„Nowi mutanci”, stare problemy – recenzja filmu Josha Boone’a

Josh Boone mógłby napisać książkę pod tytułem: „Jak to z tymi Mutantami było?” i śmiem twierdzić, że mogłaby być bardziej interesująca niż Nowi mutanci – obnażyłaby być może jakieś niecne praktyki producentów i szefów wytwórni 20th Century Fox, którzy przez ostatnie dwa lata ciągle chcieli wnosić poprawki do jego najnowszego filmu. Pytanie brzmi czy wyszłoby to produkcji na dobre czy wzorem kilku komiksowych propozycji z ostatnich lat mielibyśmy do czynienia z czymś pozszywanym niczym potwór Frankensteina? Seans filmu miał rozwiać wszelkie wątpliwości co do jego jakości. Czy tak się stało?
Wszystko zaczyna się od niepokojącego zjawiska atmosferycznego, które nawiedza indiański rezerwat w którym mieszka, wraz z ojcem granym przez Adama Beacha, Danielle Moonstar – młoda dziewczyna, która, jak ma się wkrótce okazać, posiada niezwykłe możliwości. Zanim je jednak poznamy nasza bohaterka trafia do zamkniętego ośrodka w którym czworo młodych mutantów szkoli swoje umiejętności i uczy się panować nad nimi na tyle, by już nigdy więcej nie stanowić niebezpieczeństwa dla zwykłych obywateli – nieszczególnie odpornych na działanie mocy Roberta, Rahne, Sama i Illyany. Śledzimy ich zmagania, codzienne treningi, sesje psychologiczne i rozmowy zarówno między sobą, które mają na celu odsłonić nam przeszłość bohaterów, jak i z rządzącą w ośrodku panią doktor Cecilią Reyes, którą naprawdę dobrze sportretowała Alice Braga. Pod względem aktorskim jest przyzwoicie, mimo że np. Charlie Heaton portretuje odludka będącego nieco bratem bliźniakiem postaci ze Stranger Things, tyle że tu jest amerykańskim „redneckiem” w czapce i z nieco przesadzonym południowym akcentem. Lepiej z tą ostatnią kwestią radzi sobie Ana Taylor-Joy, będąca najjaśniejszym punktem obsady pomimo tego, że i jej zdarza się trafiać w fałszywe tony. Nieźle wypadła 23-letnia wówczas Blu Hunt w roli nastoletniej Danielle. Poprawnie pozostała dwójka grana przez Maisie Williams i Henry’ego Zagę.
Reżyser próbuje nakreślić interesujące relacje między młodymi ludźmi, ale nie udaje mu się to wystarczająco dobrze: uczucia (złe/dobre) i przyjaźnie rozkwitają tu zbyt szybko, przez co można odnieść wrażenie, że ich kumulacja nastąpiła akurat w momencie najbardziej wygodnym dla scenariusza, ale już nie dla widzów wiedzących, że niewiele dzieje się w tak szybkim tempie jak tutaj. Można nawet zaryzykować założenie, że po prostu chodziło o to by umieścić wszystko, co się da bez patrzenia na jakąkolwiek psychologiczną wiarygodność.
Nierówne są też genezy poszczególnych postaci – największy potencjał miały te, które były udziałem Sama oraz Illyany, gdyż mogły stanowić pretekst do stworzenia znacznie mroczniejszej opowieści. Na przeciwległym biegunie jest natomiast historia Rahne, która delikatnie (i bez spoilera) rzecz ujmując jest po prostu śmieszna, (zwłaszcza, że nie dzieje się wieki temu, a w świecie pełnym X-menów) i w żaden sposób nie tłumaczy jej strach ludzi przed mutantami, chociaż należy oddać reżyserowi, że zaskakuje pozytywnym podejściem do wiary i siły czerpanej z niej na co dzień. Wątki te splatają się i w wielkim finale dają nam rozbuchaną scenę akcji, która nie do końca pasuje do tonu opowieści.
Nowi mutanci są produkcją przeciętną, aczkolwiek wcale nie tak słabą jak się spodziewano, a którą zabił brak odwagi, by zrobić z niej krwisty psychologiczny horror w kategorii R – są najlepsi właśnie wtedy, gdy cała historia jest tajemnicą, a naszych młodych bohaterów zaczynają męczyć demony przeszłości. Widać w niej ogromny potencjał na opowieść o przezwyciężaniu traumy do której pasuje gęsty mrok i genezy większości postaci. Gdyby twórcy odważyli się wykonać ten krok zamiast stanąć w artystycznym rozkroku między tym czym powinna być ta historia, a tym co rzekomo miało zadowolić ogromne rzesze fanów uniwersum i widzów oczekujących rozrywki, to moglibyśmy dostać coś, co stałoby się nową jakością w tego typu kinie. Za dystrybucję filmu należy podziękować Disney Studios, które umożliwiło Boone’owi ukończenie historii o mutantach. Niestety przykład Deadpoola i Logana wciąż niewiele nauczył smutnych panów z 20th Century Fox i w ten sposób dostaliśmy film lepszy niż sądziliśmy i gorszy niż dostać powinniśmy.
Ocena: 5/10.
Byłam w ohkinie. Świetny film, MARVEL dał radę.