O fenomenie Marii Czubaszek

Królowa satyry i ciętych ripost, osobowość telewizyjna, felietonistka i, jak sama o sobie mówiła, „pogodna pesymistka” – Maria Czubaszek. Choć niedługo minie pięć lat od jej śmierci, wielu jej fanów nie potrafi wypełnić pustki, którą po sobie pozostawiła. Jaka była w życiu prywatnym? Jak zaczęła się jej praca w mediach? Pisze o tym Violetta Ozminkowski w książce Maria Czubaszek. W coś trzeba nie wierzyć (Prószyński i S-ka).
Głównym tematem książki może wydawać się życie Marii Czubaszek. Autorka przedstawia najważniejsze i przełomowe momenty życia satyryczki – zerkamy na jej lata dziecinne, śledzimy jej drogę zawodową, a nawet życie prywatne, jak na porządną biografię przystało. Myślę jednak, że najważniejszą kwestią w dziele Ozminkowski jest pustka.
Jak opisać pustkę po stracie bliskiej osoby? To zadanie trudne, niemalże niemożliwe. Z pewnością trzeba dać przemówić tym, którzy znali tę osobę. Można też opisać przedmioty, których używała i wspomnieć twórczość. Ale to nie wystarczy. Brakuje tego „czegoś”, co trudno nazwać. Znalazłem to w książce Maria Czubaszek. W coś trzeba nie wierzyć.
Violetta Ozminkowski opisuje również swoje spotkania z mężem Marii Czubaszek – Wojciechem Karolakiem (zawodowo wybitnym muzykiem jazzowym). Odwiedziła również mieszkanie, w którym małżeństwo mieszkało. W pokoju Czubaszek nic nie zostało zmienione po jej śmierci, wszystko leży na swoim miejscu, jakby satyryczka miała za chwilę wrócić. „Jutro jest rocznica odejścia Zajączki (tak pieszczotliwie Karolak nazywał swoją ukochaną żonę) i widzę, że u mnie cztery lata bez sprzątania to o pół roku za dużo” – pisał w mailu do Ozminkowski.
Na czym polega fenomen Marii Czubaszek? Myślę, że przede wszystkim na autentyczności. Nigdy nie udawała, nie grała przed kamerami. Zawsze mówiła to, co myśli, choć wiele jej poglądów część osób może uznać za kontrowersyjne. Dla mnie zawsze będzie kojarzyć się z niezwykłą uprzejmością i ciepłem, które od niej biło; miałem to szczęście spotkać panią Marię kilka lat temu. Nigdy nie zapomnę tego momentu i naszej rozmowy, a książka, do której wpisała mi się pisarka, jest dla mnie jedną z najcenniejszych pamiątek.
Maria Czubaszek odeszła 12 maja 2016 roku. Jak bardzo banalnie by to nie zabrzmiało, bardzo brakuje jej trafnych komentarzy o polityce i współczesnym świecie. Jestem bardzo ciekawy, jak skomentowałaby naszą pandemiczną rzeczywistość. Nigdy się tego nie dowiemy. Jedyne, co nam zostało, to czytać książki pani Marii i tę najnowszą, autorstwa Violetty Ozminkowski, którą bardzo polecam.