Co się dzieje (i nie dzieje) w seminarium? – „Sakrament obłudy” Roberta Samborskiego

Czy kiedyś zastanawialiście się, czego uczą się kandydaci na księży w seminariach? Nawet jeśli tak, to trudno dowiedzieć się szczegółowych informacji i zaspokoić swój głód wiedzy w tym temacie. Wygląda na to, że mury seminariów duchownych są bardzo szczelne i stosują zasadę, że co zdarzyło się za ich murami, na zawsze tam zostanie.
Drzwi seminarium w Legnicy otwiera czytelnikom Robert Samborski w książce Sakrament obłudy. Wspomnienia z seminarium (Wydawnictwo Krytyki Politycznej). Autor jest byłym duchownym katolickim (przyjął święcenia diakonatu) i studiował w Wyższym Seminarium Duchownym w Legnicy przez sześć lat, doświadczył więc opisywanych rzeczy na własnej skórze i zna środowisko „od podszewki”.
Autor pokazuje czytelnikom, jak wygląda życie w seminarium duchownym, i jego absurdy. Najbardziej zdziwiły mnie przedmioty, których uczą się przyszli księża, a raczej brak kwestii praktycznych i czysto technicznych, dotyczących np. udzielania sakramentów czy odprawiania nabożeństw. Poza tym program nauczania nie zmienia się z biegiem czasu i teraz wygląda nawet nieco karykaturalnie. Wciąż obowiązują w nim założenia z encykliki Leona XIIIAeterni Patris z 1879 r. Od jej powstania minęło niemal 150 lat! Jedyną liczącą się filozofią wykładaną w seminariach jest tomizm. Nawet jeżeli na wykładzie pojawi się jakaś szczątkowa wzmianka na temat późniejszych filozofów i ich dzieł, to raczej jako śmieszna ciekawostka.
Seminarium opisywane przez Samborskiego to dziwne miejsce, niemal jak z absurdalnego snu. Bardziej przypomina koszary wojskowe niż szkołę dla kapłanów religii, która uważa się za ostoję dobroci, miłości i pomocy bliźniemu. Wykładowcy i opiekunowie często stosują przemoc psychiczną wobec swoich podwładnych.
Nikt nie może odstawać od grupy. Jeżeli ktoś dobrze się uczy, może być uznany za osobę pyszną i wywyższającą się wśród kolegów. Lepiej chyba uczyć się gorzej, by nie zwracać uwagi przełożonych. Przecież o to im chodzi – jak nazwał to Samborski, przyszły kapłan ma być: „BMW – bierny, mierny, ale wierny…”.
Gdy czytałem Sakrament obłudy Roberta Samborskiego, miałem nadzieję, że może choć trochę zmieni nastawienie Polaków do księży i przebiję tę roztaczaną wokół nich aurę świętości i nieomylności. I choć to książka bardzo ważna i potrzebna, chyba nic nie zmieni w kształtowanej przez wieki mentalności wielu (chyba nawet większości) Polaków. Może gdyby wszyscy przeczytali książkę Samborskiego, coś by się w tej kwestii zmieniło. Polecam!