Trzech królów, dwie strzały, jeden rok

Anglia. Ten wyspiarski kraj w całej swojej historii został podbity tylko czterokrotnie. Sztuce tej nie podołał ani Napoleon, ani Hitler. Tysiąc lat temu, na polach Hastings, ostatni raz dokonał tego normandzki książę, Wilhelm, nazwany przez potomnych Zdobywcą.
Rok 1042. Po latach niepokojów na angielskim tronie zasiada król Edward Wyznawca. Ma on być symbolem końca kryzysu, jaki nawiedził jego państwo kilkaset lat wcześniej w postaci najazdów wikingów. Ich ataki sięgały końca VIII wieku. Początkowo miały one jedynie łupieżczy charakter, z czasem jednak wojowniczy lud z północy rozpoczął systematyczną ekspansję w głąb Anglii, by w szczytowym momencie zagarnąć niemal połowę tego kraju, a w roku 1016 obsadzić na jego tronie duńskiego i norweskiego króla – Kanuta Wielkiego (swoją drogą wnuka Mieszka I i siostrzeńca Bolesława Chrobrego). Edward, stanowiący o powrocie praworządnej dynastii na tron, miał odbudować państwo zniszczone długoletnimi wojnami. Jego panowanie miało przywrócić spokój. Jak się okazało – nie na długo.
Pobożny król
Charakterystyczny przydomek „Wyznawca” został nadany Edwardowi nieprzypadkowo. Ogłoszonego po śmierci świętym Kościoła, króla bardziej interesowała modlitwa niż polityka. Mimo małżeństwa całe swoje życie spędził w celibacie i nie pozostawił po sobie następcy.
Przeszło dwudziestoletnie rządy Edwarda to okres względnego spokoju. Była to jednak władza pozorna, bo w rzeczywistości skupiona w rękach angielskiego i duńskiego możnowładztwa, wykorzystującego słabość monarchy. Na domiar złego, król lubił otaczać się normandzkimi doradcami. Jego sympatia do kraju w północnej Francji sięgała jeszcze lat młodości, które spędził tam na wygnaniu. To w Normandii Edward przeżył większość swojego życia, znał tamtejsze obyczaje, które konsekwentnie sprowadzał do Anglii.
W 1052 roku angielskiego króla odwiedził jego przyjaciel, Wilhelm II. To właśnie wtedy, w obliczu braku sukcesora, Edward obiecał normandzkiemu księciu tron. O tej obietnicy miał nigdy nie dowiedzieć się angielski dwór, który nie znosił zarówno normandzkich wpływów w kraju, jak i samej Normandii, będącej bezpośrednim zagrożeniem dla państwa.
Również możnowładcy rozpoczęli poszukiwania ewentualnego następny. Jedynym, oprócz Edwarda, żyjącym przedstawicielem dynastii anglosaskiej był wówczas Edward Wygnaniec, który jednak wkrótce zmarł. Co prawda pozostawił po sobie małoletniego syna, ale nie cieszył się on żadnym poparciem.
W obliczu tej sytuacji aspiracje do sięgnięcia po koronę zaczęła mieć sama szlachta, a wśród niej najpotężniejszy angielski magnat, earl Wessexu, Harold Godwinson.
Zdrada zaufanego sługi
Będący przedstawicielem prestiżowej rodziny, Harald był ewenementem. Mimo angielskiego pochodzenia umiał zdobyć sobie zaufanie Edwarda Wyznawcy. W roku 1064 earl Wessexu został wysłany przez niego do Normandii. Rzeczywisty cel tej wyprawy pozostaje zagadką, choć prawdopodobnie była to misja dyplomatyczna. Harold miał potwierdzić obietnicę, jaką kilka lat wcześniej Edward złożył Wilhelmowi.
Angielski możnowładca zyskał sobie na kontynencie bardzo dobrą opinię. Wziął udział w dwóch wyprawach wojennych normandzkiego księcia, w czasie których uratował kilku jego ludzi. W końcu został przez niego pasowany na rycerza. Tak Harolda zapisał kronikarz: „Anglik był bardzo wysoki i przystojny, zwracał uwagę siłą fizyczną, odwagą i elokwencją”. Prawdopodobna przyjaźń, jaka narodziła się wtedy między Haroldem a Wilhelmem, była najpewniej podkoloryzowaniem konfliktu, związanego z walką o angielski tron.
