbiorze. Naładowanie emocjami, użycie niejasnego języka i odebranie widzowi kontekstu tworzy spektakl trudny, po którym nie wiadomo do końca, jak się czuć. Finalnie to chyba dobrze, bo zachęca, aby przyjrzeć się historii lub obejrzeć spektakl jeszcze raz.

„Materiały do Medei”, Teatr Łaźnia Nowa, fot. Katarzyna Pałetko
Reżyseria: Jakub Porcari
Scenografia: Anna-Maria Karczmarska
Muzyka: Sławomir Kupczak
Kostiumy: Anna-Maria Karczmarska
Rysunek na portalu: Mikołaj Małek
Inspicjent: Marcin Stalmach
Autor: Heiner Müller
Obsada: Sandra Korzeniak