Podróż do jednego z campingów Wisconsin – recenzja filmu „Pet Names”

Uczucie towarzyszące oglądaniu Pet Names można porównać do wakacji spędzanych jako dorosły, w miejscu, do którego się jeździło z rodzicami.
Umiejscowiona w środku lata, gdzieś w Wisconsin, akcja opowiada historię Leigh (Meredith Johnson), która rzuca studia, by móc sprawować opiekę nad chorą na raka matką (Stacy Parish). Wykończona pracą pielęgniarki na pełen etat, postanawia wyjechać i wypocząć kilka dni na łonie natury. Towarzyszy jej były chłopak, Cam (Rene Cruz) i jego mops, Goose (Chato). Wspólny wyjazd wydaje się być próbą naprawienia ich burzliwej przeszłości. Na początku napięta, może odrobinę niekomfortowa atmosfera, przeradza się w sarkastyczne, niejednoznaczne docinki. Wysiłki Cama idą na marne za każdym razem, gdy próbuje podjąć poważniejszą rozmowę. Leigh natomiast boi się konfrontacji z przeszłością (i pewnie też z jej teraźniejszością), dlatego ucieka od niewygodnych tematów, odkładając swoje zmartwienia na bok na te kilka dni. Jednak podczas ich wspólnych przeżyć, wycieczkami po grzybkach halucynogennych, szukaniu niezdarnego psa, burbonie przy ognisku, tworzeniu piosenek i nieudolnych prób zamaskowania scen zazdrości, ich krótkie wakacje stają się grą, która otwiera nie do końca zabliźnioną ranę.
Młodzi, utalentowani aktorzy, pięknie oddają atmosferę trochę zagmatwanej, lecz uroczej miłosnej fascynacji. Nie trudno dostrzec intensywne, aczkolwiek wyrażane bardzo subtelnie, emocje im towarzyszące. Dla Johnson to debiut scenopisarski i aktorski w filmie fabularnym, natomiast dla Rene Cruza to pierwsza rola pierwszoplanowa. Duet Carol Brandt (reżyseria) i Meredith Johnson (scenariusz), świetnie ze sobą współgra. Potrafią podjąć ciężki temat, jednocześnie przez cały film utrzymując przewrotny humor narracji. Tłumaczą to żartobliwie – twierdząc, że to dzięki ich pasującym do siebie znakom zodiaku.
Prawie kwadratowe kadrowanie 4:3 i przewaga ciepłych kolorów, odcieni żółci, przypominają zdjęcia z wakacji robione polaroidem. Uzyskany obraz podkreśla wrażliwość i nostalgię przedstawianej historii. Taki old-schoolowy format sprawia, że jest nam łatwiej wczuć się w widok wspomnień krótkich wakacji, symbolizujących beztroskie, ulotne chwile. Niczym lata 90. do których wracają nawet ci, którzy nie są w stanie ich pamiętać.
Dla Brandt decyzja o wyreżyserowaniu tego filmu była oczywista. „Prawdziwość, szczerość postaci w przedstawionej historii sprawiła, że poczułam się bardziej jakbym czytała prywatną konwersację niż scenariusz. To było dla mnie coś niesamowitego, dlatego chciałam przekonać się czy będę w stanie uchwycić to na filmie, tworząc równie wciągającą opowieść przez zdjęcia. Nie chciałam by została tylko słowami na papierze”. Na planie, za kamerą siedziała mała grupa ludzi, zazwyczaj 5-6 osób. Jak tłumaczy, to przede wszystkim przez intymność historii. Sama artystka osobiście woli pracować w małych „rodzinach”.
Tytuł filmu może wydawać się ciężki do zinterpretowania. Mianem „pet names” określane są zwroty, których w stosunku do siebie często używają ludzie będący w związku. Cam zwracał się do Leigh per „Bug” (robaczku). Na początku filmu, kiedy używa tego pseudonimu w stosunku do niej, ona stanowczo mówi, żeby jej tak więcej nie nazywał. Bohaterka podkreśla tym samym, że wspólny wyjazd nie ma w intencji ich powrotu do siebie, jednak to co obserwujemy w biegu akcji, ich powolne zbliżanie się do siebie, od kilku metrów do coraz mniejszej odległości, sugeruje co innego.
Pet Names to sztandarowy przykład kina niezależnego, bowiem bardzo mała ilość środków finansowych na produkcję sprawiła, że do stworzenia filmu potrzebni byli ludzie nastawieni bardziej na zrobienie go, niż zarobieniu na nim. Brandt, dobierając współtwórców, ceni sobie bardziej talent i chęci, niż pieniądze i dużą ekipę. Oczywiście, chciałaby móc więcej zapłacić osobom, które zatrudnia do produkcji, lecz nie zawsze udaje się film sprzedać. Tym razem Amazon wykupił licencję, a Pet Names można obejrzeć na Amazon Prime. Dowodem sukcesu tego filmu są nagrody, które zdobył oraz premiery na wielu światowych festiwalach kina niezależnego. Doceniony został, m.in. w Korei Południowej, Stanach Zjednoczonych, Holandii, Polsce.
Brandt i Johnson sprawiają, poprzez tak delikatnie i emocjonalnie, a jednocześnie zabawnie opowiedzianą historię, że wakacje z ex nie wydają się być takim złym pomysłem.