Moja twarz, moja sztuka – wywiad z Pawłem Dyczkowskim [GENERACJA K]

Pokolenie Z, Millenialsi, Baby Boomers — to sformułowania, z którymi można spotkać się na co dzień. My chcielibyśmy zaprezentować Wam Generację K — młodych ludzi, którzy angażują się w życie kulturalne na wielu płaszczyznach i wkładają serce w to, co robią. Dzisiaj przedstawiamy Wam Pawła Dyczkowskiego, który urodził się w roku 2003 i już jest niezwykle uzdolnionym makijażystom — jego profil na Instagramie śledzi prawie 14 tys. obserwujących. Chłopak, znany szerszej publiczności pod pseudonimem „makeupbypauloo” opowiedział Elizie Hajdenrajch między innymi o tym, z czym wiąże się bycie sobą, narodzinach swojej nietypowej pasji oraz wpływie mediów na jego codzienne życie. Przeczytajcie, co zmalowaliśmy dla Was tym razem…

Niektórzy malują po płótnach, inni po ścianach, a Ty malujesz po twarzach – skąd taki pomysł?

– Jako dziecko wychowywałem się w otoczeniu artystycznym. U mnie w rodzinie chętnie kreowało się wizję twórczego postrzegania świata. Kreatywność towarzyszyła mi przez całe dzieciństwo, więc dzięki temu przeszedłem przez wszelkie jej etapy – malowałem po ścianach, płótnach i kartkach… trochę tego było. *śmiech*  Nie oszukujmy się, zawsze byłem osobą, która szybko się nudziła. Im szybciej dorastałem, tym bardziej chciałem próbować nowych rzeczy. Nieustannie myślałem – „trzeba zrobić coś innego, coś świeżego”. Bacznie śledziłem, co dzieje się w polskim Internecie oraz na scenie międzynarodowej. Po kilku miesiącach zaświeciła mi się lampka w głowie. Zaintrygowało mnie to, że dzięki makijażowi również można przekazywać sztukę i pewnego rodzaju emocje, ale w nieco odmienny sposób niż ten na papierze. Z jednej strony chciałem spróbować, ale z tyłu głowy pozostawała niepewność, czy jest to odpowiednia droga dla mnie. Pierwsze próby w tej materii rozpoczęły się około 3 lata temu. Jednakże wtedy, jako bardzo młody chłopiec, nie byłem na tyle odważny, żeby postawić wszystko na jedną kartę. Na samym początku ukrywałem się z moim pomysłem. Okres dojrzewania jest momentem, w którym nowe, niecodzienne rzeczy wydają się… dziwne i zwyczajnie nie chce się nimi aż tak emanować, bo nie można mieć pewności, jak zostaną przyjęte. Żyjemy niestety w społeczeństwie, które jest mocno nastawione na ocenianie zarówno siebie samych, jak i innych ze względu na to, co robią, jak wyglądają, jak myślą. Zaczęły się zatem pewnego rodzaju podchody – malowanie, kiedy nikt nie patrzył, a następnie zmazywanie wszystkiego, kiedy ktoś pukał do drzwi. Nie potrzebowałem wiele czasu, aby uświadomić sobie, że moi najbliżsi  nie mają ku temu przeciwwskazań. Jestem ogromnie wdzięczny mojej mamie za wyrozumiałość, kiedy sukcesywnie wykańczałem jej ostatnie cienie i tusze do rzęs. Po tej lekcji powoli zacząłem zakasywać rękawy. Moje pierwsze kosmetyki nie pochodziły z najwyższej półki, lecz stwierdziłem, że spróbuję swoich sił mimo to. Byłem otwarty na to eksperymenty, żeby zobaczyć, jakie są moje opcje i możliwości. I tak to szło… oglądałem coraz więcej filmów, doszkalałem się, odnajdywałem swoich idoli, na których spoglądałem z szacunkiem i podbierałem kolejne wskazówki oraz techniki. Minął pierwszy rok… później dwa lata. Początki były koszmarem… w szkole i w gronie rówieśników. Tym bardziej cenne było dla mnie ogromne wsparcie najbliższych przyjaciół i rodziny. Zmagania „na korytarzach” wzmocniły mnie do tego stopnia, że w końcu zrozumiałem, że „to jest to”…  i tak zostało już do dzisiaj

fot. Eliza Hajdenrajch

Masz siostrę, jaka była jej reakcja, kiedy jej braciszek zostawał wizażystą?

– Dla każdego to był delikatny szok, lecz raczej pozytywny! Nie ukrywajmy… nie było to zjawisko  spotykane często publicznie w gronie mężczyzn – coś niekonwencjonalnego i nowego. Wszyscy nie byliśmy do końca pewni, czy pozostanę przy tej nowo narodzonej pasji – to nie było demotywujące, bardziej wzmacniające od środka. Moja siostra jest osobą, która mocno mnie wspiera i stawała w mojej obronie, kiedy ktoś był uszczypliwy w stosunku do mnie. Zawsze stawała na wysokości zadania i jako starsze rodzeństwo, z podniesioną głową zażarcie mnie broniła, za co jestem jej ogromnie wdzięczny.

