Recenzja: Christiane Moreau – Czerwony kaszmir

Już pierwsze szybkie spojrzenie na okładkę oblaną przez piękną czerwień przekonało mnie, że jest to książka, którą na pewno będę chciała przeczytać. Kwestią sporną pozostawało tylko, kiedy znajdę na to czas. Jak wiadomo życie jest nieprzewidywalne, a los lubi płatać nam figle i splatać zdarzenia niczym supełki na nitce (co z resztą jest głównym motywem książki), także chyba nie powinnam być zdziwiona, że chwilę przed urlopem to książka upomniała się o mnie, dzięki miłej propozycji wydawnictwa Czarna Owca.
Historia opisana przez Christiane Moreau pełna jest zbiegów okoliczności i wydarzeń praktycznie niemożliwych do realizacji w szarym świecie rzeczywistości. Barwne opisy górskich krajobrazów i rytuałów mongolskich koczowników podkreślają bajkowość historii i dają nam dorosłym trochę magii dziecięcego świata. Dają również duże pole do przemyśleń na temat naszej relacji z naturą i uwięzieniu w miastach, z daleka od szumu wiatru, deszczu, krajobrazów i przestrzeni. Nie możemy dać się jednak zwieść i uznać że to kolejne lekkie czytadło, które szybko pochłoniemy i równie szybko zapomnimy. Autorka pomimo pozornego happy endu zapewnia nam dużą dawkę emocji w trakcie lektury. Emocji, które często są ciężkie, bolesne i dla nas, ludzi wolnego świata, zupełnie niezrozumiałe.
„Czerwony kaszmir” przedstawia losy trzech zupełnie różnych kobiet, które niczym kaszmirowa nić łączą się na zawsze. Włoszka Alessandra w trakcie corocznego wyjazdu do Chin, podczas którego nabywa zaopatrzenie swojego butiku, kupuje również kaszmirowy sweter od mongołki Bolormy. Jest on ostatnim, który dziewczyna stworzyła na wolności. Wkrótce potem Bolormaa zatrudnia się w lokalnej szwalni, a tam poznaje Chinkę Xiao Li. Dziewczyny postanawiają uniknąć wiecznej pracy w niewolniczych warunkach uciekając do największego w Europie Chinatown. Wybierają się w niebezpieczną podróż, korzystając z usług przemytników. Tylko czy będzie to ucieczka do lepszego świata?