Czasami słowa to za mało. „Kolekcjoner porzuconych dusz”

Nawet krótkie słowo od tłumacza, Gabriela Borowskiego, w tej książce jest wciągające i angażujące czytelnika. Tak jak i wstęp samej autorki, Eliane Brum (brazylijskiej dziennikarki, pisarki i dokumentalistki), skupia się najbardziej na tym, co wydawać by się mogło przecież podstawą każdej książki czy każdego reportażu, ale jednak w tym wypadku nabiera znaczenia szczególnego: na słowie. Słowie, które staje się bramą do świata, którego paradoksalnie nie da się opowiedzieć; kluczem do (choćby złudzenia) zrozumienia tych wykluczonych, żyjących poza „normalnym”, a może raczej tradycyjnym światem. Autorka reportaży o Brazylii dopieszcza każde słowo: na początku, w środku czy na końcu zdania, ponieważ każde niesie ze sobą ciężar, ogrom doświadczeń, wrażeń. Zarówno jej własne słowa, jak i te wypowiedziane przez bohaterów reportaży, tutaj tylko przytaczane, odtwarzane – wszystkie tworzą małe wszechświaty ludzi, których dotyczą.
„Kolekcjoner porzuconych dusz. Reportaże z Brazylii” to książka niewątpliwie poruszająca i otwierająca przed czytelnikiem świat(y) w sposób trudny do przewidzenia, bo konfrontujący niejednokrotnie z okrucieństwem, biedą, niesprawiedliwością, wykluczeniem, stratą, wreszcie: śmiercią. To książka tłumacząca nam Brazylię nie od strony barwnego i rozsławionego na cały świat karnawału, lecz tajemniczej puszczy, rzeki, która utrzymuje przy życiu, czy Domu starców. Wszystkie miejsca, które odwiedzamy na kartach książki, odkrywają przed nami swoje piękno, ale również brzydotę i surowość, bezpieczeństwo, ale i krzywdę. Coraz mniej zaskakuje fakt, że te negatywne pojęcia zazwyczaj przyniesione zostają przez cywilizację, postęp, przez „białych”.
Poprzez reportaże Eliane Brum możemy poznać losy akuszerek mieszkających w puszczy, które zawsze z powodzeniem przyjmują porody. Poznajemy życie mężczyzny, który pracuje na lotnisku jako odbiorca bagażu, choć sam nigdy nie leciał (i nie poleci) samolotem; znajdujemy się na pogrzebie biedaka; zapoznajemy się pobieżnie z historią połykacza szkła; poznajemy losy dwojga ludzi, João i Raimundy, którym zabrano wszystko: dom (ponieważ „to był tylko szałas”) i jakąkolwiek przyszłość; a także towarzyszymy kobiecie o imieniu Ailce – karmicielce dzieci w szkole – w jej ostatnich chwilach życia kończonego przez bezwzględną chorobę. Każda z tych opowieści może czytelnika wzruszyć, a na pewno poruszyć coś głęboko w środku: nie da się bowiem przejść obojętnie obok historii „matek martwego pokolenia” spłacających kredyty za trumny dla swoich synów, którzy w wieku dziewiętnastu lat (jeszcze) żyją, choć ze względu na zajęcie, którym się trudnią (ostrzeganie dilerów o nadejściu policji lub wrogiego gangu), nie przeżyją więcej niż kilka lat więcej.
„Kolekcjoner porzuconych dusz…” składa się z kilkunastu reportaży napisanych przez Eliane Brum na przestrzeni ostatnich mniej więcej trzydziestu lat. Publikowane były one w czasopismach, a teraz, zebrane w jedną książkową całość (choć nie ma między nimi żadnych powiązań – oprócz wielowymiarowej Brazylii, rzecz jasna) mają szansę dotrzeć do większej liczby odbiorców nawet poza tym krajem. Choć różne pod względem długości (od dwóch do kilkunastu stron), łączy je jedno – niesamowity wymiar emocjonalny oraz piękno języka, którym autorka tak usilnie próbuje nakreślić ramy świata swoich bohaterów, ich sylwetki, sposób mówienia, wszystkie przeżycia.
Pisanie reportaży o ludziach wymaga zdobycia ich pełnego zaufania; niektórzy bowiem nigdy wcześniej nie otwierali się tak przed nikim, wiedząc przy okazji, że ich historia stanie się dostępna, w pewien sposób publiczna. Autorka sama przyznaje, że nikt nie otworzył się przed nią nigdy tak bardzo jak Ailce, karmicielka, która pozwoliła jej ubrać swoje kończące się życie w reportaż, mając świadomość tego, że sama nigdy go nie przeczyta.
Tytułowy kolekcjoner porzuconych dusz to mężczyzna, który w swoim domu gromadzi pewnego rodzaju pamiątki po mieście, jego mieszkańcach. Ratuje ze śmietników różne przedmioty, ponieważ nie potrafi dać im odejść, nie może pozwolić na ich unicestwienie: kalekie stoły, kawałki drewna i rur, pęknięte naczynia, stare zabawki. Co ciekawe, jego sąsiad ma już przygotowany wąż ogrodowy na wypadek pożaru: deklaruje, że wtedy sam uratuje kolekcjonera i wszystkie jego gruchoty – dla niego jednak najcenniejsze. Autorka stała się kolekcjonerką porzuconych dusz poprzez utrwalenie na kartach swojej książki historii ludzi, którzy zostali skreśleni, zepchnięci na margines, porzuceni przez współczesny świat. Dzięki jej mocy sprawczej jako pisarki i reportażystki mieli lub mają szansę zostać dostrzeżeni albo usłyszani – niekiedy po raz pierwszy w życiu.
Warto sięgnąć po tę lekturę. Warto chociażby po to, aby zapoznać się z wrażliwością Eliane Brum na drugiego człowieka, z jej sposobem poznawania go – poprzez słowo, ale przede wszystkim słuchanie słowa. Warto skonfrontować w sobie wzruszenie nad pięknem ludzkiego życia i wściekłość wobec niesprawiedliwości, której sprawcą jest prawie zawsze drugi człowiek. Warto dowiedzieć się, dlaczego istnieją różne Brazylie, a liczba pojedyncza w tym wypadku nie ma sensu.
Fotografie wykonała autorka tekstu Marta Szymańska.