SOR – to jest dramat?

Byliście kiedyś na SOR-ze? Ja byłam. Co prawda nie z problemem zagrażającym mojemu życiu, ale znacznie je utrudniającym nawet przy tak prozaicznych czynnościach jak chodzenie (niech ten opis będzie dla czytelników wystarczający). W każdym razie wizyta tam była dla mnie koniecznością. Jeśli mam być szczera, SOR kojarzył mi się z miejscem nie do końca… przyjemnym. Ogromne kolejki, całe godziny oczekiwania w poczekalni na niewygodnym krześle, a za drzwiami prowadzącymi dalej – kto wie, co może nas tam spotkać… Przyznaję: wierzyłam stereotypom i byłam niedoinformowana. To oczywiste, że „stereotypowe” sytuacje zdarzają się wszędzie, ale, bądź co bądź, moją wizytę na SOR-ze wspominam ostatecznie bardzo miło (zajmowali się mną bardzo sympatyczni lekarze i studenci, a sama nie spędziłam tam kilkunastu godzin mojego jakże cennego czasu). Ale dlaczego właściwie o tym wszystkim mówię?

Fot. Marta Szymańska
Pan Pielęgniarka, czyli Mateusz Sieradzan (absolwent ratownictwa medycznego i pielęgniarstwa, pracujący na jednym z warszawskich oddziałów ratunkowych), napisał książkę o SOR-ze właśnie. Nie poradnik przetrwania (bardziej przydałby się on pacjentowi czy lekarzowi/pielęgniarce/ratownikowi medycznemu?), nie ponad dwustustronicową broszurę informacyjną, lecz zbiór przeróżnych informacji i ciekawostek oraz – co ważniejsze – własnych przeżyć i obserwacji gromadzonych przez lata pracy właśnie na SOR-ze. „SOR – to jest dramat” oswaja czytelnika (czyli, nie oszukujmy się, potencjalnego pacjenta) z realiami panującymi w Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych; przybliża czytelnikowi charakter pracy personelu medycznego z pacjentem, w ciągłym biegu i w nieustannym stresie.
Historie Pana Pielęgniarki niekiedy bawią do łez, innym razem brutalnie konfrontują z kruchością ludzkiego życia (o czym na co dzień się nie myśli). Przede wszystkim jednak świetnie nakreślają obraz pracy na SOR-ze, która do łatwych i przyjemnych nie należy. Roszczeniowi pacjenci często nie mają pojęcia, że osoby tam pracujące i dbające o ich zdrowie są tylko trybikami w nieidealnej maszynie polskiej służby zdrowia: robią jednak, co mogą, i za to należy im się ogromna wdzięczność. Przeorganizowanie i dofinansowanie sektorów służby zdrowia, aby medycy byli godnie wynagradzani i to za pracę na jeden etat, a nie kilka – to elementy niezbędne do poprawy jakości i funkcjonowania przede wszystkim Państwowego Ratownictwa Medycznego… a to i tak zapewne wierzchołek góry lodowej.
Książka zawiera w sobie elementy czarnego humoru, który jednak, razem z dystansem, okazuje się metodą przetrwania na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. To nie tak, że śmierć pacjenta medyków nie wzrusza: oni po prostu nie mogą sobie pozwolić na nadmierne wzruszenia i rozczulenia, muszą wykonywać swoją pracę najlepiej, jak potrafią – i to właśnie ich najważniejsze i najbardziej odpowiedzialne zadanie. Na kilka godzin odpowiadają w pełni za drugiego człowieka, za jego zdrowie i niejednokrotnie również życie, towarzyszą im w bólu, dlatego każdy najmniejszy błąd może ich słono kosztować. Z tego właśnie powodu tak ważny dla każdej osoby pojawiającej się na SOR-ze jest triaż – początkowy wywiad z pacjentem, który pozwoli zakwalifikować go do odpowiedniej grupy według stopnia obrażeń i zdecyduje o czasie jego oczekiwania na przyjęcie (tak, poznałam to pojęcie podczas czytania książki).
Obok „narracji właściwej”, w której towarzyszymy Panu Pielęgniarce w przeróżnych momentach jego pracy na SOR-ze (możemy dowiedzieć się na przykład, co zawsze nosi przy sobie na dyżurze i dlaczego jest to marker) i poznajemy chociażby definicje różnych profesji związanych z tym miejscem (tak, lekarz, pielęgniarka i ratownik medyczny to trzy różne zawody), wplecione zostają krótkie historie z życia wzięte, którymi autor dzielił się już wcześniej na swoim Facebooku oraz blogu. Niektóre zadziwiają, inne śmieszą, jeszcze inne właściwie nie potrzebują dodatkowego komentarza. Wszystkie są jednak do bólu prawdziwe, szczere i ukazujące blaski i cienie pracy na SOR-ze.

Fot. Marta Szymańska
Pan Pielęgniarka zdecydowanie ma lekkie pióro, a jego książki się nie czyta, ją się pochłania. Nigdy nie sądziłam, że lektura o pacjentach z przeróżnymi dolegliwościami zdrowotnymi i o mechanizmach funkcjonowania na SOR-ze tak mnie wciągnie. Obok dowcipu, bezpośredniości i przystępności w odbiorze nawet dla laika, styl pisarski Pana Pielęgniarki charakteryzuje się jeszcze trudną do nazwania wrażliwością i pokorą. To po prostu się czuje podczas czytania, szczególnie gdy autor opowiada o swojej pracy z takim zamiłowaniem. Owszem, jest on świadomy jej wszystkich wad, tych zależnych od systemu i tych poza nim, trudności w kontakcie z drugim człowiekiem-pacjentem (nawet wtedy, gdy nie jest pijany…), ogromnej odpowiedzialności spoczywającej na jego barkach za każdym razem, gdy przestępuje próg swojej pracy. Jednak to nie zdołało odebrać mu pasji, zapału i zaangażowania, a także cierpliwości i życzliwości w podejściu do pacjentów. Takich lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych nam trzeba; oby nie pokonała ich niewydolność systemu służby zdrowia, oby nie musieli stwierdzić już za kilka lat, że to dla nich za dużo i się wypalili. Bowiem ich obecność i praca naprawdę ratują życia.