„Golem” Macieja Płazy – recenzja

Nazwa „golem” pewnie wielu obiła się już o uszy. Dość często postać ta pojawia się w popkulturze, jednak zapominamy o jej pochodzeniu. Golem to istota stworzona z gliny, ale pozbawiona duszy. Według jednej z legend został ulepiony przez praskiego rabina Jehudę Löw ben Becalela, był niemy i bezmyślny, ponieważ nie został stworzony przez Boga. Motyw golema wykorzystywali w swojej twórczości m.in. Isaac Bashevis Singer, Stanisław Lem czy Terry Pratchett, a także Maciej Płaza w swojej najnowszej powieści pt. Golem.
Przełom XIX i XX wieku. W Liściskach, miasteczku gdzieś na Podolu, mieszkają chasydzi, czyli przedstawiciele mistycznego odłamu judaizmu. Pozornie zwyczajne miasteczko, jakich wiele w tym regionie. Życie społeczności obraca się wokół dworu świątobliwego Rebe Gerszona Zalmana ben Azriela, który przewodniczy modlitwom, daje rady mieszkańcom i nadaje rytm życiu chasydów. Pewnego dnia do miasteczka przybywa nieznajomy mężczyzna, który wzbudza zainteresowanie miejscowej ludności swoim wysokim wzrostem i faktem, że jest głuchy. Mężczyzna szybko staje się sławny, krążą o nim różne plotki, jedni uważają go za wcielone zło, inni zaś za świętą osobę. Jedno jest pewne – jego pojawienie zmieni życie miejscowych chasydów…
W Golemie obserwujemy życie miasteczka, którego już nie ma. Choć Liściska to fikcyjne miejsce, z pewnością przypomina obrazy wielu podolskich sztetli (małe skupiska miejskie zachowujące tradycyjną obyczajowość żydowską), które istniały naprawdę. Przenika się również sfera sacrum i profanum. Doskonale widać to na przykładzie przywołanego już wcześniej cadyka. Możemy zaobserwować go w roli przywódcy społeczności, świątobliwego męża, który przyjmuje mieszkańców miasteczka na audiencje i udziela im rad. Z drugiej strony Płaza pokazuje go również jako człowieka z krwi i kości, często nieradzącego sobie z napływającymi problemami. Wiele tu również mistycyzmu, gorliwych modlitw i tajemniczych cudów.
Maciej Płaza to mistrz budowania, a w zasadzie rekonstruowania, powieściowego świata. Przy lekturze czasami można odnieść wrażenie, że naprawdę przenosimy się na Podole początku XX wieku. Możemy niemal poczuć zapach żydowskich potraw, mistyczną atmosferę synagogi i zaduch małego miasteczka. Autor dba o najmniejsze detale realiów sztetla sprzed ponad stu lat.
Niezwykle ważną częścią każdej powieści jest język i styl pisania, te jednak w Golemie pełnią wyjątkową rolę. Mogą stanowić problem dla osób, które dotychczas miały niewiele wspólnego z judaizmem i kulturą żydowską. Pełno tu hebraizmów, słów pochodzącym z jidysz i związanych z religią. Płaza podejmuje bowiem próbę odtworzenia języka sztetla z początków XX wieku. Autor nie tłumaczy znaczenia poszczególnych terminów; część można zrozumieć z kontekstu, inne warto sprawdzić w słowniku. Muszę się przyznać, że na początku nieco mnie to irytowało, przyszła do mnie myśl, że może lepsze byłyby przypisy? Po kilku następnych stronach okazało się, że moja ciekawość, by sprawdzić kolejne niezrozumiałe słowo, prowadziła mnie coraz głębiej w żydowski świat, nie tylko historyczny, ale również współczesny – świat chasydów. Niestety, wielu czytelników może nie mieć tyle cierpliwości do wertowania słowników i stron internetowych, czym na pewno Płaza ograniczył grono odbiorców książki.
Maciej Płaza mistrzowsko odtworzył świat, który zniknął bezpowrotnie, nie mogę jednak powiedzieć, że spodoba się każdemu czytelnikowi. Golem to książka dla koneserów pięknego, ale trudnego stylu, ale też wielbicieli historii i zainteresowanych kulturą żydowską. Z pewnością każdy czytelnik powinien chociaż spróbować!