W pogoni za ideałem

„Garnizon sztuki – teatr pozytywnych emocji” wystawiając sztukę pt. „VICTORIA/ True Woman Show” dotrzymuje obietnicy z nawiązką. Są i pozytywne emocje, i doskonała zabawa, i prawdziwe wzruszenie. Za sprawą piątki wspaniałych artystów spędzamy półtorej godziny na widowni nie tylko śmiejąc się do łez, ale też, mimo woli, rozważając w duchu życiowe dylematy, które wszyscy w głowie mamy jeśli nie takie same, to bardzo podobne. I w dodatku bez względu na płeć, chociaż bohaterkami tej sztuki są przede wszystkim kobiety.
Nazwisko Wawrzyńca Kostrzewskiego można uznać za gwarancję odpowiednio wyważonej dawki dowcipu na najlepszym poziomie i krytycznego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość. Wielokrotnie nagradzany za swoje spektakle, Kostrzewski w swoich sztukach pokazuje z bliska wady ludzkie i przywary, które bawią nas oglądane na scenie lub na ekranie, ale bywają nie do zniesienia w życiu. Daje tym wyraz nie jakiemuś „krytykanctwu” i potrzebie oceniania innych z pozycji kogoś, kto posiadł więcej wiedzy o świecie, a raczej troski o kondycję człowieka jako jednostki i jako części większej społeczności, której „zdrowie” zależy od zdrowia składających się nań tkanek. Mając niesamowity dar obserwacji Kostrzewski sprawia, że w jego sztukach odnajdujemy bardzo dobrze nam znane typy ludzkich charakterów i zachowań, ale też samych siebie ze swoimi słabościami. Zgodnie z misją „Garnizonu Sztuki…” najnowszy spektakl Kostrzewskiego z lekkim przymrużeniem oka traktuje o zagadnieniach bardzo poważnych i w takim samym stopniu bawi nas, jak wzrusza, a nawet chwilami porusza naprawdę głęboko.
Od wieków jesteśmy wychowywani w „kulturze” oceniania. To zaczyna się już w dzieciństwie, kiedy rodzice chwalą się między sobą postępami w rozwoju i osiągnięciami swoich dzieci. Potem szkolny system oceniania sprawia, że dorastamy w atmosferze rywalizacji i podlegając nieustannemu „segregowaniu” pod kątem umiejętności i talentów. Ten wyścig trwa cały czas, kiedy dorastamy, a jeszcze nie rzadko kibicują temu nasi bliscy, krewni, rodzice, którzy wypatrują naszych życiowych osiągnieć i popędzają w pokonywaniu kolejnych stopni „wtajemniczenia” w sztuce życia – zdobycia dobrej pracy, zamążpójścia, posiadania dzieci etc. Kobiety dodatkowo poddawane są nieustającej presji na to, jak wyglądają, jak się zmieniają, jak się starzeją. Nie ma akceptacji dla braku urody, braku dbałości o siebie, chociaż dużo mówi się o potrzebie akceptacji dla inności i tolerancji dla wszystkich. A świat marketingu przykręca śrubkę, reklamując nam wieczną młodość jako realny cel do osiągnięcia. Pisma dla kobiet prezentują styl życia, który musi pomieścić obok spełnienia u boku wyjątkowego mężczyzny, także sukcesy zawodowe, realizowanie życiowych pasji, a to wszystko w doskonałej formie fizycznej i psychicznej. Chcąc naśladować taki idealny wzorzec w pewnym momencie zaczynamy czuć się jak zwierzę goniące swój własny ogon, bo cel wciąż oddala się zamiast przybliżać, mimo naszych codziennych starań.
W naprawdę świetnej sztuce Kostrzewskiego trzy zupełnie różne typy kobiet walczą o tytuł idealnej kobiety w popularnym show emitowanym w Internecie i w telewizji. O wynikach decydują głosy widzów online, którzy oglądają na ekranach zmagania trzech kandydatek. Show ma wymagających sponsorów, nie może więc zabraknąć podczas transmisji reklam ich super produktów, które mogą pomóc kobietom siedzącym przed ekranami zbliżyć się do ideału w sensie fizycznym, jak i umysłowym.
Show prowadzi „wygalantowany”, „wybłyszczony”, „androidalny” prezenter, który zdaje się poruszać jak ryba w wodzie w świecie wszechogarniających pozorów i sztuczności i – za odpowiednie wynagrodzenie – będzie je chętnie promował.
Podczas teleturnieju dołącza do niego artysta, który godzi się ze względów finansowych na wzięcie udziału w występie, jednak z każdą kolejną minutą dostrzega pustkę i jałowość konkursu, a w końcu zaczyna zdawać sobie sprawę, że nie przystaje do zaproponowanej formuły.
