Mateuff’s Monday | #młodziwmuzyce

Mateuff’s Monday to solowy projekt muzyczny Mateusza Łempickiego, młodego gitarzysty z Mazowsza, członka zespołu Mushka. Mateusz ma na swoim koncie 2 albumy, Dwadzieścia (2020) oraz Własne niebo (2021), których można posłuchać w sieci, nieustannie tworzy nową muzykę w zaciszu swojego domowego studio, a wraz z Mushką występuje, na miarę możliwości, jakie daje obecna, pandemiczna rzeczywistość, w ramach różnego rodzaju muzycznych wydarzeń. O swoich muzycznych inspiracjach, idolach i roli muzyki w jego życiu opowiedział krótko dla Kultury na co dzień.
fot. Piotr Grotek
Natalia Łupińska: Skąd u Ciebie pociąg do muzyki i gry na gitarze?
Mateusz Łempicki: Pociąg do muzyki poczułem jakoś w wieku 14 lat. Pamiętam, że byłem wtedy u znajomego, który miał gitarę elektryczną i pokazał mi, jak ona działa. Strasznie się tym zajarałem i następnego dnia powiedziałem mamie, że chcę gitarę [śmiech]. Najpierw pożyczyłem ją od cioci, a potem na urodziny dostałem swoją pierwszą – akustyczną. Od tamtego momentu bez przerwy czuję to samo – chcę tworzyć i wyrażać siebie głównie poprzez gitarę, ale również inne instrumenty. Za każdym razem, gdy zabieram się do gry, czerpię taką przyjemność z tego, że mogę przelać swoje emocje na kawałek deski ze strunami.
NŁ: Tworzysz pod wpływem impulsu, spontanicznego przypływu weny czy według jakiegoś z góry ustalonego planu?
MŁ: Zdecydowanie tworzę pod wpływem impulsu. Nieraz próbowałem stworzyć coś, najpierw to planując i muszę przyznać, że każdy taki pomysł poszedł do kosza. To nie po mojemu, ja uwielbiam ten moment oświecenia, czuję wtedy ogromny przypływ kreatywności. Wszystko wychodzi wtedy samo.
NŁ: Kim są Twoi muzyczni idole?
MŁ: Jest ich paru. Jeśli mówimy tylko o gitarzystach, to chyba największą moją inspiracją jest John Frusciante i Josh Klinghoffer. Wydaje mi się, że czasami nawet zbyt bardzo to po mnie widać [śmiech], ale ja wychowałem się na muzyce Red Hot Chili Peppers i na niej też wyrobiłem swój styl gry. Bardzo dużo czerpię też od innych artystów. Ostatnio wszedłem w świat muzyków pokroju Kevina Parkera (Tame Impala). Vibe, gra instrumentów, wokal, cała otoczka – to jest to, co najbardziej mnie chyba w tym momencie jara.
NŁ: Kim lub czym najczęściej inspirujesz się tworząc muzykę?
MŁ: Tworząc muzykę staram się wydobywać z siebie emocje, które w danym momencie czuję. Bardzo często piszę teksty późno w nocy, bo wtedy mój mózg pracuje na wysokich obrotach i moja czułość na wszystkie sprawy również staje się dużo większa. Później staram się do tych tekstów ułożyć dźwięki, które ładnie się razem skomponują i będą pasowały do słów. Odpowiadając na pytanie – wydaje mi się że mimo wszystko moją największą inspiracją jestem ja sam – moje przeżycia i przemyślenia na różne tematy.
NŁ: Wolisz tworzyć solo czy w obrębie zespołu?
MŁ: Trudno stwierdzić, co wolę bardziej. Z jednej strony tworzenie samemu daje mi bezkompromisowość i oddaje tylko mnie w 100%. Z drugiej jednak strony tworzenie z zespołem daje o wiele więcej ciekawych doświadczeń i możliwości. Najbardziej w takim graniu podoba mi się to, że każdy tutaj ma równy udział w całym projekcie. W Mushce jest nas piątka i czuję, że tutaj każdy pasuje. Wszyscy mamy w tym zespole takie swoje własne miejsce i razem tworzymy coś naprawdę pięknego, a przy okazji jesteśmy dobrymi znajomymi. Każdy tutaj czuje się potrzebny. Według mnie to jest takie 50/50. Nie potrafię odpowiedzieć co wolę bardziej [śmiech].
NŁ: Gdzie w muzyce Mushki pobrzmiewa Mateusz Łempicki?
MŁ: A gdzieś w tych dźwiękach gitarowo-wokalnych [śmiech]. Na pewno można w Mushce usłyszeć mnie, mój styl gry, śpiewu i chyba nawet bycia. Jestem w Mushce sobą, tak samo, jak w Mateuff’s Monday. I choć to Monia jest tą wisienką naszego tortu, to ja wiem, że jestem może tą ładną polewą? Albo lukrem [śpiew].
