Starość (nie)radość – Driveways [RECENZJA]

Cytując klasyka: wszystkiego się w życiu spodziewałam, ale tego, że będę stara, to nigdy. Czas biegnie nieubłaganie nawet wtedy, kiedy my wcale się nie ruszamy. Codziennie dodaje nam zmarszczek, sprawia, że przybywa nam siwych włosów na głowie i okazjonalnie dorzuca zmartwień… jednak, czy naprawdę jest taki straszny?
Driveways opowiada historię kilkuletniego Cody’ego, który razem z mamą Kathy spędza lato na przedmieściach Nowego Yorku. Nie jest to jednak klasyczna wakacyjna eskapada, a raczej przymusowy wyjazd w nieznane, spowodowany rodzinną tragedią. Kathy chce bowiem sprzedać dom swojej niedawno zmarłej siostry, z którą od dłuższego czasu nie miała kontaktu. Żeby to było możliwe, musi jednak najpierw zabrać z niego wszystkie pozostawione przez zmarłą rzeczy. Zadanie, które miało z założenia zabrać kilka dni, okazuje się być wyzwaniem długoterminowym. W międzyczasie chłopiec poznaje dawnego sąsiada ciotki – starego weterana Dela. Pomiędzy nimi wytwarza się niezwykła więź, wokół której obraca się cała fabuła.

fot. materiały prasowe filmu Driveways (2019)
Jeśli szukacie emocjonujących pościgów, spektakularnych wybuchów i wartkiej akcji, trzymającej w napięciu, to muszę Was uprzedzić, że tu ich nie znajdziecie. Przyczyna jest prosta – ten film żadnej z powyższych rzeczy nie potrzebuje. Historia opowiadana jest w sposób bardzo spokojny, co może wydawać się nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę fakt, że jednym z głównych bohaterów jest przecież dziecko. Cody różni się jednak znacznie od swoich nieokrzesanych rówieśników – jest bardzo dojrzały jak na swój wiek i „wrażliwszy od innych”, a rzeczywistość czasami go przerasta. Szczególnie wymowna jest scena, kiedy mama zabiera go na tor wrotkarski z okazji jego urodzin. Chłopiec nie czuje się dobrze wśród krzyków i wszechobecnego hałasu. Zdecydowanie bardziej przemawia do niego spędzenie wieczoru wśród podstarzałych żołnierzy grających w bingo.

fot. materiały prasowe filmu Driveways (2019)
Del z kolei nie jest typowym twardym, surowym i niewrażliwym wojskowym, którego wizerunek, z różnych przyczyn, utrwalił się w kulturze masowej. Kiedy mu się bliżej przyjrzeć, jest to po prostu uroczy starszy pan, który lubi przesiadywać na ganku z gazetą. Pomimo swojej dawnej profesji, nie cierpi na zespół stresu pourazowego, będącego pamiątką z frontu. Zdecydowanie bardziej doskwiera mu samotność i pustka, która towarzyszy mu od śmierci ukochanej żony. Swoje serce w pełni otwiera dopiero przed Codym, któremu daje cenne życiowe lekcje. Chociaż dzieli ich kilka dobrych dekad łączy ich między innymi właśnie samotność – Cody nie potrafi się odnaleźć wśród osób w swoim wieku, a Del czuje się zagubiony we własnym domu po stracie „drugiej połówki”.

fot. materiały prasowe filmu Driveways (2019)
Osiemdziesiąt trzy minuty – z jednej strony nie jest to dużo, jak na film, ale z drugiej wystarczająco, żeby odmienić czyjeś życie (może brzmi to jak cytat z opakowania płatków śniadaniowych, nic na to nie poradzę). Prawdopodobnie nie byłoby tak, gdyby nie fenomenalna gra aktorska. Debiutujący na planie Lucas Jaye (Cody), nominowana do Złotego Globu Hong Chau (Kathy) i jego laureat Brian Dennehy (Del) stworzyli wyraziste i wiarygodne postacie z krwi i kości, którym chce się towarzyszyć w tym (nie)codziennym życiu. Nic tu nie było wymuszone ani sztuczne. Zupełnie jakbyśmy po prostu podglądali prawdziwych ludzi podążających za scenariuszem pisanym przez życie. Kamera, która się im przypatruje, nie tylko dokładnie rejestruje to, co się dzieje, ale także nadaje całości nieco nostalgicznego i kameralnego klimatu właściwego przemijającym miesiącom letnim.
Wszystko to dopełnia subtelny, pełen delikatności soundtrack, za który odpowiada Jay Wadley. Muzyka idealnie współgra z tym, co widzimy na ekranie. Niczym mięciutka pierzynka okala wszystkie pozostałe komponenty filmu. Ciężko znaleźć tu jakąś fałszywą nutę – po przesłuchaniu całej ścieżki dźwiękowej Driveways aż nachodzi człowieka ochota, żeby zaszyć się pod kocem z herbatą i przejrzeć stare albumy, albo zadzwonić do babci… tak po prostu, żeby usłyszeć jej głos. To właśnie stanowi siłę tego filmu – jest on apoteozą małych rzeczy, które bardzo często nam umykają i drobnych gestów i czułości, które nie wymagają wiele wysiłku, a mogą poprawić komuś humor lub po prostu sprawić, że na chwilę się uśmiechnie.

fot. materiały prasowe filmu Driveways (2019)
Prawda jest taka, że współcześnie „żyjemy” bardzo intensywnie, cały czas się gdzieś spieszymy, przez co paradoksalnie ten czas nam właśnie ucieka. Skupiamy się na rzeczach, które z biegiem lat przestają już być aż tak istotne. Permanentnie odkładamy plany i marzenia na później, a kiedy sobie to uświadamiamy, okazuje się, że już nie mamy 18 lat, a 81 i na niewiele z nich mamy jeszcze siłę. Film Andrew Ahna pokazuje, że warto żyć… ale nie w cudzysłowie, ale tak, żeby, kiedy przyjdzie właściwy moment, można było usiąść na ganku przed domem, wspomnieć przeszłość i powiedzieć w zgodzie z samym sobą: niczego nie żałuję.
Eliza Hajdenrajch