Obudzić się na Shibui

Zawieszona pomiędzy czeską Pragą a japońską Shibui, pomiędzy wiekiem nastoletnim, kiedy kształtują się marzenia, a czasem studiów, kiedy zaczyna się je urzeczywistniać, Jana Kupkova, bohaterka debiutanckiej powieści Anny Cimy, jest na pozór zwyczajną współczesną dziewczyną. Powieść pt. „Obudzę się na Shibui” mogłaby zostać zakwalifikowana do literatury młodzieżowej. Książkę czyta się lekko i dobrze, jednak z początku zdaje się bardzo podobna do wielu innych tego rodzaju. Mamy więc tutaj rozterki sercowe, przyjaźnie, relacje rodzinne, pierwsze pomysły na wybór dalszej drogi w życiu, pasje i zainteresowania, kształtowanie się osobowości młodych osób. Sprawy przybierają nieco inny obrót, kiedy główna bohaterka któregoś dnia odkrywa, że została uwięziona w czymś na podobieństwo pętli czasu, w jednej z dzielnic Tokio – Shibui, a spowodowała to prawdopodobnie jej myśl, wyrażająca bardzo silne pragnienie pozostania w tym miejscu. Co więcej, uwięziona na Shibui Jana odkrywa, że sama jest myślą lub być może duchem, ale na pewno nie kimś materialnym, kogo można by dotknąć lub zobaczyć. Tutaj kończy się zwyczajna powieść dla nastolatków, a zaczyna wciągająca historia w której życie głównej bohaterki – w zupełnie nierzeczywisty sposób rozdwojone pomiędzy Japonią a Pragą – zaczyna w dodatku coraz bardziej wiązać z życiem nieżyjącego od lat japońskiego pisarza. Żeby było jeszcze nieco trudniej, Jana – główna bohaterka – „uwięziona” na Shibui, jest nastolatką, a ta, która mieszka w Pradze, już studentką japonistyki. Pomimo więc, że autorka równolegle prowadzi oba wątki, to zdarzenia w Pradze i w Tokio nie są jednoczesne. A jednak wydarzenia z życia Jany na Shibui mają znaczący wpływ na życie Jany w Czechach i odwrotnie. W pewnym momencie mamy nawet poczucie, że znaleźliśmy się w kołowrotku i zaczynamy się zastanawiać, gdzie ta historia się zaczęła, a gdzie się kończy.
Czy wobec tego istnieje szansa na to, że te dwa wątki spotkają się w którymś momencie i w jakiś sposób – określając to nieco metaforycznie – „przyczyny” zetkną się ze „skutkami”? Czy jakiś tajemniczy wpływ na tę sytuację ma japoński pisarz Kawashita, który zginął wiele lat temu pozostawiając po sobie bardzo niewielką, aczkolwiek niezwykle intrygującą spuściznę? I czemu w ogóle ma służyć ten skomplikowany zabieg czasoprzestrzennej łamigłówki?
Dobra i dobrze opowiedziana historia zawsze znajdzie grono odbiorców. Nie chodzi o to, żeby książka porywała nas od pierwszych stron. Wystarczy, że intryguje nas w jakiś sposób i porusza naszą wyobraźnię choćby w niewielkim stopniu. Autorka „Obudzę się na Shibui” w bardzo przemyślany sposób pod na pozór zwyczajną historią, napisaną zwykłym językiem, o zwykłych ludziach, ukryła pewną tajemnicę. Co prawda z początku nie zależy nam specjalnie na tym, żeby ją poznać. Jednak wraz z kolejnymi rozdziałami dajemy się wciągnąć – zupełnie jak przyjaciel Jany, Victor Klima – w wędrówkę śladami nieżyjącego pisarza, dzięki której przeniesiemy się do Japonii z początku XX wieku, a nawet do zakamarków duszy pewnego chłopca. Po to by, jak się okazuje, dowiedzieć się, że tego typu „wędrówki” zawsze mają wpływ na nas i nasze życie.
Sztuka i kultura Japonii, ale także tradycje, wierzenia, wciąż żywe w kulturze Japonii, w tym występujące licznie w ludowych podaniach i nie tylko, duchy i rozliczne dziwne stwory są fascynujące dla wszystkich, którzy nie mogą oprzeć się tak zupełnej odmienności i oryginalności wobec sztuki i kultury Zachodu. Z drugiej strony łatwo jest nam sobie wyobrazić fascynację graniczącą z obsesją na tle jakiegoś zjawiska, osoby, rzeczy, historii i tym podobnych, która zaczyna mieć na nas nieodwracalny wpływ. Bywa też, że zupełnie przypadkiem, za sprawą splotu zbiegów okoliczności, coś lub ktoś zaczyna mieć znaczący wpływ na nasze myślenie, marzenia, plany i postępowanie tak, że w końcu zaczynamy nazywać to przeznaczeniem. Historia Jany Kupkovej, którą znajdujemy w książce Anny Cimy jest na pozór zwyczajna, jednak przecież najważniejszym jej wątkiem jest coś tak nieuchwytnego, jak myśl i pragnienie, które stają się namacalne, a wręcz materializują się, dzieląc życie Jany na dwie osobne części.

Rzeźba psa Hachico – jednego z „bohaterów” powieści Anny Cimy – stojąca w dzielnicy Shibuya w Tokio
W warstwie fabularnej jest to prosta historia o młodej dziewczynie zaczytującej się w japońskiej literaturze i przeżywającej przy okazji zwykłe rozterki sercowe. Jednak nawet sprawy sercowe tylko pozornie są tutaj sprawą poboczną i bagatelną, ponieważ zupełnie jak w jakiejś baśni, to właśnie dwaj zupełnie odmienni panowie, którzy zaprzątają myśli Jany, w końcu ramię w ramię stawią czoła wyzwaniu wyzwolenia Jany z pętli, w której się znalazła, nie mając zresztą do końca pewności, w czym biorą udział.
Autorka w bardzo interesujący sposób prowadzi i łączy wątki powieści, opisuje zdarzenia będące zdawałoby się zupełnie bez znaczenia, po to, żeby na końcu niemal każde z nich uczynić ważną częścią niezwykłej i zaskakującej układanki. Dzięki zabiegom pisarki mamy wrażenie, że to nie jedna powieść, ale dwie, a nawet – biorąc pod uwagę tłumaczoną przez Janę i Victora powieść Kawashity, która ma istotne znaczenie dla całości – trzy powieści w jednej.
Anna Cima jest absolwentką japonistyki na Uniwersytecie Karola w Pradze. Obecnie mieszka i studiuje w Japonii. Za swoją debiutancką powieść „Obudzę się na Shibui” otrzymała w 2019 roku trzy najważniejsze czeskie nagrody literackie: Magnesia Litera w kategorii Odkrycie roku, Nagrodę Jiříego Ortena przyznawaną autorom do trzydziestego roku życia oraz Nagrodę Česká kniha. Jej powieść na pewno Was nie zawiedzie. Trudno się od niej oderwać, a i zakończenie zapewne Was zaskoczy. Czy pozytywnie? To już zależy tylko od waszych oczekiwań. Na pewno jest inne, niż moglibyście przewidywać. A to przecież najczęściej zakończenie książki decyduje o wszystkim. Książki, które kończą się banalnie, zazwyczaj nie zasługują na to, żeby poświęcać im czas.
Anna Cima, Obudzę się na Shibui, Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2020 r.