Zgodnie z zaleceniami

Wczoraj był pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Jak zwykle spędziłem je z rodziną, zgodnie z zaleceniami objadając się ciastkami i zgodnie z innymi zaleceniami oglądając telewizję. W telewizji, jak to zgodnie z zaleceniami bywa, puszczano powtórkę powtórki Kevina samego w domu. Zalecenie wymaga obejrzenia filmu przynajmniej raz w roku. Całego, jeżeli jeszcze nie zna się go na pamięć, lub części, jeżeli potrafi się już odtworzyć każdy dialog. I tak też się stało. Po raz kolejny niekonwencjonalne i absurdalne w swym założeniu pułapki małego chłopca dały wycisk dwóm godnym pożałowania, ale zabawnym bandziorom. Bandziory trafiły za kratki, młody chłopak pogodził się z rodziną, a starszy pan okazał się nie być żądnym krwi mordercą. Wigilia, prezenty, pasterka, Kevin sam w domu… Tradycji stało się za dość. Tylko dlaczego w przypadku tego ostatniego odczuwałem dyskomfort, dlaczego w tym filmie nikt nie nosi maseczki?
No właśnie, tradycja tradycją, ale nawet ona musiała ulec kuriozalnej rzeczywistości tego roku. I nie chodzi już nawet o zamknięte sklepy, kina, galerie, teatry, stoki narciarskie, hotele, parki i nie wiadomo co jeszcze. Chodzi o nas. Staliśmy się zastygli, skostniali. Przyzwyczajani do nowego świata nie potrafimy już odnaleźć spokoju w świętach, które w domyśle miały pozostać niezmienne. W cieniu pandemii makowiec nie smakuje już tak dobrze. Czy może tylko ja odnoszę takie wrażenie? Spotkanie w mniejszym gronie, brak odwiedzin, co najwyżej spacer na opustoszałych ulicach, które nie są tak wystrojone jak mogłyby być, i wyludniałe kościoły w czasie pasterki. Wszystko takie wyblakłe, niepełne i niedoskonałe. To cena, jaką płacimy za postępowanie zgodnie z zaleceniami.
Żeby jednak nie było ponuro. Święta to w końcu Święta, nie po to czeka się na nie od września, żeby teraz na nie narzekać. Ostatni rok dekady bynajmniej nie rozpieścił i dobrze chociaż nacieszyć się tymi wyjątkowymi dniami, zwłaszcza, że na Sylwestera też nie ma co liczyć. Pandemia niosła ze sobą tę jedyną nadzieję, że w obliczu coraz większych podziałów uda się nam zjednoczyć chociażby w obliczu wspólnego zagrożenia. Oczekiwania te okazały się płonne, kiedy przyszło do dyskusji o konkretach. Ostatecznie w tym coraz gęstszym gulaszu konfliktu znalazł się tylko jeszcze jeden składnik. Święta to co innego, pokłócić się o rodzaj zupy na wigilijnym stole, to jak nie pokłócić się wcale. Święta zazwyczaj jednoczą, a bitwa o barszcz czy grzybową tylko temu służy. Tego też Wam życzę, abyście chociaż na ten tydzień byli razem, nie osobno. Bo kolejny rok przed nami. Niby ma być lepiej, ale wiecie jak jest. I nie, nie chodzi o zachowanie pozorów, tylko o próbę stworzenia odrobiny normalności, normalności, którą skądś tam jeszcze pamiętamy. Bądźcie szczęśliwi niezależnie od wszystkiego – to też jest zgodne z zaleceniami.
Wesołych Świąt
Team grzybowa, Marek Blacha