„Wojna polsko-bolszewicka. Konflikt, który zmienił bieg historii” – recenzja

Koniec Wielkiej Wojny przyniósł Europie równie wielki smutek oraz żałobę. Przeciwne nastroje dominowały w nowoodrodzonej Polsce. Rozpierała ją euforyczna, niemal ekstatyczna radość, która napełniała serca rodaków nadzieją na lepsze jutro. Jednakże rzeczywistość okazała się odmienna i już w pierwszych miesiącach wolności przyszło im walczyć o niepodległość ojczyzny. Największym z konfliktów był ten z 1920 roku, znany z tzw. Cudu nad Wisłą i zatrzymania pochodu Bolszewików. Jak było w rzeczywistości? Kto odpowiada za plan obrony Warszawy? Czy zwycięstwo było efektem kunsztu dowódczego, cudu czy może wielkim łutem szczęścia? Na te pytania odpowiedzieć postanowił historyk Kacper Śledziński.
Jedną z najnowszych pozycji o wojnie z lat 1919-1921 jest Wojna polsko-bolszewicka. Konflikt, który zmienił bieg historii autorstwa Kacpra Śledzińskiego, która ukazała się w ubiegłym roku nakładem wydawnictwa Znak Horyzonty. Warto zauważyć, że pan Śledziński nie jest nowicjuszem w temacie historii XX wieku, ponieważ w ofercie tego wydawnictwa znajduje się pięć innych książek autora w tej tematyce.
Na pochwałę zasługują umieszczone zbiory ikonograficzne, które uznać można za odrębny sposób prowadzenia narracji. Odnajdziemy tu obfitą kolekcję propagandowych plakatów, portretów i zdjęć. Jednakże całkowicie zabrakło jakichkolwiek map, które ułatwiłyby odnalezienie się wśród operacyjnej zawieruchy wojennej. Do relokacji ugrupowań, zmiany linii frontów, granic i teatrów działań bojowych dochodziło tak często, że bez korzystania z odrębnej mapy trudno odnaleźć się w wydarzeniach przedstawianych przez autora.
Z całą pewnością nie można odmówić panu Śledzińskiemu gracji z jaką posługuje się językiem i piórem. Mimo iż nie jest to beletrystyka to jednak historia opowiadana jest momentami w sposób fabularyzowany, co ułatwiają cytaty pochodzące z pamiętników cywilów, żołnierzy i innych bezpośrednich świadków wydarzeń. Nie uświadczymy tutaj także mrowia dat i wyliczeń znanych z podręczników historycznych. Ponadto autor lubuje się w umieszczaniu wyjątkowo barwnych, żywiołowych i poetyckich opisów przyrody, scen batalistycznych (w iście Kossakowskim stylu!) i im podobnych. Wielokrotnie w trakcie lektury odnosiłem wrażenie jakbym miał do czynienia z dziełami Henryka Sienkiewicza:
Zaszarżowali jazłowieccy, a zaraz po nich zaszarżowali szwoleżerowie rokitniańscy. Błysk srebrnych szabel zaiskrzył w blaskach południowego słońca i lśnił długo, wskazując Karnickiemu całą tę godną pędzla Kossaka scenę.
Jednakże w całym tym pięknie znajdzie się przysłowiowa łyżka dziegciu, ponieważ narracja bywa prowadzona w sposób chaotyczny i niechronologiczny, zaś w połączeniu z mrowiem nazw rejonów geograficznych, wiosek, niewielkich miasteczek może wprowadzić czytelnika w zakłopotanie i skazać na ponownie czytanie pewnych fragmentów. Uczucie to potęguje brak konsekwentności przy przedstawianiu postaci historycznych. Autor nie może zdecydować czy posługiwać się pełnymi imieniem i nazwiskiem, pseudonimem, stopniem wojskowym czy arystokratycznym. Podobny problem występuje w przypadku organizacji wojskowej. W trakcie opisywanych wydarzeń często dochodziło do rozwiązywania, reorganizowania i tworzenia na nowo kolejnych grup operacyjnych, o czym oczywiście autor skrupulatnie informuje. Niemniej nazwy pułków czy armii zmieniały się tak często, że łatwo zgubić w tym rachubę. Pomocnym okazałby się dodatek, który zawierałby informacje o kolejnych najważniejszych zmianach w strukturach armii.
Warstwa merytoryczna stoi na bardzo wysokim poziomie. Cieszy mnie fakt, że autor nie boi się stawiać własnych tez i wartościować opisywanych wydarzeń, co szczególnie zauważalne jest w epilogi, gdzie przeczytamy:
Gdyby Piłsudski, zamiast zdobywać Dźwińsk i Kijów, wyrywać Litwie stołeczne Wilno i odpychać zniszczoną wojnami światową i domową Rosję na wschód, rzucił się na ratunek powstańcom śląskim i uparł się wywalczyć dyplomatycznie miasta Warmii, czy z tych zdobyczy nie byłoby większego pożytku dla Rzeczypospolitej?
Już samo przeczytanie tego fragmentu pozwala zauważyć „obrazoburcze” podejście do postaci i kultu Marszałka. Odnoszę wrażenie, że pan Śledziński bardzo chciał przedstawić ojców zwycięskiej wojny w bardzo obiektywny sposób, jednak odczuwalne jest jego negatywne wartościowanie w stosunku do obozu piłsudczyków. Tak oto przeczytamy bardzo szczegółowo o kulisach podejmowanych decyzji, niekompetencji Litwina, który odrzucał rady swych doradców, a także o rodzącym się konflikcie między Hallerem i Piłsudskim. Oczywiście nie jest to postawa czysto krytyczna, zaś na każdą przedstawioną tezę mamy przytoczone wiele potwierdzającą ją dokumentów. Bogata bibliografia jest dużym atutem, zaś w oczy rzuca się znajomość przez autora najnowszych opracowań i efektów badań. Niemniej nie mamy tu do czynienia z pracą opartą wyłącznie na innych opracowaniach, gdyż autor przeprowadził staranną kwerendę i oparł się na bogatej literaturze źródłowej. Wydawać może się to trywialnym, jednak zdążyłem się przekonać (m.in. dzięki Ludowej historii Polski czy Fantomowemu ciału króla), że nawet zawodowi historycy mają z tym problem.
Spotkałem się z zarzutami, wedle których książka nie spełnia obietnic pokładanych przez tytuł, ponieważ poznajemy tę wojnę od strony gabinetów oraz przeżyć indywidualnych, osobistych. I bez wątpienia tak jest! Jednakże w żadnym wypadku nie uważam tego za błąd. W mojej opinii jest wielka zaleta tej pracy, gdyż nie spotkałem się jeszcze z takim podejściem do wspominanych wydarzeń. Niestety w samej pracy można znaleźć kilka poważnych błędów stylistycznych i ortograficznych, które miejscami w dużym stopniu zaburzają faktyczny obraz wydarzeń. Mimo wszystko całość pracy wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Skłania ona do myślenia i stanowi dobry punkt wejścia do szerszego poznania opisywanych wydarzeń.