Piccadilly Circus – na „skrzyżowaniu dróg”. Polskie talenty w Wielkiej Brytanii /Katarzyna Krawiecka/

Kiedy widzisz na ekranie telefonu filmik Kasi Krawieckiej, to jakby wstało słońce. Jej promienny uśmiech zaraża, a słodkie piegi rozczulają, choć może nie powinny… Dlaczego? Zachwycamy się przecież tylko małymi dziewczynkami, dużymi… no jakoś nie wypada.
– Ale… Jak to? – zapytała Krawiecka? – Nie widzisz, że jestem piękna?
– Widzę! – odrzekłam – Twoje poczucie własnej wartości, budowane latami, sprawia, że jesteś cudowną, uroczą, kobietą. Mamą, pisarką, blogerką… Właściwie całkiem serio „babką”, ale… te Twoje piegi… Taka Ania z Zielonego Wzgórza! Nigdy! – obiecaj – Nie gub w sobie tej dziewczynki! Obiecujesz?!
– Obiecuję! – odpowiedziała. A ja wiedziałam, że mówi prawdę. Wiesz, dlaczego? Gdzieś tam na zdjęciu, w tle, widziałam zieloną farbę…
Katarzyna Krawiecka o sobie: „Jest Gorzowianką (rocznik ‘84), ale wychowaną na końcu świata (Pleśna w zachodniopomorskim). W podstawówce zamiast prac domowych pisała dołujące wiersze. W liceum miała same troje, a z matury ustnej z polskiego 2- (nie lepiej było z pisemną). Najwięcej nocy przepłakała jednak nad zadaniami z matmy. Po maturze, zamiast jako au pair w Holandii, zakotwiczyła się na trzy lata w Zespole Kolegiów Nauczycielskich w Koszalinie. O mało nie wyleciała z pierwszego roku z powodu wiedzy o teatrze – cudownym przedmiocie, na który notorycznie zapominała przychodzić. Na drugim roku zapomniała przyjść na egzamin z historii języka (jak się wybroniła, nie wie tego nikt!) Gdy okazało się, że wykładowca od teatru (ten z pierwszego roku) jest najmniejszym złem (trzeba było podejść do tematu strategicznie), postanowiła właśnie u Niego napisać prace licencjacką z Trzy Kolory. Czerwony. Wieszcza Kieślowskiego. Z dyplomem Uniwersytetu Szczecińskiego chciała podbić świat. Jednak, zamiast w którejś z podstawówek, w 2006 wylądowała na trzy miesiące w jednym z magazynów w Northamptpnshire. Po szesnastu latach (cholera, co poszło nie tak?) zapuściła tu korzenie i ma czelność być szczęśliwa. Ma więcej szczęścia niż rozumu i chyba to uratowało ją od kompletnego zwariowania. Mnóstwo życzliwości też ma i przyciąga tak zwariowanych ludzi, jak ona sama! (śmiech!) Kiedyś złośliwa. Dziś zadaje trudne pytania. Gdy sama je usłyszy, mówi jak jest. Bez masek i zbędnych ozdobników. Prywatnie mama Anniki i Jamiego”.
Jesteś mocno rozpisaną dziewczyną, dlatego w pierwszej kolejności zapytam, czy byłaś kiedyś w londyńskiej Waterstones Piccadilly – największej księgarni w Europie?
Waterstones Piccadily – ubolewam, nie byłam. Nie wytrzymałaby tego moja kredytowa. (śmiech!) A tak na poważnie już sprawdziłam na mapie i to, że tam zawitam, jest tylko kwestią czasu. Moje córka jest Łotyszką i (w tej lepszej połowie) Polka, stąd bywam na Łotwie. Gdy odwiedzałam Rygę, miałam przyjemność zawitać do najpiękniejszej biblioteki narodowej. Na miejscu dowiedziałam się, że jeśli chodzi o koszt budowy, była to druga najdroższa inwestycja w Europie. Mój rozmówca powiedział – Taki budynek na książki? Kompletna strata pieniędzy!
Honesty is your best policy, they say.
Jesteś autorką książki Janka. Opowieść (nie tylko) o Wołyniu. Co stanowiło inspirację do jej napisania i o czym opowiada?
Janka została wydana pod dwoma tytułami. W Anglii to Janka. Opowieść (nie tylko) o Wołyniu (2019 r.). W Polsce właśnie ukazała się pod zmienioną nazwą by odczarować wojnę: Janka. Historia, której nie znacie.
Utarło się, ze Kochanowski napisał treny jako upust swoich emocji po śmierci Urszulki. Językoznawcy dokładnie to zbadali i wiedzą, że to nieprawda; cały tom Trenów ma tak precyzyjna budowę, iż obala ów mit, który wszyscy powtarzają jak mantrę, w którą ludzie zaczynają wierzyć (podobną analogię zauważam w tym, co się dzieje w telewizji). Z moja książka jest zupełnie inaczej (śmiech!) Mój syn zapytał mnie, co to znaczy, że jestem Polka. To pytanie zapaliło we mnie iskrę, żeby odpowiedzieć mu na to pytanie tak, abym mogła sobie wybaczyć moją ignorancję pewnych rzeczy, powodującą, że dziecko zadaje mi tak fundamentalne pytania. Dzisiaj wiem, iż książka powstała również z innego powodu. Powstała po to, by łączyć pokolenia i narody. Dosłownie!
W książce bardzo ważną kwestię stanowi kontekst historyczny.
