Ojczyzny przeżywanie. Recenzja książki Roberta Nowakowskiego ,,Ojczyzna jabłek”

Czasami, bardzo rzadko, ale jeżeli już, to z pełną mocą, chodzą za mną jakieś historie. Dobijają się do głowy w różny sposób – czasami skrawkiem rozmowy, przeczytanym artykułem albo obrazem wyświetlonym w czasie przeglądania tego, co w sieci. Chcą mi chyba powiedzieć, tak to sobie wyjaśniam, że cierpliwie (albo niecierpliwie – gdy ich obecność staje się coraz bardziej namacalna) czekają na moje zainteresowanie. Aż w końcu, po kolejnym już impulsie orientuję się, że temat do mnie woła, że wciska mi się pod powieki i chce, żebym o nim mówiła. No to mówię….
Książka Roberta Nowakowskiego ,,Ojczyzna jabłek” opowiada o tym skrawku świata, o którym trochę wiemy, ale właściwie niewiele, co prawda ,,gdzieś to w szkole było, ktoś to mówił, stare dzieje, wszystko minęło, skupmy się na tym, co tu i teraz.” (sic!) A tymczasem tragedia Bojków – o której jest ,,Ojczyzna jabłek” to wciąż nie dość wybrzmiały głos w naszej rodzimej świadomości.
Bojkowie to grupa etniczna zamieszkująca między innymi Karpaty Wschodnie, wyróżniająca się własną kulturą i obrzędowością. Zamieszkujący tereny górskie i mający własne sympatie albo antypatie ideowe i te dotyczące przynależności do konkretnego państwa* bardzo często stawali się narzędziem politycznych rozgrywek. W czasie wojny, z wiadomych przyczyn, proceder ten nasilił się znacznie zmuszając ich do zgubnego często w skutkach tańca pomiędzy jednym agresorem, a drugim. Robert Nowakowski ujął to tak:
Mozes mógł poradzić Rabikom [rodzina Bojków przyp.red.], żeby zrobili wszystko, aby przekonać przybyszów z zewnątrz, że są katolikami. Na niewiele mogło się to zdać, bowiem kenkarty, które wciąż pełniły funkcje dowodów, Rabikowie mieli ukraińskie. Za to groziła śmierć, ale przecież śmierć groziła też za brak kenkarty lub za kenkartę polską. Zależy, kogo spotkało się na drodze lub kto wlazł do chaty. Nie od rzeczy były też inne papiery. Zaświadczenie o udzielaniu pomocy partyzantom radzieckim. Zaświadczenie o wzorowej postawie obywatelskiej podczas okupacji hitlerowskiej. Dobrze byłoby, gdyby któryś z synów mógł okazać książeczkę żołnierza Armii Czerwonej. I wreszcie, na samej górze tej sterty papierów, metryka chrztu katolickiego. Nic, że fałszywa. Byle była. Sterta papierów. Oto człowiek.
,,Ojczyzna jabłek” to bardzo klasyczna w formie powieść o swoistym exodusie, jakiego doświadczyli Bojkowie. Robert Nowakowski opisał nie jedną, a kilkadziesiąt tragedii i wewnętrznych dramatów, jakie spadły na ludność bojkowską. Mowa nie tylko o wysiedleniu i utracie ziemi, ale też o konieczności konfrontacji z własnym tchórzostwem; wyrzekaniu się swojej wiary za cenę przetrwania; dylematach moralnych, po której stronie walczyć i jak oceniać tych, którzy wybrali źle. To także powieść o tym, co jest ważniejsze – przetrwanie w wymiarze fizycznym czy ocalenie duchowe. Nie sposób zliczyć tych mikro-tragedii, które wstrząsnęły światem, o którym opowiada Robert Nowakowski. Chwilami miałam wrażenie, że to jest absolutnie nierealne, by jeden człowiek, jedna rodzina zmuszona była do tylu decyzji warunkujących przetrwanie i zachowanie jakichkolwiek resztek moralności. Autor ,,Ojczyzny jabłek” konfrontuje swoich bohaterów ze wszystkimi ,,złami”, jakie mogły ich dosięgnąć – z ideologią nacjonalizmu ukraińskiego, której wielu Bojków uległo; z opresjami ze strony Ludowego Wojska Polskiego (akcja ,,Wisła”); z przesiedleniem na zachód i niemożnością asymilacji w ,,nowej ojcowiźnie”; z piętnowaniem przez lokalną społeczność; z brzemieniem pochodzenia i niemożliwym do utulenia żalem za utratą jego spontanicznego przeżywania; ze sprzedawaniem własnej tożsamości za cenę miski zupy; z życiem w kłamstwie i pogrążaniem się w letargu.
