Zakochani w Praskiej 52. „Strategie małżeńskie. Krotochwila” Maxa Frischa

Czym tak naprawdę jest małżeństwo?
Jak bardzo trzeba kochać drugą osobę, aby pomimo jej zdrad nadal z nią być?
Krakowska Scena Klasyczna daje nam możliwość poznania kolejnej ze sztuk Maxa Frischa. Spektakl w reżyserii Jana Korwina-Kochanowskiego „Strategie małżeńskie. Krotochwila” mamy okazję oglądać w Teatrze Praska 52 od 2019 roku. Choć od premiery obsada uległa drobnej zmianie, to nadal każda z postaci zachwyca i poprzez swoją charakterystykę zostaje zapamiętana.
Niestety, dla wszystkich miłośników teatru rozpoczął się smutny czas, który miejmy nadzieję nie potrwa zbyt długo. Oczywiście dostęp do sztuki nie zostaje ograniczony, a wręcz przeciwnie – jest nawet bardzo dobrze rozwinięty. Tylko, drogi czytelniku, chyba przyznasz mi rację, że oglądanie przez monitor komputera czy ekran telewizora to jednak nie to samo, co wieczorne wyjście do budynku, w którym czuć magię, ten specyficzny zapach, klimat, a przede wszystkim gdzie wydarza się bezpośrednie spotkanie aktora z widzem, widza z aktorem.
18 marca odbył się ostatni spektakl przed wprowadzanymi obostrzeniami. Zanim przejdę do samej sztuki, warto napisać parę miłych słów na temat obsługi Teatru i ich podejścia. Przy samych drzwiach wita nas Pan z szerokim uśmiechem, choć pomimo maseczki nie do końca go widzimy, i jakże szczerym „dobry wieczór”. Każdej wchodzącej osobie zadaje pytanie, czy jest tutaj pierwszy raz, z polecenia, czy może kolejny. Jedno proste zdanie, ale jakże ważne. Właśnie takie małe gesty sprawiają, że gość, który przychodzi, czuje się w pewnym sensie wyjątkowo. Po uzupełnieniu ankiety dla sanepidu, zostajemy przechwyceni przez kolejną osobę, która wskazuje miejsce na sali. Oczywiście zgodnie z wytycznymi, widownia zapełniona w 50%, jeden fotel przerwy. Tradycją Praskiej 52 jest to, że po każdym zagranym spektaklu twórcy żegnają się z widownią, można uścisnąć im dłoń, zamienić parę słów. Niestety, w panujących okolicznościach jest to niemożliwe, o czym też na koniec sztuki informuje nas jeden z aktorów, ale pełen optymizmu przesyła ze sceny dobrą energię i zaprasza do odwiedzin, kiedy tylko będzie to możliwe. Choć artyści nie schodzą do publiczności, to Pan, który nas witał, z równie wielkim zaangażowaniem i uśmiechem w oczach życzy miłej nocy. Przed budynkiem gwarno, słychać jak poszczególne osoby wymieniają zdania na temat obejrzanej sztuki. Czyż to nie jest najlepszą recenzją? Kiedy nasz widz zaczyna o tym, co przed chwilą zostało mu ukazane, rozmyślać, zastanawiać się, szukać odpowiedzi, konfrontować swoje zdanie z innymi?
