Coś tu nie gra? Czyli „Aktorzy prowincjonalni – sobowtór”

Po wejściu na sporą salę Narodowego Teatru Starego przenosimy się w zupełnie inną rzeczywistość. Stacja benzynowa na scenie w wykonaniu Doroty Nawrot naprawdę robi wrażenie. Umiejscowienie akcji spektaklu w scenerii rodem z obrazu Edwarda Hoppera sprawia, że stajemy się nie tylko widzami na przedstawieniu Borczucha, ale i „podglądaczami” sytuacji z dzieła słynnego amerykańskiego malarza. Hopper z reguły odtwarzał sceny z życia codziennego, osadzone mocno w estetyce realizmu. W jego malarstwie ważne było nie tylko „tu i teraz”, ale też wszystkie czynniki, które doprowadziły do namalowanej chwili oraz to, co mogło wydarzyć się potem. Jego rzeczywistość, mimo wielu konkretów, zostawiała ogromne pole do domysłów. Podobnie dzieje się również na scenie NST w Krakowie.
Spektakl rozpoczynają Urszula Kiebzak, Monika Niemczyk oraz Roman Gancarczyk i jego dziesięciominutowy monolog o faktach. „Faktem jest, że niebo jest niebieskie…” i tego typu zdania lecą na nas ze sceny. Całość sprawia wrażenie luźnej improwizacji lub niezbyt dopracowanego elementu spektaklu. Kiedy oczywistości zostają już wypowiedziane, pojawia się chwila rozluźnienia atmosfery w postaci anegdotki z planu filmu „Pan Tadeusz” (tej, w której Andrzej Wajda chwali konie, po czym mówi, że przyjdą aktorzy i wszystko „zniszczą”). Jeden z niewielu elementów spektaklu, który był prosty i zabawny oraz oczywiście był pierwszym kulturowym odniesieniem do zawodu aktora.

zdjęcie z próby przedstawienia, źródło: e-teatr.pl/krakow-aktorzy-prowincjonalni-wg-borczucha-wkrotce-w-starym-teatrze-4735
Najjaśniejszym punktem okazuje się Dorota Pomykała, która w tej inscenizacji (jako postać) pracuje w domu spokojnej starości. Dzięki swojej pracy utrzymuje też córkę dziennikarkę, dlatego tym bardziej przykłada się do swoich obowiązków. Zapomniała ona zostawić notatki na temat jednego z pacjentów, co doprowadziło do jego ucieczki. Wtedy otwiera się prawda na scenie. Aktorka w swoim monologu typowej, przejętej wszystkim Polki daje nam koncert szczerości i współczucia, co w pewien sposób ratuje ten spektakl.
Cały czas przewija się temat teatru w teatrze i samego bycia w roli. Kiedy aktorzy grają jakąś postać, ale mówią o sobie (aktorach, nie postaciach), na ekranie wyświetlane są sceny z ich aktorskiego życia, wywiady i rozmowy. Jako widzowie również jesteśmy poddawani refleksjom na temat percepcji (tego, co widzi widownia), a nawet czasem rażeni reflektorami, żeby poczuć, z czym mierzą się aktorzy. Sama kwestia aktorstwa jest u Borczucha bardzo ważna, a kolejne postaci, które chciały pracować w tym zawodzie, ale zostały na przykład kosmetyczką, mają pokazywać, jak trudno w Polsce jest uprawiać ten fach. Poza tym pojawiają się elementarne zadania aktorskie, jak na przykład wydychanie koloru. Całość nie sprawia wrażenia sensownie poukładanej, lecz ledwo współgrającej ze sobą gonitwy myśli i motywów.

fot. Magda Hueckel, źródło: stary.pl/pl/repertuar/aktorzy-prowincjonalni/
Zakończenie jest zupełnie wyrwane z kontekstu. Bogdan Brzyski opowiada o tym, jak wyglądały jego egzaminy do szkoły teatralnej, kiedy kazali mu udawać zwierzątko. Pozostali aktorzy śmieją się tak, jakby próbowali zrobić z tego scenę bardziej zabawną, niż w istocie jest. Na ekranie pojawia się Brzyski w salonie poezji i padają słowa, które są niejako podsumowaniem całego spektaklu. Mówi on o tym, że scena bez aktora to jest nic oraz na widowni powinien być widz. Pojawia się smutne odniesienie do czasów pandemicznych i tego, że widz nie wrócił. Smutne, bo na pokazie, na którym byłam, na widowni siedziało dosłownie 30 osób, a nawet w szatni teatru dało się zasłyszeć rozmowy na temat braków na widowni.
Podsumowując, „mielenie” wciąż tego samego tematu nie wyszło tu na dobre, akcja straciła na wartkości, a widzowie na czasie. Wiele scen było zupełnie niepotrzebnych. Brakowało w tym wszystkim jakiejś innej perspektywy, oddechu albo po prostu pomysłu. Mimo że koncepcja, z jaką Michał Borczuch tworzył ten projekt, zdawała się ciekawa, to nie uważam, żeby realizacja dorównała pomysłowi. A szkoda, bo w tej idei nadal drzemie spory potencjał.

autor: Jan Porczyński, źródło: stary.pl/pl/repertuar/aktorzy-prowincjonalni/