Zaskakujące emigranckie poszukiwania naszych korzeni odnalazły sielskość, dziecięcą wrażliwość, bajkową prostotę, na tle niewyobrażalnie brutalnej historii – rzezi wołyńskiej.
Pragnę zainspirować Polaków na całym świecie do odszukiwania ich własnych historii. Do zachęcenia krewnych, by odważyli się z nimi rozmawiać i podzielili się historiami, o których nie usłyszą nigdzie indziej. Za kilkanaście lat nie będą mieli przecież już takiej okazji. Dzięki temu przeszłość nie zostanie zakłamana, a wszyscy dowiedzą się ważnych rzeczy z najbardziej wiarygodnego źródła.
Janka to moja misja. To prezent dla każdego. Dla młodszego pokolenia też! Wiele osób nie bierze młodych ludzi na poważnie, bo według niektórych nic nie wiedzą o życiu. Absolutnie się nie zgadzam z tym stwierdzeniem. Młodzież jest nie do zatrzymania! Zamiast wkuwania nudnych dat pokażmy im, że wszyscy jesteśmy połączeni cudowna nicią z naszymi przodkami. Mam marzenie, aby Janka stała się symbolem łączącym pokolenia. Głęboko wierze, iż wszyscy na tym skorzystamy i będzie to niezwykle budujące doświadczenie. Iskra, która zmieni Twoje życie.
Gdzie można nabyć Twoje dzieło?
Można ja nabyć na www.kasiakrawiecka.com oraz u cudownego wydawnictwa Zen: https://wydawnictwo-zen.pl/produkt/janka-historia-ktorej-nie-znacie .
W roku 2019 zostałaś laureatką konkursu literackiego Lokomotywy pt. Co w sercu, to na papierze realizowanego w ramach projektu Przystanek Horyniec.
Wzięłam w nim udział za namową Asi, nauczycielki z polskiej szkoły. Miałam opisać tęsknotę za krajem, co też udało mi się zrobić tak ciekawie, że wygrałam konkurs jednogłośnie (jurorzy znajdowali się w różnych miejscach Polski). Napisałam go w formie pamiętnika i zatytułowałam Haliny Emigracyjne Rozkminy (umieszczę je w mojej drugiej książce). To pozwoliło mi uwierzyć, że ja naprawdę umiem pisać.
„Na mieście” słyszy się, że Kasia to także blogerka, jednak najwięcej Twoich „rozświetlonych” postów widzę nie na blogu, ale na Kasia Tłumaczy /Facebook/?
https://www.facebook.com/KasiaKrawieckaTlumacz
Co, jako pisarka, blogerka i vlogerka, próbujesz przekazać innym i jak z Twoją działalnością wiąże się hasło: „ciągle przekracza swoje granice”?!
Kasia Tłumaczy to fejsbuczkowy profil, chociaż mam nadzieje, ze stanie się blogiem, a może nawet książką, która będzie inspirować tysiące ludzi. Ba! Setki tysięcy ludzi! Jestem DDA po nieudanej próbie samobójczej. Przez wiele lat ogromnie trudno było odnaleźć mi się w moim życiu i zaakceptować siebie taką, jaka jestem. Bez filtrów i upiększeń. Zgadywałam, co jest dobre, a co złe. Dzięki temu co piszę, chcę dotrzeć do każdego, kto jeszcze nie wie, że można żyć w zgodzie ze sobą, bez względu na przeszłość. Że można być dobrym człowiekiem, nawet jeśli zrobiliśmy głupie rzeczy kiedyś tam. Każdy z nas – nawet osoby należące do mojego klubu – wielkich nosów – może przejrzeć się w lustrze i być wdzięcznym za to, że wciąż jest. To pokonywanie siebie. Przekraczanie swoich granic.
Plany artystyczne na przyszłość?
Plany… (śmiech!) Planuję wydać drugą książkę. Nie umiem określić tego czasowo. Wszystko się ułoży, gdy będę gotowa. Najważniejsze jest dawanie wartości innym ludziom.
Największa duma?
Dzieci, które mają odwagę być sobą i mówić, co czują. I moje pokonywanie słabości… Jestem dumna z siebie, że mimo, iż będąc bardzo nieidealną, jestem wystarczająco dobra, by być szczęśliwą. Taka. Jaka. Jestem.
Nie mogę się powstrzymać i, jako koleżankę po fachu – polonistkę, tak na koniec, muszę zapytać, jak postrzegasz naukę naszego rodzimego języka przez dzieci polonijne w Wielkiej Brytanii.
Jako polonistka mogłabym powiedzieć, że zawiodłam moje dzieci, bo nie piszą po polsku, a mówią i z angielskim akcentem. Że… nie znają Mickiewicza. Poznają, gdy przyjdzie na to czas. Najważniejsza dla nich nauka to pokochanie siebie. Gdy to opanują, będą umieli być sobą w każdym zakątku świata… i naucza się każdego języka. A patriotyzm, o którym się huczy, to znajomość swoich korzeni, lokalnych twórców; znajomość polskich piosenek – nie tylko tych wojennych. To mówienie ważnych słów do swoich bliskich. To wakacje nad Bałtykiem. To samodzielne myślenie i nie wierzenie ślepo telewizyjnym kukłom. To płacenie podatków. To rozmawianie z bliskimi i wiele innych dziwnych rzeczy, których sporo Polaków nie zrozumie…
Dziękuję za rozmowę!
autor: Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz