Powieść z krzyku. Recenzja książki Marcina Pilisa ,,Cisza w Pogrance”

Długo zastanawiałam się nad tym, co zadecydowało o ogromnym sukcesie najnowszej powieści Marcina Pilisa ,,Cisza w Pogrance”. Nie mówię tutaj o sukcesie komercyjnym (albo nie tylko o nim), ale fakcie, że pisząc swoją książkę, Pilis wygrał prawdę.
Prawda o Kresach to nie tylko opisanie momentu ich zagłady, lecz pokazanie całego procesu narastania konfliktu między mieszkającymi obok siebie przedstawicielami różnych społeczności; to przeanalizowanie przyczyn, które sprawiły, że ideologia nacjonalizmu przyniosła tak tragiczne skutki, że padła na podatny grunt i zatruła serca ludzi, którzy – mimo różnic, czasem nawet bardzo dużych – żyli i funkcjonowali obok siebie; to wiwisekcja ludzkiej psychiki skażonej ideologią UPA; to obraz świata, który ocalał – w ludziach, we wspomnieniach, w odpowiedzialności za pamięć. Taki wielowymiarowy obraz Kresów zdarza się w literaturze rzadko. Coraz częściej historia tamtych ziem staje się jedynie pretekstem do ckliwych opowieści, a nie opowieścią sama w sobie. A szkoda, bo mam wrażenie, że jeszcze sporo o Kresach nie powiedziano. Albo inaczej – powiedziano bardzo dużo, ale wciąż za mało.

Cisza w Pogrance
Jedną z charakterystycznych cech kompozycyjnych ,,Ciszy w Pogrance” jest graniczność świata przedstawionego, czyli istnienie obok siebie bardzo różnych – często budzących silne emocje – komponentów przedstawionej przestrzeni. Polska Pogranka sąsiaduje z ukraińską Połapą; rodzice głównych bohaterów tworzą małżeństwo mieszane, w którym ona coraz częściej zastanawia się, czy i w jej oczach widać zło, jakie dostrzega w swoich ukraińskich sąsiadach; dwie siostry Lena i Marysia rywalizują o względy młodego banderowca Dmitra i ta ich rywalizacja balansuje chwilami na granicy zdrady i lojalności; mały Bohdanek nie wie, że szefowie upowskiej sotni mają wobec niego konkretne plany; Dmitro musi dokonać wyboru, czy zdradzić kompanów, by ocalić ukochaną, czy na zawsze pogrzebać jej i swój los.. Bohaterowie postawieni w sytuacji granicznej mierzą się z własnymi pragnieniami i moralnością, z rzeczywistością, która wymaga od nich przejścia za linię, za którą kończy, albo zaczyna się ,,inne”. Granica staje się coraz bardziej widoczna w miarę eskalacji konfliktu między Polakami a Ukraińcami. Ale czy kiedykolwiek tak naprawdę przestała istnieć?
Kolejną charakterystyczną cechą powieści Marcina Pilisa jest kameralność, hermetyczność opisanego świata. To nie jest tak, że Pogranka jest samotną wyspą na morzu płonącego od pogromów Wołynia, ale początkowo tak może się wydawać. Niedowierzanie, że pogrom dosięgnie wioskę, która istnieje ,,od zawsze”, i że dokonać tego mogą sąsiedzi, z którymi razem pracuje się w polu, razem wychowuje dzieci i spędza czas, udziela się czytelnikowi. A przecież wiemy, jaki będzie – jaki musi być – finał tej opowieści. Jako czytelnicy zmagamy się z ciekawością, co będzie za chwilę, czy kres miłościom i przyjaźniom położy pogrom, który czai się tuż za rogiem, za rzeką, który jest już widoczny, bo łuny, bo bieżeńcy opowiadają, bo Dmitro coraz dziwniej się zachowuje. Dzięki temu, że pisarz skupił się na jednej wiosce i wzajemnych relacjach dosłownie kilkorga ludzi (pokazanych oczywiście na tle społeczności i historii, która nieodwracalnie zmierza ku Pogrance) w powieści jest przestrzeń na bardzo skrupulatną analizę emocji i zależności, które są między nimi; jest przestrzeń na poruszenie kwestii zdrady, odpowiedzialności, lojalności, na przeanalizowanie relacji polsko-ukraińskich i pokazanie mechanizmów rządzących kresową przestrzenią. Ogromna wrażliwość autora, umiejętność obserwacji człowieka i tego, co rządzi jego życiem sprawiły, że powieść na długo zapada w serce.
Akcja książki rozgrywa się w trzech przestrzeniach czasowych – mamy lipiec 1943 roku tuż przed feralną nocą, podczas której zniknęła Pogranka; mamy pamiętnik pisany przez ocalałą z rzezi Lenę (teraz już Ołenę), która zmaga się z pamięcią o tym, co przeżyła, co straciła i mamy wreszcie czasy współczesne i pozostałych ocalonych z Pogranki, Marysię i Bohdanka, którzy również zmagają się ze swoimi doświadczeniami, ale robią to na różny sposób – jedni usilnie starając się poznać prawdę, inni bardzo się jej bojąc.
A ta prawda jest w powieści właśnie najważniejsza. I mocno przytłacza czytelnika, który nie ma innego wyjścia, jak skonfrontować się z tym, co stało się w pamiętną lipcową, duszną i spokojną noc, oraz tym, co było potem. Bo zawsze jest jakieś potem. W ludziach, albo w ich pamięci.
,,Cisza w Pogrance” krzyczy do czytelnika nieuchronnością wydarzeń, niedopowiedzeniem, niedowierzaniem. A prawda jest tylko jedna.
Gdybyście mieli w swoim życiu przeczytać tylko jedna książkę o zagładzie Kresów niech będzie to ,,Zasypie wszystko, zawieje…” Włodzimierza Odojewskiego albo ,,Cisza w Pogrance”.
10/10
Agnieszka Winiarska
______________________________