NŁ: Jak długo pracujesz nad albumem?
MŁ: To bywa różnie. Gdy pracowałem nad Dwadzieścia, to tak naprawdę dopiero zaczynałem nagrywać moje piosenki. Nie myślałem jeszcze o tym, żeby były w jakimś albumie, ale jak się ich już trochę nazbierało, to uznałem, że wydam sobie taką moją pierwszą „płytę”. Jeśli chodzi o Własne niebo, to tutaj już dużo bardziej wiedziałem, czego chcę. Wiedziałem, jaki vibe ma mieć ta płyta i jak ma mniej więcej brzmieć, więc tutaj czas pracy nad całością wyniósł jakieś pół roku.
NŁ: Który z dwóch wydanych dotychczas albumów uważasz za ten bardziej udany? A może nie oceniasz tego w ten sposób i z obu jesteś tak samo zadowolony?
MŁ: Jeżeli chodzi o czysto techniczną i produkcyjną stronę, to oczywiście Własne niebo. Uważam, że z dużo większą świadomością podchodziłem do wszystkiego i uważałem na błędy, które popełniałem wcześniej. Uważam jednak, że w pierwszym albumie odczułem większe „oczyszczenie artystyczne” [śmiech]. Miałem to przeświadczenie, że gdy te piosenki się ukażą, to wyjdą ze mnie wszystkie smutki i inne nieprzyjemne uczucia, które w sobie miałem. To dlatego pierwsza płyta brzmi dość smutno w porównaniu do drugiej.
NŁ: Jak powstał utwór Własne niebo? Czy swoją muzyką starasz się zahaczać też o ważne społecznie tematy?
MŁ: Własne niebo to numer, do którego miałem tekst już od dłuższego czasu. Powstał po tych wszystkich fikołkach naszego ekhem…rządu… Jest to taka moja próba ukazania hipokryzji, ale i innych złych rzeczy, które „pan jarek” i spółka wciąż uskuteczniają; takie wylanie nerwów poprzez piosenkę. Zahaczam o takie tematy wtedy, gdy wymagają one komentarza i gdy ja sam muszę wylać z siebie złe emocje z nimi związane.

fot. Mateusz Łempicki
NŁ: Jak chciałbyś być odbierany jako artysta przez swoją publiczność? Co najczęściej chcesz im przekazać?
MŁ: Chciałbym być odbierany jako…po prostu ja. Chcę dać ludziom siebie takiego, jakim jestem, bo uważam, że autentyczność to jedna z najważniejszych cech artystów.
NŁ: Muzyka to Twój sposób na życie czy hobby po godzinach?
MŁ: Muzyka to zdecydowanie mój sposób na życie. Chciałbym w przyszłości być w stanie utrzymywać się tylko z niej, bo jest to coś, co kocham robić. Tego nie da się porównać do żadnego innego zawodu. Cały czas staram się dążyć do moich marzeń, bo wiem, że robię to po to, by za jakiś czas móc być z siebie dumnym i czuć się spełnionym nie tylko artystycznie, ale też życiowo.
NŁ: Czy chciałbyś w najbliższej przyszłości nawiązać współpracę z dużą wytwórnią, czy wolisz stan rzeczy, jaki jest obecnie?
MŁ: Byłoby to na pewno świetnym doświadczeniem i czymś, co zawsze miałem w mojej głowie. Na pewno pozwoliłoby mi to na kolejny krok we własnym rozwoju i przybliżyłoby mnie do mojego marzenia, jakim jest pełnowymiarowe życie z muzyki. Na razie jednak skupiam się na sobie i na tym, żeby wciąż robić dobrą muzykę. Jeśli będzie dobra, to obroni się sama.
NŁ: Jakie jest Twoje największe muzyczne marzenie?
MŁ: Moim największym muzycznym marzeniem są chyba wielkie festiwale dla tysięcy osób. To jest coś, co wydaje mi się być takim top of the top. Czułbym się naprawdę wspaniale, wiedząc, że ci wszyscy ludzie przyszli po to, żeby przeżyć wspaniały czas akurat ze mną na scenie. Do tego jeszcze ten klimat festiwali…ah…no to byłoby coś pięknego.
_________________________________________________________________________________
Z twórczością Mateusza Łempickiego można zapoznać się na Youtube, Spotify, Soundcloud. Zachęcamy Was również do śledzenia Mateuff’s Monday na Instagramie i Facebooku. Nie zapomnijcie też zajrzeć do Mushki, w której Mateusz jest gitarzystą.