„Taniec albatrosa” czyli pragnienie miłości

Co wspólnego mają pająki z wypalającym się związkiem dwojga ludzi? Czy są jakieś ograniczenia wiekowe w nauce tańca brazylijskiego? Czy miłość platoniczna między dwojgiem ludzi może faktycznie istnieć? Jeśli chcielibyście poznać odpowiedzi na te pytania, obejrzyjcie koniecznie sztukę pt. „Taniec albatrosa” w Teatrze Współczesnym w Warszawie, dostępną w wersji online.
Miłość jest tym, co nas napędza. Poszukujemy jej, znajdujemy, dodaje nam skrzydeł, ale też czasami te skrzydła nam podcina – cierpimy przez nią, ale wciąż chcemy więcej. Nie wyobrażamy sobie życia bez niej. Czas na miłość jest zawsze i wszędzie, dla każdego. Nie ma ograniczeń wiekowych, czasowych, ani żadnych innych. Kiedy jest się młodym, słucha się o tym i nie dowierza, że kiedy lata mijają, ochota na miłość wcale nie przemija – z czasem jest u niektórych jeszcze większa, niż kiedykolwiek.
Temat miłości może wydawać się komuś zarówno banalny, jak i ważny, i podniosły. Od wieków eksploatowany przez twórców, pisarzy, poetów, malarzy – niewyczerpywalny. Jest ulubionym tematem zarówno twórców komedii, jak i tragedii. I choć wciąż od nowa pisze się o niej i mówi – wciąż nie wymyślono w tym temacie nic nowego. Schematy powtarzają się, rozterki serca są odwiecznie te same, dylematy niezmienne.
„Taniec albatrosa” czyli pragnienie miłości – chyba tak można by, pół żartem pół serio – rozwinąć tytuł świetnej sztuki wyreżyserowanej przez Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym w Warszawie, chociaż możliwości jest dużo więcej. To jednak właśnie pragnienie i poszukiwanie miłości zdaje się być najważniejszym, głównym jej wątkiem. Trójka głównych bohaterów – będących w wieku określanym, jako średni – wciąga nas od pierwszych minut sztuki w dość zawiłe wątki swoich spraw sercowych. Thierry (grany wspaniale przez Andrzeja Zielińskiego) to wieczny kawaler, który spotyka się z dużo młodszymi od siebie kobietami, chcąc udowodnić w ten sposób światu, ale chyba przede wszystkim sobie, że „nie ma żadnych ograniczeń wiekowych” dla pełnii energii, niegasnącego libido i aktywności – w każdej sferze życia. Jego siostra Francois (świetna Agnieszka Pilaszewska), patrząca na niego z dezaprobatą, a nawet lekkim niesmakiem, postanowiła po latach wypełniania obowiązków żony i matki, przyjąć postawę buntowniczą, rozwieść się z mężem i poszukać zupełnie nowych doznań w życiu. W końcu Gilles (bardzo dobry w tej roli Leon Charewicz) – przyjaciel obojga od wielu lat – któremu życie nie oszczędziło miłosnych rozczarowań, a mimo to nie opuszcza go pogoda ducha, a w kwestii związków ma jeszcze inne, nieco filozoficzne zdanie. Do tego dochodzi w pewnym momencie – najmłodsza w tym towarzystwie – obecna partnerka Thierry’ego (Ewa Porębska), jeszcze zupełnie „nieskażona” życiem, pełna wiary w związki i miłość, zdecydowanie za młoda dla Thierry’ego, chociaż… Może wcale nie?
Ponieważ relacje trójki głównych bohaterów są bliskie, także ich rozmowy, dyskusje są bardzo otwarte. Właściwie bez ogródek wytykają sobie nawzajem swoje słabości i błędy, chociaż żadne z nich nie jestem mistrzem ani w sztuce życia, ani w sztuce tworzenia związków.
„Taniec albatrosa” to komedia, która bawi nas, chwilami bardzo, jednak też – jak to w komediach bywa – bezlitośnie odsłania ludzkie słabostki, ale też sedno naszego życia, którym jest właśnie nieustające, nawet mimo kolejnych potknięć i zawodów, poszukiwanie miłości i związku idealnego.
Miłość, związki, łączenie się w pary – z jednej strony możemy doszukiwać się prostych analogii ze światem ptaków, owadów, zwierząt, sprowadzając wszystko do odbywających się w każdej chwili, w każdym miejscu na Ziemi tańców godowych, ale z drugiej – doskonale wiemy, że w przypadku ludzi jest to dużo bardziej skomplikowane. Lubimy wszystko komplikować, nie zawsze też wiemy, czego tak naprawdę byśmy chcieli. I wydaje się, że w tym tkwi główny problem. Jasne jest, że nie chodzi o znalezienie kogokolwiek do stworzenia jakiejkolwiek relacji. Chodzi jeszcze o to, żeby związek był czymś naprawdę ekscytującym, dającym energię, sprawiającym, że uwierzymy – przede wszystkim – w samych siebie. To właściwie w wielkim skrócie, bo temat jest oczywiście dużo bardziej złożony.
„Taniec albatrosa” ze swoją wspaniałą obsadą jest w dużej części zdecydowanie sztuką Andrzeja Zielińskiego Jego wywody dotyczące związków, relacji, ludzkich charakterów, są błyskotliwe, pełne ironii, wciągające. Andrzej Zieliński to jeden z tych artystów, których scena kocha i którzy zawłaszczają ją sobie od pierwszych minut spektaklu zupełnie bezwiednie, w sposób całkowicie naturalny. Tak samo niewymuszony i naturalny jest jego talent komediowy. Pozostali artyści również doskonale odgrywają swoje role, zaznaczając grą najważniejsze rysy przedstawianych przez nich postaci i ich zupełnie odmiennych, poglądów na temat miłości i związków. Dzięki temu otrzymujemy zgrany tercet ludzi doświadczonych przez życie, trochę samotnych, chociaż nie do końca, przede wszystkim jednak z nadzieją oczekujących na to, co jeszcze przyniesie im życie. A przecież jeszcze nie jedno przynieść może. Przynajmniej z takim, bardzo pozytywnym, odczuciem pozostawiają nas autorzy sztuki. Naprawdę warto ją obejrzeć i przekonać się o tym samemu. A przy okazji zobaczyć, jak wygląda taniec godowy albatrosa. Polecam gorąco wszystkim!
„Taniec albatrosa” Teatr Współczesny w Warszawie
Reżyseria: Maciej Englert
Zdjęcia: Teatr Współczesny w Warszawie