Harlan Coben: „Zostań przy mnie” ze zdwojoną siłą

Te 400 stron książkowej historii spod pióra Harlana Cobena, znanego na całym świecie autora kryminałów, to opowieść o przeszłości. Przeszłości, która, gdy dochodzi do głosu, może zachwiać w posadach teraźniejszość. To opowieść o miłości, która przybiera różne formy i przenika nasze życie w całości. To wreszcie opowieść o tajemnicach i zbrodniach – jak na prawdziwy kryminał przystało.
Megan to szczęśliwa żona i matka dwójki dzieci, która w niewielkim miasteczku zbudowała od nowa swoje życie – szczęśliwe, u boku wspaniałego mężczyzny. Nikt nie wie jednak o jej przeszłości spędzonej w klubie ze striptizem La Creme, która pewnego dnia niespodziewanie powraca. Gdy z Megan (albo Cassie, bo tak brzmi poprzednie imię/pseudonim głównej bohaterki) kontaktuje się osoba z jej poprzedniego życia, a na dodatek informuje ją, że niebezpieczny prześladowca Stewart Green być może wciąż żyje, rozpoczyna się szaleńczy wir wydarzeń, w centrum których jest nie tylko Megan, ale i zaginięcie młodego mężczyzny w święto Mardi Gras (ostatni dzień karnawału). Tuż przed zaginięciem bawił się on właśnie w La Creme… tak jak kilkunastu innych mężczyzn, których zaginięcia co roku właśnie w święto Mardi Gras odkrywa i wiąże ze sobą detektyw Broome. Jednym z tych zaginionych mężczyzn jest również wspomniany już prześladowca, Stewart Green. Uwikłana w kłamstwa na temat swojej przeszłości – nawet przed najbliższą rodziną – Megan, mimo atmosfery strachu i niepewności czuje, że jakaś jej część mimo wszystko tęskni za poprzednim życiem.
Tę nostalgię i sentymentalizm doskonale intensyfikuje postać Raya Levine’a – dawnej miłości Cassie właśnie z czasów jej pracy w La Creme. Dla Raya główna bohaterka była jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek kochał, a tak naprawdę nie wyzbył się tych uczuć do dziś. Niestety, tragiczne wydarzenie sprzed 17 lat rozdzieliło nieszczęśliwych kochanków. Megan jednak rozpoczęła nowe życie, wyszła za mąż, urodziła dzieci, żyła szczęśliwie; natomiast Ray stoczył się, niegdyś świetny fotograf, teraz pracujący jako paparazzi „do wynajęcia” i wciąż prześladowany wizją… krwi.
KSIĄŻKOWA HISTORIA
Książka „Zostań przy mnie” doskonale buduje akcję i klimat. Postacie są wielowymiarowe, a chociażby detektyw Broome czy Fester, szef i jednocześnie najlepszy przyjaciel Raya, posiadają ten specyficzny rys i „błysk w oku”, tak charakterystyczny dla pióra Cobena. Podczas czytania możemy lepiej zapoznać się z przeszłością niektórych bohaterów, szczególnie uroczo-przerażającej pary morderców, Barbie i Kena. To zdecydowanie postacie wyróżniające się przez ten groteskowy kontrast, jaki tworzą z „typową” wizją mordercy. Czy oddanie tej niepokojącej, bo na pierwszy rzut oka słodkiej, aury udało się również twórcom serialu?

Autor zdjęcia: James Sack/Netflix, źródło: www.granice.pl/news/zostan-przy-mnie-o-czym-jest-serial-gdzie-zobaczyc-czy-warto/15230
„ZOSTAŃ PRZY MNIE” NA EKRANIE
Harlan Coben dba o ekranizacje swoich powieści (do tej pory powstało ich już kilka, a przed nami kolejne), jednak nie jest ortodoksyjnie przywiązany do szczegółów. Bardzo dobrze widać to po obejrzeniu serialu „Zostań przy mnie” na Netfliksie. Historia z książki owszem, służy jako szkielet dla swojej serialowej adaptacji, jednak podczas oglądania odnosi się wrażenie, że twórcy do każdego wątku czy postaci z książki dodali dwa lub trzy nowe motywy. I tak naprawdę dzięki temu historia ta staje się jeszcze bardziej ciekawa, jeszcze bardziej dynamiczna i jeszcze bardziej zapierająca dech w piersi.
Porównanie rozpocząć można już od samej warstwy wizualnej: postacie niekoniecznie odpowiadają ich pierwowzorom książkowym. Chociażby Barbie, w książce urocza blondynka, w serialu staje się rudowłosą kobietą. To jednak dodaje jej charakteru. Serialowa Megan ma trójkę dzieci i podczas gdy w książce jej rodzina służy niejako za szczęśliwe „tło” dla rozgrywających się wydarzeń i konfrontacji z przeszłością, w serialu odgrywa ważną rolę w zupełnie nowej odnodze historii. Szczególnie córka, Kayleigh, zyskuje znaczącą rolę w całej opowieści o zaginięciu kolejnego mężczyzny, Carltona Flynna – jako że bawiła się z nim tej feralnej nocy w Żmijach (książkowa nazwa La Creme w serialu zastąpiona została nazwą Vipers, czyli Żmije). Również mąż Megan (a w serialu narzeczony), Dave, pozostaje nie bez znaczenia dla całej historii. Jego udział w zaginięciu Carltona wyjaśnia się dopiero na końcu, ale dodaje całej opowieści interesującego – choć także tragicznego – wymiaru. Postać Harry’ego Suttona, prawnika, który w przeszłości pomagał Cassie, w serialu oddana została znakomicie – dlatego też tak smuci widza jego los. W książce natomiast wszystko dzieje się szybciej, żwawiej; czytelnik nie do końca ma czas zaprzyjaźnić się z tą postacią.
W serialu wspaniale została ukazana chemia między detektywem Broomem a jego byłą żoną, a zarazem nadal wspólniczką w pracy, Erin. W książce ten wątek jest zdecydowanie bardziej ubogi, tak samo jak relacja Broome’a z Lorraine, szefową La Creme/Żmij, która jest tą osobą z przeszłości Megan, która teraz się z nią skontaktowała. Serialowy Broome i Lorraine tworzą swego rodzaju związek, który przyjemnie się ogląda i któremu wręcz się kibicuje.
Serialowe postacie są zbudowane wiarygodnie i wielowymiarowo, w czym na pewno pomagają liczne retrospekcje. Powoli odsłaniają nam one tajemnice z przeszłości, tej dalszej i tej bliższej, i prowadzą do rozwiązania zagadki (a właściwie kilku zagadek: czy Stewart Green wciąż żyje? Czy Carlton faktycznie zaginął? Czy w Mardi Gras od lat grasuje seryjny zabójca?). Prowadzą jednak bardzo naokoło, zahaczając o wiele różnych wątków i podrzucając mylne tropy. To wszystko jednak stanowi esencję Harlana Cobena i jego kryminałów – tak samo jak zakończenie, którego nie można było przewidzieć i które pozostawia czytelnika/widza w zupełnym osłupieniu, a jednocześnie usatysfakcjonowanego tak dobrym kryminałem.