Wszystko to brzmi trochę tak, jakbyśmy obcowali z podręcznikiem do historii, a nie dobrą literaturą. Tymczasem ,,Ojczyzna jabłek” to bardzo obrazowo napisana historia o rodzinie Rabików, miłości Jelka i Niny (Bojka i Łemkini) oraz o absolutnie niezwykłej postaci spajającej niejako tę historię i nadającej jej wymiar metaforyczny, Żydzie Mozesie. Literackie obrazy, jakie funduje nam Robert Nowakowski są bardzo wymowne w swym przesłaniu i sprawiają, że powieść jest dość prosta w odbiorze zarówno na poziomie dosłownym, jak również symbolicznym. Piękne i potrzebne są te obrazy, zwłaszcza gdy Nowakowski opowiada o ludzkich tragediach. Tempo narracji jego książki jest zawrotne i to, przyznaję, bywa denerwujące (chciałoby się zwolnić, zaczytać w tej historii, pomyśleć), jednak dzięki tym plastycznym, czasami wręcz teatralnym scenom, Nowakowski osiąga pewien balans między poetyką swojej książki, a jej przedmiotem – dostajemy na wskroś realistyczną opowieścią o świecie przepełnionym obrzędowością.
Kilka metrów od niej stały dwa straszki (…) tyczki z trzema gałązkami, na których wisiały białe skorupki jajek. Straszki służyły do odwracania uwagi przechodnia od kartofliska. Nie mógł już rzucić uroku na zagony ziemniaków, raz spojrzawszy na jajka. Nie mógł już rzucić uroku na zagony ziemniaków, raz spojrzawszy na jajka. Ale jakże śmieszne były te kijki w porównaniu z karabinami żołnierzy.
,,Ojczyzna jabłek” warta jest uwagi przede wszystkim dlatego, że opowiada o literacko niewyeksploatowanym dotąd wycinku naszej historii. Nie znajdziecie w niej tematów i wątków z II Wojny Światowej, które w polskiej prozie pojawiają się niemal seryjnie, tworząc coś na kształt tematycznego ,,must have” . I dobrze! Potrzeba nam takich historii, które w warstwie fabularnej wychodzą poza główny nurt użytych obrazów. Po drugie, to jest naprawdę dobrze napisana, wzbudzająca emocje powieść będąca czymś na kształt księgi wyjścia, w której zawarto historię tułaczki kilku osób i jednocześnie całej społeczności. Mocna, poruszająca rzecz.
9/10
Agnieszka Winiarska
_______________
p.s.
Jednego nie jestem w stanie zaakceptować – używania w powieści określenia ,,repatriacja” w kontekście katastrofy, jakiej doświadczyli Kresowianie. Rozumiem, że zamysłem było użycie terminologii właściwiej dla okresu, w jakim dzieje się akcja powieści i nie twierdzę, że w czasie opisywania świata każdorazowo trzeba starać się o skrajny obiektywizm (to absurd). Niemniej jednak chwilowo w ocenie tej kwestii wygrywa serce, które wolałoby jakiś odautorski komentarz skierowany zwłaszcza do tych, którym ta tematyka jest zupełnie obca. Tego typu rzeczy są nieuniknione, gdy na warsztat brana jest historia delikatna i trudna, jak ta.
_____________
* Grzegorz Motyka ,,Łemkowie i Bojkowie” OBEP IPN LUBLIN – https://www.polska1918-89.pl/pdf/lemkowie-i-bojkowie,6054.pdf