Pokolenie, które ma coś do powiedzenia – wywiad z Konradem Żygadło [Generacja K]

Pokolenie Z, Millenialsi, Baby Boomers — to sformułowania, z którymi można spotkać się na co dzień. My chcielibyśmy zaprezentować Wam Generację K — młodych ludzi, którzy angażują się w życie kulturalne na wielu płaszczyznach i wkładają serce w to, co robią. Dzisiaj przedstawiamy Wam Konrada Żygadło, który 05.01.2021 (dzień przed wywiadem) obchodził swoje 27 urodziny. Do tej pory zagrał już w wielu sztukach, programie 19+ oraz polskim hicie Netflixa Wszyscy moi przyjaciele nie żyją. W rozmowie z Elizą Hajdenrajch opowiedział o wspomnieniach związanych z planem, trudnościach ze scenami łóżkowymi oraz… wiejskich koneksjach! Zapraszam do lektury wszystkich jeszcze żywych czytelników…
Jak wyglądały Twoje aktorskie początki?
W ten sposób, że w liceum… chyba byłem wtedy w drugiej klasie, dołączyłem do grupy teatralnej Plaster – w Jarosławiu na Podkarpaciu. Po dwóch latach przygód – festiwali, konkursów recytatorskich, wystawiania spektakli… zrobiłem nawet z instruktorem monodram. Było to intensywne do tego stopnia, że zauważyłem, że niezbyt mam czas, żeby przygotowywać się do matury, chociaż wcześniej uczyłem się całkiem nieźle – po prostu nie chciałem być kolejnym bezużytecznym magistrem. Szkoła teatralna była więc dla mnie wymarzonym miejscem do rozwoju. No ale nie dostałem się wtedy *śmiech* Studiowałem teatrologię przez 3 lata w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Do szkoły aktorskiej w Warszawie dostałem się za czwartym razem.
W swojej dopiero rozwijającej się karierze, miałeś już okazje grać w programie telewizyjnym, hicie Netflixa oraz na deskach teatru – który typ aktorstwa jest Twoim ulubionym i dlaczego?
Na pewno nie w tym telewizyjnym… Serial to fajna rzecz, ale daje najmniej przestrzeni na kreowanie postaci. Wydaje mi się, że najlepiej się czuję w teatrze – uwielbiam bezpośredni kontakt z widzami. Ważnym doświadczeniem był mój spektakl dyplomowy: Ustawienia ze świętymi, czyli rozmowy obrazów w reżyserii Agaty Dudy-Gracz. To było coś niesamowitego jak widzowie reagowali i jak przeżywali, to co zobaczyli. Mijały trzy godziny spektaklu, a ludzie siedzieli jak wryci, płakali, chcieli się z nami przytulać. Nieraz nie wychodzili z widowni jeszcze przez 15 minut po przedstawieniu, bo nie było takich klasycznych ukłonów – byliśmy na scenie do ostatniego widza – tego wymagała konwencja spektaklu. To są niesamowite przeżycia i wtedy aktor czuje… a w każdym razie na pewno ja czuję, że to co robię, naprawdę ma sens. Widzę człowieka poruszonego tym, co właśnie z kolegami z roku stworzyłem na scenie. To na pewno jest dla mnie najciekawszy typ aktorstwa. Możliwość codziennego sprawdzania siebie i tworzenia postaci od podstaw – uwielbiam to. Kino to też jest ogromna frajda – ten film, przez który niejako rozmawiamy, to był mój debiut. Pierwsza okazja, żebym mógł stworzyć rolę, a nie tylko gdzieś tam się przewinąć z tyłu. Tylko w takim filmie trzeba zdecydowanie więcej samemu przygotować, niż w teatralnej pracy od postaw, bo od tego jest casting – żebyśmy już względnie pasowali do postaci. Natomiast wszystkie te rzeczy techniczne są fantastyczne… To po prostu tzw. magia kina, kiedy przez pół dnia rozwalam drzwi siekierą, a kiedy zniszczę jedne, podstawiane są nowe… mogę sobie odtworzyć chód Jacka Nicholsona, to w jaki sposób on to robił, jak się poruszał, a do tego dołożyć osobiste myśli mojej postaci – po prostu fantastyczne.