Edward Wyznawca zmarł 5 stycznia 1066 roku w Pałacu Westminsterskim. Earl Wessexu zeznał, że tuż przed śmiercią monarcha wyznaczył go na swego następcę. Na dworze nie było powodów do niedowierzań, zwłaszcza że nikomu nie zależało na kolejnej wojnie domowej, która ponownie pogrążyłaby w ruinie odbudowujący się kraj. Harold koronował się na króla Anglii następnego dnia – 6 stycznia 1066 roku – jako Harold II Godwinson.
Nowy władca bardzo szybko rozpoczął przygotowania do pewnej rozprawy z Wilhelmem. Nad kanałem La Manche zorganizował armię mającą odeprzeć wrogą inwazję. Nie próżnował także książę Normandii. Jego wszczęte na szeroką skalę działania propagandowe były celnym policzkiem wymierzonym dawnemu przyjacielowi. Wilhelm oskarżył Harolda o krzywoprzysięstwo. Szybko zyskał sobie poparcie papieża, który przysłał dla niego z Rzymu włos świętego Piotra. Krucjata mogła się rozpocząć. O tym, kogo w tym konflikcie popierał Kościół, świadczy najlepiej fakt koronacji Godwinsona na króla przez biskupa ekskomunikowanego przez Stolicę Apostolską kilka lat wcześniej.
Planowana inwazja Wilhelma była ogromnym przedsięwzięciem. W całym kraju wyrąbywano lasy, by zbudować ogromną flotę – tysiąc okrętów zdolnych przewieźć dziesięciotysięczną armię i osiem tysięcy koni. Zwykła, trwająca czterdzieści dni mobilizacja, w tym momencie okazałaby się niewystarczająca. Wojsko gromadziło się na francuskim wybrzeżu kilka miesięcy, jednak aż do końca września obawa przed potężną flotą anglosaską i niepomyślne wiatry odwodziły Wilhelma od ataku.
W takich okolicznościach broniący Anglii Harold Godwinson zdecydował się na rozwiązanie swojej armii. Wracającego do stolicy króla naszły jednak przerażające wieści.
Ostatni wiking
Zanim przejdziemy do dalszej części narracji, należy zatrzymać się na jednostce, która nie tylko w tej, ale i całej historii średniowiecznej Europy, odegrała niebagatelną rolę. Mowa o Haraldzie III Srogim, nazwanym po śmierci „ostatnim wikingiem”, którego życiorysem można by obdzielić kilku mu współczesnych.
Urodzony przed rokiem 1015, najmłodszy syn Sigurda Syra, już w wieku kilkunastu lat brał udział w swojej pierwszej bitwie. W wyniku konfliktów wewnętrznych w państwie norweskim, zbiegł on przed Kanutem Wielkim na Ruś, gdzie schronił się na dworze Jarosława Mądrego. W 1031 roku brał udział w ruskiej wyprawie przeciwko Mieszkowi II, która to ekspedycja spustoszyła polskie ziemie.
Trzy lata później Harald udał się do Bizancjum, gdzie na dworze cesarskim błyskawicznie wspinał się po szczeblach kariery wojskowej. Mierzący 210 centymetrów wzrostu ostatni wiking budził postrach wśród swoich wrogów. Pod sztandarem Cesarstwa i w imię Chrystusa walczył w Afryce, Italii, na Sycylii, w Azji Mniejszej i na Morzu Egejskim. Z czasem stał się dowódcą elitarnej przybocznej gwardii cesarskiej, by w roku 1042 wziąć udział w zamachu stanu na cesarza Michała V. Po tym wydarzeniu Harald postanowił wrócić do kraju, co spotkało się jednak ze stanowczym oporem nowego władcy, Konstantyna IX (a bardziej prawdopodobne, że jego żony, z którą Harald miał mieć romans).
Ostatecznie, rabując jeszcze bizantyjski skarbiec, ostatni wiking powrócił do Norwegii, gdzie po długich konfliktach wewnętrznych objął panowanie w roku 1045, jako Harald III. To on trzy lata później założył Oslo. Będąc jednocześnie spadkobiercą skandynawskiej dynastii, która jeszcze do niedawna panowała w Anglii, mógł on upomnieć się o tron w tym państwie, co zresztą w niedługim czasie zrobił.