Trzy wspaniałe aktorki dają na scenie naprawdę piękny pokaz swoich umiejętności aktorskich. Edyta Olszówka – w roli nieco zagubionej, wpędzanej całe życie w kompleksy przez własną matkę i nieustannie zabiegającej o jej akceptację pracownicy sklepu modowego, z jednej strony niesamowicie empatyczna i ciepła, z drugiej nie potrafiąca kompletnie wydostać się z poczucia bycia gorszą i niespełnioną w żadnej dziedzinie życia – dzięki szalonemu show zdaje się odzyskiwać wiarę w siebie albo przynajmniej robi pierwszy krok w stronę samoakceptacji. Anita Sokołowska – pełna wewnętrznej samodyscypliny, zupełnie niezależna i pewna siebie szefowa korporacji, negująca potrzebę stałego związku, odrzucająca uczuciowość, ale przede wszystkim wszelkie role, które społeczeństwo narzuca kobietom, uosabiająca nasze wyobrażenie kobiety sukcesu – podczas konkursu odkrywa w sobie pod wypracowaną przez lata i pielęgnowaną szorstkością prawdziwe potrzeby serca. I w końcu wspaniała Ewa Bułhak – zapracowana, zawsze zajęta, nie pracująca zawodowo, lecz zajmująca się domem i rodziną, nie mająca czasu na to, żeby myśleć o swoich potrzebach, a nawet odrzucająca całkowicie myśl o ich istnieniu, zdeterminowana, żeby wygrać konkurs, bo byłoby to coś, co miałaby nareszcie tylko dla siebie – dzięki udziałowi w konkursie dowiaduje się, że istnieją zupełnie inne drogi do samospełnienia i że wciąż są dla niej otwarte. W tej roli Ewa Bułhak udowadniając wielki talent komediowy, jest jednocześnie niesamowicie wzruszająca. Piękna, wspaniała rola!
Krzysztof Szczepaniak w roli prowadzącego wprowadza na scenę niesamowitą energię, która od pierwszych minut udziela się widowni. Szybko zapominamy, że jesteśmy w teatrze i stajemy się widownią prowadzonego przez niego show, w którym akcja toczy się bardzo szybko i zaczynamy mieć obawy, że obiecane „krew, pot i łzy” staną się także naszym udziałem. Grany przez niego Oskar jako prowadzący program nie dba o kandydatki, za to stara się z jednej strony panować nad sytuacją, a z drugiej narcystycznie nieco błyszczeć i całkowicie przejąć „rząd dusz” nad publicznością. Krzysztof Szczepaniak w tej roli oczywiście sprawdza się doskonale, bo zdaje się być urodzonym „mistrzem ceremonii” i wodzirejem. Do tego jeszcze pewien profesjonalizm, który cechuje go jako aktora, tutaj przerysowany dla potrzeb roli sprawia, że Oskar zdaje się nie mieć cech ludzkich ani ludzkich uczuć. Patrząc na granego przez niego brawurowo bohatera, zastanawiamy się, czy prezenter ma jakiekolwiek słabości ludzkie, czy też jest może jakimś fenomenalnym wytworem mediów, który ma za zadanie jedynie za wszelką cenę podwyższać oglądalność i zarabiać pieniądze dla swoich pracodawców. Talent Szczepaniaka rozkwita na kolejnej scenie i po prostu trzeba go zobaczyć w tej roli.
Zbigniew Zamachowski w roli Gustawa – czyli uosobienia mieszanki cech męskiego ideału – z początku zdaje się być kolejnym „samcem”, który nie jest w stanie zrozumieć kobiety, za to chętnie przyłączy się do grona jej krytyków. Jednak biorąc udział w emocjonującym konkursie i będąc świadkiem zmagań trzech kobiet, z których tak naprawdę każdej jest do ideału tak samo blisko, jak i bardzo daleko, jako pierwszy dostrzega bezsens tej walki. Jednocześnie zaczyna dostrzegać swoje błędy życiowe. Oceniając samego siebie jako mężczyznę nie idealnego, wybiera tę, która cech idealnych zdaje się mieć najmniej. Jak się okazuje – Gucio stoi po przeciwnej stronie skali niż Oskar i jest człowiekiem orzeźwiająco normalnym – kimś, kto jako jedyny jest w stanie przekłuć tę bańkę złudzeń i imaginacji. Ostatecznie, okazując się „fajnym”, ciepłym facetem, faktycznie udaje mu się zbliżyć do ideału mężczyzny, którego większość kobiet chciałaby mieć przy sobie.
Wspaniała oprawa multimedialna i muzyczna spektaklu – łącznie z planowanymi przerwami w dopływie prądu – dopełnia ten obraz. Akcja spektaklu jest bardzo dynamiczna, na scenie dzieje się bardzo dużo i tylko co jakiś czas wszystko cichnie na chwilę i odkrywa się przed nami prawdziwe oblicze którejś z bohaterek, które pokazuje, jak daleko jej do jakiekolwiek ideału, a jak blisko do każdego z nas, siedzącego na widowni, z naszymi codziennymi życiowymi zmaganiami.
„VICTORIA/ True Woman Show” Wawrzyńca Kostrzewskiego, którą od 10.09 możecie znaleźć w repertuarze „Garnizonu Sztuki” to bardzo zabawna, świetna i doskonale zagrana komedia, ale też po prostu piękna sztuka o tym, że kiedy za wszelką cenę staramy się wpasować w jakikolwiek wzorzec, przestajemy dostrzegać, ile fantastycznych rzeczy ma nam do zaoferowania życie. I że wcale nie musimy stać na podium, żeby na nie zasłużyć.
VICTORIA/True Woman Show, reż. Wawrzyniec Kostrzewski, Garnizon Sztuki – teatr pozytywnych emocji
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony https://www.facebook.com/garnizonsztukiteatr