Już w pierwszych minutach sztuki poznajemy głównego bohatera – dr Hotza, w którego wciela się Paweł Brandys. To właśnie on prowadzi nas przez całą fabułę. Jest uczestnikiem poszczególnych scen oraz ich komentującym. Co jakiś czas udaje się w specjalnie wyznaczone jasnym światłem miejsce, gdzie tłumaczy widzowi, co właśnie zaszło oraz dopowiada kwestie relacji z jego żoną, które mogą być niejasne, oczywiście ze swojego punktu widzenia. Możemy traktować to jako tłumaczenie się, przekonanie odbiorcy do swoich racji. Nic bardziej mylnego; dopóki nie poznajemy w całej tej sprawie stanowiska Pani Hotz, jesteśmy usprawiedliwieni ze swoich myśli, że to słowa wypowiadane z jego ust są tymi właściwymi. Reżyser w tych scenach burzy czwartą ścianę. Aktor poprzez liczne pytania w stronę widowni nawiązuje z nią bezpośredni kontakt, daje jej pewnego rodzaju zaczepkę, aby rozważyła to, co przed chwila usłyszała, zastanowiła się, a może i odniosła w kontekście własnego życia. A gdy w końcu pojawia się ona, Dorli Simone Hotz (Klaudia Szaflarska), zostajemy postawieni przed próbą wyboru. Te wszystkie oszczerstwa, które dotychczas o niej słyszeliśmy, zostają zachwiane i poddane wątpliwościom. Warto tutaj zaznaczyć, że wcielająca się w nią Klaudia Szaflarska prezentuje nam bohaterkę pełną szyku, klasy, nieskazitelności. Choć pod względem aktorskim nie można tutaj ująć każdej innej postaci, to właśnie o niej najwięcej słyszmy przed budynkiem Teatru. „Piękna”, „zachwycająca”, „wspaniała dykcja”, „zdecydowanie poradziła sobie z tą postacią”, „stworzyła Dorli, której nie powstydziłby się sam Frisch”. Gdyby ktoś był spragniony kreacji aktorskich Klaudii Szaflarskiej, możemy zobaczyć ją również w sztuce „Bidermann i podpalacze” w reżyserii Jana Korwina-Kochanowskiego.
Max Frisch w „Strategii małżeńskiej” dotyka tematów jakże istotnych i będących przedmiotem dyskusji od kilkunastu lat, co czyni jego utwór ponadczasowym. Intelektualista dr Hotz za wszelką cenę chce udowodnić, że wykształcenie i dobre maniery wcale nie cofną go przed wybuchem emocji, atakiem furii i złości, a to wszystko tylko po to, aby uwolnić się od narzuconej mu roli społecznej. Jak dowiadujemy się z fabuły, desperacko podejmuje kolejny już krok doprowadzenia do rozwodu. Jesteśmy obserwatorami szaleństwa obojga tych ludzi, ich zdecydowanie nienudna relacja sprawia, że chcemy zagłębić się w ich poczynania. Philipp Hotz ponosi porażkę w swoich zamiarach. Chce on rozpocząć karierę wojskową, jednak los rzuca mu kłody pod nogi i reasumując, nie zostaje on przyjęty do Legii Cudzoziemskiej – dokąd to właśnie przez większość spektaklu się wybiera, odgrażając się żonie, że już więcej go nie zobaczy.
Poza podglądaniem relacji małżeńskiej Państwa Hotz, twórcy ukazują nam jeszcze jedną parę będącą w ciekawej i zastanawiającej relacji. Klarysa (Juliana Klimenko) i Wilfried (Mateusz Jabczanik) wchodząc w interakcje z głównymi bohaterami dodają do sztuki pikanterii, bo przecież gdyby nie oni, to rozwód Dorli i Philippe wcale nie miałby miejsca.
A jak na tradycyjną komedie przystało, nie mogło zabraknąć postaci swego rodzaju błazeńskich. W Tragarza Starszego oraz Legionistę wciela się Tomasz Ryczkowski, natomiast w Tragarza Młodszego oraz Legionistę – Michał Kirker.
O kostiumy i koncepcje scenografii zadbała Kamila Sudoł. Tekst w przekładzie Jacka Kaduczaka.
Może to właśnie sekretem szczęśliwego małżeństwa są intrygi, podchody, zazdrości oraz niepohamowane wybuchy porywczych serc? Może to właśnie zdrada buduje nasze poczucie o prawdziwości uczuć do małżonka?
Te i wiele innych pytań zdecydowanie mogą narodzić się po obejrzeniu tego spektaklu, do którego obejrzenia oczywiście w niedalekiej przyszłości zapraszamy.