Dokończ zdanie: gdybym nie został aktorem byłbym…
Rolnikiem *śmiech* Nie mam zielonego pojęcia kim bym był… Czasem myślę o reżyserii teatralnej, gdzieś w przyszłości, jeśli teatr przetrwa rzeczywistość online, ale wracając to… moi rodzice są rolnikami, bardzo szanuję ten zawód i uwielbiam życie na wsi. Natomiast aktorstwo jest raczej nierozerwalnie związane z miastem. To w dużych ośrodkach tworzy się w kinie i teatrze… ale gdybym miał szukać takiej alternatywnej rzeczywistości, jak w finale Wszystkich moich przyjaciół… to abstrakcyjnie odpowiedziałbym, że rolnikiem, bo to się i tak nie wydarzy *śmiech*
Co było najtrudniejsze w pracy przy Wszyscy moi przyjaciele nie żyją?
Najtrudniejsze w pracy z tą postacią było dla mnie to… jejku, ciężkie pytanie, bo dużo rzeczy było trudnych – dużo rzeczy pierwszy raz robiłem przed kamerą. Z jednej strony, jeżeli oglądałaś kiedyś 19+ – postać Daniela, przed przemianą, jest trochę podobna do postaci Staszka, którą kreowałem. Wyobraź sobie moją satysfakcję, kiedy mogłem niejako „rozbić” ten wizerunek i zostawić z niego to, co z filmowych drzwi *śmiech* Chyba najtrudniejsze mimo wszystko były sceny łóżkowe. Kiedy przeczytałem scenariusz, potrzebowałem czasu, żeby to sobie poukładać w głowie. Wiele barier trzeba było pokonać. Natomiast cała ekipa i moja partnerka – wszyscy byli bardzo profesjonalni, co sprawiło, że odbyło się to w naprawdę dobrych warunkach.
Gdybyś miał wybrać jedną postać w filmie, z którą utożsamiasz się najbardziej, kto by to był i dlaczego?
Myślę, że gdyby się dało stworzyć postać z Pizza Boya, Filipa i Daniela – to byłaby właśnie ta. Każdy z nich ma coś, co rozumiem i z czym się utożsamiam. Postać Filipa jest świetnie napisana, ma swoje dylematy i zmagania i bardzo ciekawie ją Mateusz poprowadził. Bohater, którego gra Adam Bobik… mam z nim wspólne doświadczenia i myślę, że podobnie czuł się każdy, kto ma swoje marzenia zawodowe, na które nie do końca pozwala mu sytuacja finansowa. Też dużo pracowałem dorywczo: jako kelner, w callcenter, na taśmie w fabryce w Anglii, a tutaj bohater jest dostawcą pizzy, żeby móc zrealizować swoje marzenia – w pełni to rozumiem. Bardzo podoba mi się ta postać. Jeśli chodzi o mojego Daniela – chyba tak jak on urodziłem się o sto pięćdziesiąt lat za późno. Wierzę w miłość i ten pierwiastek jest mój. Raczej jestem ułożonym gościem i szukam silnych podstaw do swoich zachowań. Na ogół jestem opanowany, ale tym gorzej, kiedy ktoś mnie wyprowadzi z równowagi. Dla mnie te postaci są najciekawsze, ale oczywiście inni koledzy też fantastycznie zagrali. Wszyscy włożyliśmy w ten film mnóstwo serca, co sprawiło, że o każdym bohaterze można byłoby bardzo długo debatować.

fot. Marina Rygalina
W All my friends are dead jest bardzo dużo nawiązań do innych filmów – gdybyś miał wymienić 3 filmy, które najbardziej wpłynęły na Twoje życie, co by to było i dlaczego?
Ojej… myślę, że musi być coś Tarntino… ale nie wiem, czy jeden film, bo nie wiem, który wymienić – Pulp Fiction… ale wtedy, co z Bękartami… Bękarty, ale co z Kill Billami… Uwielbiam też Nienawistną ósemkę i Wściekłe psy. Z zupełnie innej strony – Tarkovski z jego metafizycznością i tajemniczym klimatem, a jak jeden film to Andriej Rublow. A trzeci *zastanawia się* jejku… nie mam pojęcia, bo tego jest strasznie dużo. Chłonę filmy nałogowo. Może tak – razem z moją dziewczyną Kają Kozłowską tworzymy taki cykl Zabawy Filmowe, który publikujemy na naszych kontach na FB i IG. Jest to nasza odpowiedź na pandemiczne „niewiadomocozesobąrobić”. Po prostu bierzemy telefon i robimy zajawki o 30 najciekawszych naszym zdaniem filmach polskiej kinematografii. W formie zabawy, więc raz poważnie, a innym razem zupełnie nie. Sami się wcielamy w role, które są w danym filmie, ale czasem zapraszamy gości specjalnych. Jest to nasze spojrzenie na polskie kino. To też mówi dużo o moim guście filmowym – Andrzej Wajda, filmy przedwojenne, Roman Polański, Wojciech Has. Zachęcam (audycja zawiera lokowanie produktu) *śmiech*
Gdybyś mógł wybrać jednego dowolnego reżysera i jedną dowolną sztukę teatralną – w czym chciałbyś zagrać i dlaczego?
