„Na zawsze w lodzie. Śladami tragicznej wyprawy Johna Franklina” – recenzja

Wczesnym rankiem 19 maja 1845 roku wypłynęły dwa brytyjskie okręty: HMS Erebus oraz HMS Terror. Na pokładzie pierwszego ze statków znajdował się kapitan John Franklin, dowódcą drugiego z nich i jednocześnie zastępcą byłego gubernatora Tasmanii Franklina był kapitan Francis Crozier. Załoga liczyła 129 osób wraz z oficerami. Wyprawa ta miała na celu odkrycie przejścia, które umożliwiłoby żeglugę między Europą a Azją. Jej ścieżka wiodła przez niegościnny, zimny teren arktyczny i już wielokrotnie okazywała się zaporą nie do przejścia dla okrętów Królowej Wiktorii.
Ekspedycja Johna Franklina dotarła do Arktyki, lecz później słuch o niej zaginął, a zaniepokojeni członkowie admiralicji oraz żona dowódcy Lady Jane, zaczęli wysyłać załogi mające na celu odnalezienie dowódcy i jego ludzi lub przynajmniej poznania ich losów. To samo ma na celu niniejsza publikacja. Książka Owena Beattiego i Johna Geigera przybliża nam historię nie tylko Erebusa oraz Terrora, ale wypraw arktycznych w ogóle. Głównym zagadnieniem w niej podjętym jest jednak próba rozwiązania tajemnicy sprzed prawie dwóch wieków i wyjaśnienie tego, co tak naprawdę doprowadziło do okropnej śmierci brytyjskich marynarzy. Autorzy odpowiadają na pytanie o to, co sprawiło, że najlepiej zaopatrzona wyprawa arktyczna swoich czasów nie tylko nie przyniosła odkrywcom takiej sławy jakiej oczekiwali, ale przerodziła się w walkę na śmierć i życie w warunkach tak trudnych, że jeszcze wiele lat po niej przerażenie wzbudzały makabryczne historie o kanibalizmie przekazywane z pokolenia na pokolenie przez Inuitów, zamieszkujących te rozległe, zimne tereny.

Portret Sir Johna Franklina (1786-1847). Źródło: Dibner Library Portrait Collection.
Historia przedstawiona w Na zawsze w lodzie. Śladami tragicznej wyprawy Johna Franklina jest też opowieścią o ludziach, którzy organizowali ekspedycje mające na celu m.in. ekshumację zwłok członków ekspedycji w celu rozwiązania tajemnicy ich śmierci – znajdują się tu również zdjęcia, które doskonale uzmysławiają w jak złym stanie zdrowia znaleźli się tuż przed zgonem. Jak już wspominałem mamy tu też do czynienia z krótką historią wypraw arktycznych, mających jednak jeden wspólny mianownik – tak zwane „osłabienie” trawiące żeglarzy, często wspominane w dziennikach pokładowych i notatkach sporządzanych przez oficerów. Nikt nie brał wówczas pod uwagę tego, że za owym „osłabieniem” stała najnowsza technologia, która miała pomóc im przetrwać zimę bez zachorowania na szkorbut.
Aby poznać tę historię i jej zakończenie należy sięgnąć po najnowszą powieść z serii Mundus. Jest to książka znakomita, którą czyta się jednym tchem. Polecam ten tytuł nie tylko miłośnikom historii, ale przede wszystkim bardzo dobrej literatury.