Kto należał do Twoich idoli?

– Może najpierw małe sprostowanie. *śmiech* Nie lubię używać słowa idol jako osoby, do której chciałbym się upodobnić. Silnie wierzę w to, że w naszym życiu występują osoby mające na nas duży wpływ, mogące popchnąć nas w konkretnym kierunku jako nasi mentorzy. Osobą, którą darzę ogromnym szacunkiem i na którą niezmiennie spoglądam z podziwem, na pewno jest moja mama – zawsze inspirowała mnie swoją twórczością i wspaniałym podejściem do życia.  Nie bała się wyrażania siebie oraz bronienia swojego zdania. Było także kilka osobowości publicznych, które wywarły na mnie ogromne wrażenie – potrafiły wyjść z szeregu i zrobić coś pięknego na ogromną, jak też niszową skalę. Nie mogę nie wspomnieć o zagranicznej grupie beautyboyów. Niezwykle dodawało mi skrzydeł to, że ktoś mógł kosztem czegoś łamać własne i społeczne bariery.

Która część twarzy jest dla Ciebie najważniejsza?

– Na dobrą sprawę, w makijażu nie ma części twarzy ważniejszej od drugiej. Wszystko razem tworzy harmonijną całość, dlatego należy pamiętać o każdym elemencie. Oczy i usta – są to dwie partie twarzy, na które najczęściej zwracamy uwagę. Można je ciekawie podkreślić w makijażu lub zrezygnować z którejś opcji na rzecz drugiej. Kładąc na nie nacisk, możemy podkreślić charakter osoby. Im bardziej zagłębiałem się w świat makijażu, tym bardziej zaczynałem również dostrzegać, że sam wygląd skóry jest równie ważny, co pozostałe części makijażu. Dzięki niej wyglądamy zdrowo, świetliście i jak byśmy spali troszeczkę dłużej niż zwykle *śmiech*

 

Skąd bierzesz pomysły na swoje prace?

– Jest to bliżej nieokreślona kwestia – pomysły przychodzą z różnych źródeł. Często są nimi otoczenie, lub konkretne emocje pochodzące z wewnątrz, które chciałbym w tej formie przekazać światu. Muszę napomnieć, że jestem osobą, której bardzo rzadko brakuje idei na nową pracę. Często przypływają one samoistnie, otoczone pełną wizją indywidualnego projektu.

A jak wyglądały Twoje początki z Instagramem?

– Przy tworzeniu strony postawiłem na eksperymentalność mojego projektu. Chciałem zobaczyć, jakie są moje opcje. Na dnie szafy znalazłem mały, turystyczny aparacik, którym rozpocząłem nieudolną pracę nad zdjęciami.  Zdjęcia z filtrem dramatycznym w którymś momencie przestały mi wystarczyć, dlatego sięgnąłem po starą lustrzankę rodziców jeszcze z czasów mojego dzieciństwa. W ten sposób dałem drugie życie czemuś, co leżało i się kurzyło, po czym oczywiście pokazałem efekty mojej pracy dawnym właścicielom *śmiech* Równorzędnie z prowadzeniem Instagrama, rozwijałem się pod kątem obróbki zdjęć. Zanim zainteresowałem się makijażem, moimi największymi pasjami była grafika komputerowa i montaż filmów. Patrząc wstecz na to, co robiłem kilka lat temu, mógłbym czuć delikatne zażenowanie, natomiast jestem zwolennikiem spoglądania z uśmiechem na początki i momenty, w którym dopiero się zaczynało. Pod względem technicznym małymi kroczkami zmierzam od amatora do profesora – pokornie idę przed siebie ,ucząc się na błędach i rozwijając z dnia na dzień.

Sam robisz swoje zdjęcia?

– Tak, oczywiście! Na razie nie mam sztabu ludzi do pomocy *śmiech* Sam robię swoje zdjęcia, sam je retuszuje – wszystko, co można zobaczyć na moim profilu, jest cząstką mnie, którą chcę podarować innym.

fot. Eliza Hajdenrajch

14 tyś. osób raczej nie zmieściłoby się do Twojego domu, jakie to odczucie być obserwowanym przez tyle par oczu?

– Na pewno by się nie zmieścili do mojego domu, ale w moim serduszku są bardzo ciasno upchani *śmiech* Ujmijmy to w ten sposób… wciąż jestem mikro-influencerem – niektórzy mogą mnie kojarzyć z mediów społecznościowych lub z rozmów między znajomymi… świat jest mały. Wielu z nas, twórców chce, aby jego dzieła zostały zauważone, lecz nie wolno się poddawać presji oraz liczbowej fiksacji. Dzisiaj stawiam przede wszystkim na jakość mojej pracy – jest to dla mnie najważniejsze.