Hmm… bardzo chciałbym zagrać u Jerzego Grzegorzewskiego, ale on niestety nie żyje *śmiech* Myślę, że chciałbym jeszcze raz zagrać u Agaty Dudy-Gracz – to była wielka przygoda artystyczna w moim życiu… a jeśli o konkretną sztukę chodzi, chyba postawiłbym na coś z Szekspira. To mogłoby być bardzo ciekawe. I oczywiście prequel Wszystkich moich przyjaciół, bo na sequel już jako Daniel nie mógłbym liczyć *śmiech*
AMFAD okazał się wielkim hitem, podejrzewam, że będą się teraz do Ciebie dobijać drzwiami i oknami, czy możesz zdradzić, jakieś plany na przyszłe projekty?
Na razie nic mi nie wiadomo, moje drzwi są jeszcze całe *śmiech* Jeżeli chodzi o projekty, które realizuję w tym momencie – Zabawy filmowe to coś, nad czym codziennie pracujemy, piszemy scenariusze, wkładamy mnóstwo serca – to nasza własna inicjatywa, która będzie nam wypełniała czas do czerwca. Z drugiej strony współpracuję z Teatrem Narodowym, gdzie na premierę, z powodu pandemii, wciąż czekają Trzy siostry w reżyserii Jana Englerta. Co prawda gram tam bardzo niewielką rolę… mały epizod, ale bardzo polecam ten spektakl. Bardzo chciałbym jeszcze zagrać Ustawienia ze świętymi Agaty Dudy-Gracz, i jeśli sytuacja się unormuje, może zrobimy jakieś festiwalowe pożegnanie z tytułem – nie mogę się doczekać. Jeśli chodzi o projekty, które są rozwijane, na razie nie mogę nic zdradzać… po pierwsze nie mogę *śmiech* a po drugie jeszcze daleko im do realizacji. Przykładowo, o ile pamiętam, casting do Wszystkich moich przyjaciół… miał miejsce w 2018 roku. Trochę czasu minęło *śmiech* Niestety potencjalni producenci bali się tego kupić, bo:
Takich filmów się w Polsce nie robi!
W ten sposób przegapili swoje pięć minut i szanse na wyprodukowanie czegoś ciekawego. Ich strata *śmiech*

fot. Marina Rygalina
Czym jest dla Ciebie sztuka współczesna?
Wyzwaniem – wyjątkiem jest film, który nieważne, jak bardzo pokręcony, czy samoświadomy dalej opowiada jakąś historię. Dlatego też często wolę wybrać się do kina niż do teatru – teatr współczesny często nie lubi opowiadać historii, tylko tworzy taki postmodernistyczny koktajl, który rzadko do mnie trafia. Oczywiście, bywają fantastyczne rzeczy, przetwarzające rozmaite motywy kultury, ale większość jest bardzo hermetyczna i trzeba podręcznika, żeby je zrozumieć. Nie do końca takim odbiorcą jestem – wolę kiedy sztuka przedstawia mi jakiś wycinek rzeczywistości i skupia się na opowiadaniu historii.
Wywiad z Tobą jest częścią cyklu w Kulturze na co dzień Generacja K – jak oceniasz wkład młodych ludzi w kulturę?
Sądząc po obsadzie naszego filmu – coraz lepiej. Mam nadzieję, że to będzie taka tendencja, która będzie się utrzymywać, że będzie na rynku dużo młodych twórców – aktorów, reżyserów – bo przecież Janek też ma tylko 29 lat (jest tylko dwa lata starszy). Że będziemy mogli pokazać swoje spojrzenie na rzeczywistość także w innych sztukach – teatrze, sztukach wizualnych, literaturze, czy dziennikarstwie *śmiech* Taco Hemingway śpiewał:
Jestem głosem pokolenia, które nie ma nic do powiedzenia
Myślę, że to nie do końca jest prawda i mamy bardzo dużo do powiedzenia… nawet jeśli mamy różne wizje świata, czy Polski. Najważniejsze, żeby nie dać się podzielić i rozmawiać ze sobą, niezależnie od poglądów. Mam nadzieję, że młodzi ludzie wezmą sprawy w swoje ręce i będą starali się łagodzić spory, zamiast je eskalować, dzięki czemu będzie tak jak w alternatywnym zakończeniu All my friends… a w przeciwnym razie dosłownie czeka nas masakra. Dialog jest najtrudniejszą ze sztuk, nie tylko współczesnych.
Eliza Hajdenrajch