Inwazja z północy
Wieści o śmierci Edwarda Wyznawcy dotarły z równą szybkością zarówno do Normandii, jak i Norwegii. Harald Srogi zrozumiał, że wobec braku legalnego sukcesora, lepszej okazji do podboju może już nie być. Co ciekawe, król był w ciągłym kontakcie z Wilhelmem, który doskonale wiedział o jego planach najazdu.
W połowie września ogromna, licząca dziewięć tysięcy ludzi, armia wikingów wylądowała niespodziewanie na północnych wybrzeżach Anglii. Wspomagane dodatkowo przez Szkotów i kolaborującego z Haraldem brata Harolda Godwinsona, Tostiga, wojsko ruszyło na południe w kierunku miasta York. Drogę wrogiej armii zastąpił Earl Edwin, możnowładca Mercji. Bitwa stoczona pod Fulfordem zakończyła się klęską Anglików. Po początkowych sukcesach okrążeni Anglosasi musieli się poddać. Droga do drugiego miasta Anglii stanęła otworem – zostało ono zdobyte 20 września.
Na wieść o klęsce, Harold Godwinson zwołał armię, którą jeszcze niedawno kazał rozwiązać. Forsownym marszem wyruszył na spotkanie wroga. Odbił York, a następnie zagrodził norweskiemu królowi drogę pod Stamford Bridge. Armia angielskiego władcy liczyła dziewięć tysięcy ludzi, Haralda Srogiego – pięć tysięcy.
Przybycie wojsk anglosaskich zaskoczyło Norwegów w równym stopniu, co Odsiecz wiedeńska Turków. Armia wikingów, przetrzebiona po bitwie stoczonej kilka dni wcześniej, musiała ulec doborowej piechocie anglosaskiej. Bitwa pod Stamford Bridge zakończyła okres wikińskich najazdów na ziemie brytyjskie. Poległ na niej „ostatni wiking”, budzący postrach Harald Srogi zginął nie od miecza, a od najbardziej zdradzieckiej broni na polu bitwy – strzały, która przeszyła jego gardło. Tak zakończyła się era wikingów, wojowniczego ludu, który zmuszony był złagodnieć w obliczu nieuchronnej chrystianizacji.
Harold Godwinson mógł świętować utrzymanie władzy. Nie na długo jednak przyszło mu cieszyć się ze zwycięstwa. Trzy dni później doszły go wieści z południa – zmienił się wiatr nad kanałem La Manche.
Wyprawa po koronę
O talencie organizacyjnym Wilhelma najlepiej świadczy fakt, że przez kilka miesięcy potrafił utrzymać dyscyplinę nad dziesięciotysięczną armią, mającą w każdej chwili być w gotowości do inwazji. Długo upragniona chwila wreszcie nadeszła, kiedy nocą z 27 na 28 września książę wydał rozkaz odpływu. Nad ranem normandzkie wojska wylądowały w Pavensey w Sussex, skąd, nie przewidując się żadnego oporu, niespiesznym marszem wyruszyły w kierunku miasta portowego Hastings. Tutaj jednak niespodziewanie natknęły się na króla Anglosasów.
Ponownie dała o sobie znać porywczość Harolda – jego zmęczona niedawną bitwą armia pokonała czterysta kilometrów w dwanaście dni, po drodze dodatkowo wzmacniając się o fyrd (pospolite ruszenie). Jednak tym razem pewność siebie miała zgubić Godwinsona. Choć on sam był upojony zwycięstwem, jego wymęczone wojsko nie rwało się do kolejnej potyczki. Dwie armie starły się z sobą 14 października 1066 roku. Atakujący dysponowali ośmiotysięczną armią, w której jedną czwartą stanowiła jazda. Szeregi obrońców liczyły sześć tysięcy ludzi, co prawda bez kawalerii, ale z doborową piechotą.
Hastings
Angielski król, mimo wszystko, idealnie wybrał miejsce bitwy. Ufortyfikowany na niewielkim wzgórzu mógł z powodzeniem odpierać kolejne natarcia wroga. Normandzka konnica bezskutecznie szarżowała na zwarte szeregi Anglosasów, ich ostre jak brzytwy, długie topory siały zniszczenie, pod samym Wilhelmem trzykrotnie padał koń; panika wisiała w powietrzu. Najeźdźcom nie pomagali kusznicy i łucznicy, których pociski odbijały się od szczelnego muru tarcz. Na domiar złego w każdej chwili mogły nadejść posiłki obrońców.