Zdarzyło Ci się kiedyś być rozpoznanym na ulicy?

– Tak, kilka razy zdarzyła się taka sytuacja. Wszystkie bardzo mile wspominam – zawsze były to w pełni kulturalnie  zamienione dwa, czy trzy zdania. Nie jest to w żaden sposób uwłaczające, ponieważ ktoś zwraca wtedy uwagę na moją pracę, a nie w pełni na mnie jako osobę. Daje to poczucie satysfakcji, że coś, co robisz w Internecie, spotyka się z uznaniem nawet w świecie realnym.

Jak oceniłbyś wpływ mediów na swoje życie?

– Jest to bardzo dobre pytanie, którego sobie często nie zadajemy. Media są w naszym życiu wszechobecne, tym bardziej kiedy wielu z nas posiada nielimitowany dostęp do informacji i środków przekazu. Media pozwalają stawać się świadomym człowiekiem w wielu dziedzinach życia. Należy jednak stale doskonalić umiejętność filtracji danych, ponieważ w sieci, telewizji etc. roi się od różnego rodzaju manipulacji. Przez to, że jestem w stanie u siebie dostrzec wysoki wpływ mediów, staram się robić od nich przerwy, odświeżać umysł. To pomaga mi uświadamiać sobie, co jest faktycznie istotne.

To duża presja, czy spotkałeś się kiedyś z hejtem?

– Na ten moment nie czuję presji z żadnej strony. Nie mam potrzeby udowadniania niczego komukolwiek. Jest to bardzo piękny moment, kiedy uświadamiasz sobie, że jedyną osobą, którą musisz zadowolić, jesteś ty sam. Z nienawiścią skierowaną w moją stronę nie spotykam się od bardzo dawna. Wiem, jakimi ludźmi się otaczać, aby nie być dyskryminowanym na żadnej płaszczyźnie. Moja filozofia życia odpycha negatywne momenty z przeszłości i pozostawia je za mgłą, a pozytywne chwile wyraźnie akcentuje. Powiem Ci w ten sposób – młodsi ludzie nie są przyzwyczajeni do względnego pojęcia „inności”. Coś, co w jakimś stopniu odbiega od nieformalnie ustanowionej „normy”, jest automatycznie odpychane. Nigdy tego nie zrozumiem i uważam, że powinniśmy działać przeciwko temu. Społeczeństwo często zapomina o tych, którzy rozwojowi swojej pasji poświęcają każdą wolną chwilę. Wkładanie całego serca w to, co się kocha, nie jest powodem do śmiechu. Hejt w tym kraju jest jednak jak „chleb powszedni”. Wciąż walczymy, natomiast przed nami jeszcze bardzo długa droga.

fot. Eliza Hajdenrajch

Czym jest dla Ciebie sztuka współczesna?

– Osobiście patrzę na sztukę z bardzo dużym podziwem i szacunkiem, niezależnie od epoki. W każdym nurcie, z pewnością znajdzie się przestrzeń, która będzie dla mnie na swój sposób inspirująca. Posiadanie wrażliwości artystycznej, pozwala na uzyskanie świadomości swojej estetyki, utożsamianie się z twórczością i spojrzenie na nią od strony emocjonalnej. Sztuka współczesna jest o tyle ciekawa, że ludzie mają w stosunku do niej kompletną dowolność. Lata mijają, a my wciąż zdobywamy odwagę do tego, aby dążyć do stworzenia czegoś unikatowego. Jest ona dla mnie wirem niekończących się możliwości.

Wywiad z Tobą jest częścią cyklu w Kulturze na co dzień Generacja K – jak oceniasz wkład młodych ludzi w kulturę?

– W tych czasach? Bardzo duży. Im jestem starszy, tym częściej zauważam młodych ludzi, którzy korzystają z miejsc dóbr kultury, które inspirują i pozwalają na rozwój osobisty i społeczny. Żyjemy w erze wolnej od strachu przed wyrażaniem siebie. Coraz więcej młodych ludzi zdobywa determinację, aby „pozostawić po sobie ślad” i chwycić po swoją oryginalność. Kultura to bardzo szeroki dział, zwłaszcza teraz, kiedy mamy niemal nieskończone możliwości. Jesteśmy wolni, możemy kreować osobowości, przedstawiając siebie, jakkolwiek chcemy.

fot. Eliza Hajdenrajch

 

Eliza Hajdenrajch

Eliza Hajdenrajch

Redaktorka "Kultury na co dzień", pomysłodawca i twórca cyklu "Generacja K" - najczęściej można ją spotkać biegającą gdzieś po mieście ze swoim trzecim okiem (czyt. aparatem), na sali kinowej lub w teatrze. Miłośniczka kinematografii, literatury, muzyki, teatru oraz koloru żółtego, szczerych uśmiechów, Audrey Hepburn i sztuki skierowanej do młodych widzów.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.