W co wierzymy? Czyli „Prawda. Krótka historia wciskania kitu”

Mogłoby się wydawać, że żyjemy w czasach, w których trudno o fake newsy ze względu na szeroki dostęp do wszelkiego rodzaju źródeł informacji. A może wręcz przeciwnie – żyjemy w epoce dezinformacji, zagubienia wśród zalewającego nas strumienia ogłoszeń, opinii, przekonań? Wbrew pozorom kłamstwo było, jest i zapewne będzie zawsze obecne w historii: czy to w Internecie, czy w prasie od samego jej początku, a nawet jeszcze wcześniej. Książka Toma Phillipsa pod tytułem Prawda. Krótka historia wciskania kitu to dynamiczna podróż po największych bzdurach w dziejach ludzkości, które – choć niekiedy wydają się zupełnie niewiarygodne – miały swoich zwolenników i odcisnęły swoje piętno w historii.
Czytając pierwszy rozdział Prawdy…, zapoznajemy się pobieżnie z definicjami prawdy i kłamstwa, ale również wszelkimi ich odcieniami, rodzajami i niezaprzeczalną złożonością. A może raczej – ze złożonością kłamstwa, która zapewnia mu niechlubną przewagę na przestrzeni dziejów. Prawda jest jedna, sztywna, cicha, a przez to często nieciekawa. Kłamstwo natomiast jest huczne i wielobarwne, a co najważniejsze – nieograniczone do jednej tylko wersji, przez co zdecydowanie bardziej przyciąga uwagę i dzięki temu zapewnia sobie rozgłos, a nawet długowieczność.
Potraficie przywołać w pamięci mapę Afryki z monumentalnym pasmem górskim rozciągającym się poziomo przez środek kontynentu? Nie? Nic dziwnego – nie ma tam żadnych gór. Jednak na mapach powstałych w dziewiętnastym, a nawet dwudziestym wieku ewidentnie widać zarysowane góry Kong. To dowód na to, jak jedna drobna wiadomość od pewnego podróżnika dopasowana do niesprawdzonych wcześniej teorii badacza i kartografa mogą doprowadzić do wniosku, że „biegi wielkich rzek i inne obserwacje stanowią dowód, że pas gór rozciąga się z zachodu na wschód pomiędzy dziesiątym i jedenastym stopniem szerokości geograficznej północnej”. Kłamstwo rozprzestrzenia się szybko: inny kartograf, bazując na błędnej mapie, naniósł pasmo górskie na swoją i tak dalej, i tak dalej…
W historii ludzkości nie brakuje również postaci, które wsławiły się niezwykle sprytnie, umyślnie uknutymi przekrętami, które nierzadko doprowadziły je do ogromnego bogactwa. Jak zarobić pieniądze przy relatywnie niskim wysiłku? Można na przykład, tak jak MacGregor, wymyślić… nowe miejsce, a konkretniej całe fikcyjne państwo na innym kontynencie i zachęcać inwestorów do przekazania pieniędzy w zamian za możliwość wyjechania do Poyais (nazwa zmyślonego kraju) i rozpoczęcia tam nowego życia oraz działalności. Dlaczego ludzie wierzyli w te niesprawdzone informacje? Cóż, a dlaczego mieliby nie wierzyć, skoro nawet otrzymali dolary księstwa Poyais (oczywiście – fałszywe)? Omamieni wizją nowego, cudownego miejsca, skuszeni możliwościami inwestycyjnymi na pewno nie mieli nawet ochoty pomyśleć, że Poyais przecież wcale może nie istnieć. Marzenia i wierzenia wszystkich oszukanych zostały zweryfikowane, kiedy ci rozbili się na (pustym) brzegu rzekomego państwa.
Rozpaczliwa chęć, by informacje, które otrzymujemy, były prawdziwe, ponieważ mogą przynieść nam ogromne korzyści, to jedna z przyczyn długiego istnienia niektórych niesamowitych przekrętów w historii. Thérèse Humbert wykorzystała to pragnienie drzemiące w ludziach wyjątkowo sprawnie; dzięki swojemu genialnemu pomysłowi przez około 20 lat wiodła naprawdę luksusowe życie. Wystarczyło powiedzieć, że w sejfie, który posiada, znajduje się gigantyczny spadek wyimaginowanego amerykańskiego milionera w wysokości 100 milionów dolarów, na który wciąż czeka. Inwestorzy chętnie płacili jej, czekając, aż otrzymają swoje udziały w spadku. Oczywiście – na próżno.
Ciekawe wydaje się pytanie: czy oszuści wszelkiej maści naprawdę byli przekonani o słuszności swoich wywodów i sami chcieli wierzyć w swoje kłamstwa? Czy też po prostu w imponujący sposób oszukiwali wszystkich wokół, czerpiąc z tego korzyści?
Prawda. Krótka historia wciskania kitu została napisana lekko, choć konkretnie i solidnie; dowcipnie, choć niekiedy wręcz drażniąco komicznie. Phillips sprawia wrażenie, jak gdyby w każdym możliwym miejscu chciał wpleść błyskotliwy żart; w większości przypadków skutecznie rozbawia to czytelnika i wprowadza miły aspekt humorystyczny, innym razem jednak lekko irytuje. W ogólnym rozrachunku książkę czyta się mimo wszystko bardzo przyjemnie, a największym jej plusem jest ogrom przeróżnych historii i wybornych ciekawostek przytoczonych przez autora, które wciągają coraz bardziej i fascynują do samego końca.
„Lubimy myśleć, że zanim staliśmy się nowocześni i wyrafinowani, zostawiliśmy potwory naszej wyobraźni w przeszłości, w minionych stuleciach, gdy wszystko było cieniem i mrokiem. Ale potwory podróżują z nami, tylko czasami nadajemy im nowe twarze albo inne imiona.”* Prawda… to tylko ułamek wszystkich niepojętych bzdur i kłamstw, które zaistniały na przestrzeni wielu wieków; mały wycinek wszystkich absurdów i bajek, którymi karmiły ludzkość niesztampowe umysły. Fałszywe wpisy w Wikipedii, zmyślone informacje na temat czyjejś śmierci publikowane w prasie, zbiorowa panika wywołana niewinną plotką… Kłamstwo było, jest i będzie, i niestety wciąż ma się świetnie. Pozostaje nam jedynie wyczulić zmysł odbierania informacji i być świadomym jego (wszech)obecności.
*Użyte cytaty pochodzą z recenzowanej książki.