W obliczu klęski normandzki książę postanowił uciec się do fortelu, pozorując paniczny odwrót swojej armii. Plan się powiódł, zwarci do tej pory Anglosasi ruszyli do bezwładnej pogoni. Na to właśnie czekał Wilhelm – prowadzona przez niego konnica wbiła się w rozproszone szeregi wroga. Niezgrupowana piechota nie miała szans z jazdą – rozpoczęła się rzeź.
Wkrótce na placu boju pozostała już tylko elitarna gwardia przyboczna Harolda – huskarlowie. Nie wszystko wydawało się jednak stracone. Doborowa, ciężko uzbrojona piechota mogła bronić się jeszcze długo, z nadzieję oczekując na posiłki. Angielski król dodawał otuchy swoim żołnierzom, walczył u ich boku ramię w ramię. W pewnym momencie jednak odsłonił się i… ponownie o wszystkim zdecydowała jedna zbłąkana strzała, która trafiła Harolda w oko. Monarcha upuścił miecz i bezwładnie osunął na ziemię. Tak zginął magnat z Wessexu. Po jego śmierci obrońcy całkowicie stracili nadzieję – bitwa pod Hastings zakończyła się ich pogromem. Wilhelm Zdobywca mógł świętować zwycięstwo.
Epilog
Dalsze poczynania normandzkiego księcia to popis jego kunsztu zarówno strategicznego, jak i politycznego. Zamiast szturmować mury Londynu, zdecydował się na oblężenie i niebawem miasto samo otworzyło przed nim bramy. Miast ogłoszenia siebie królem, poczekał aż witan (rada starszych) sam wybierze go na swojego władcę. Co prawda zaraz po śmierci Harolda Godwinsona koronowano ostatniego przedstawiciela starej dynastii – młodziutkiego Edgara, ale tak naprawdę nikt o zdrowych zmysłach nie liczył, że to dziecko może utrzymać się przy władzy. Tak też się stało. Genialny Wilhelm, jeszcze wzorem Oktawiana Augusta, udał wahanie przyjmując koronę. Ostatecznie zasiadł na tronie, rozpoczynając normandzkie rządy w Anglii i kończąc historię udanych najazdów na ten kraj.
Kilka lat musiał jeszcze zmagać się z buntami, które jednak bezwzględnie tłumił. Symbolem nowej władzy stały się wkrótce potężne twierdze budowane w strategicznych miejscach, w tym złowroga Tower of London.
Koniec pewnej epoki
Rok 1066 to dla historii Anglii i Europy czas dramatycznych i często nieprzewidywalnych wydarzeń. Stał się pewnego rodzaju symbolem średniowiecznych ideałów, walki o władzę, roli rycerstwa i Kościoła w tamtych czasach. Był to rok wybitnych jednostek decydujących o losach całej reszty. Szóstego stycznia Earl Wessexu, Harold Godwinson, koronował się na króla, by w październiku konać na polu bitwy pod Hastings. Norweski władca, Harald III, którego życiorys zasługuje na osobny artykuł, a może i powieść, zakończył swoją legendę pod Stamford Bridge. Zamknął tym samym okres wikińskich najazdów na ziemie brytyjskie, zapoczątkowany czterysta lat wcześniej.
I wreszcie Wilhelm, jak się okazało jedyny zwycięzca tej prawdziwej gry o tron. W styczniu 1066 był ledwie normańskim księciem, zależnym od króla francuskiego, w dzień Bożego Narodzenia tego samego roku koronował się na władcę Anglii, rozpoczął rządy nowej dynastii i przeszedł do historii jako ostatni zdobywca tego kraju.
Brytyjski historyk, Edward Shepard Creasy, uznał bitwę pod Hastings za jedną najważniejszych w dziejach świata. Choć można posądzić go o stronniczość, to jednak należy oddać pewne rzeczy. Był to ostatni udany podbój Brytanii. Ostatecznie osiem tysięcy wojowników ujarzmiło kraj liczący półtora miliona ludzi. Zakończyło się panowanie prastarej dynastii anglosaskiej, a na tron Anglii wstąpiła dynastia normańska, władająca przez kolejne sto lat. Fakt, że każdy kolejny angielski król był jednocześnie lennikiem króla francuskiego z terenów Normandii, stał się jedną przyczyn wybuchu wojny stuletniej niespełna trzysta lat później.