Jomswiking – długo dojrzewająca, intymna saga o wikingach

Jomswiking

Schyłek dziesiątego wieku. Trzynastoletni Torstein bezczynnie obserwuje bestialskie morderstwo swego ojca. Zostaje wzięty w niewolę i okuty żelazną obręczą na szyi. Dzięki uważności i sprytowi udaje mu się uciec, jednak czuje oddech oprawców na karku. Gdziekolwiek się uda, dzięki obroży każdy rozpozna jego status. Musi baczyć na ryzyko unikając kontaktu z innymi ludźmi. Los jest okrutny, ale bogowie sprzyjają odważnym, jeśli tylko okażą lojalność i oddanie. Chłopiec niszczy okowy swojej przeszłości, lecz blizna na szyi na długo będzie dawała się we znaki. Trafia pod dobre skrzydła i uczy się nowego fachu – szkutnictwa. Wieść o młodym, zręcznym rzemieślniku szybko rozchodzi się po okolicznych wyspach i zostaje doceniony, szybko orientując się w budowie langskipów i byrdingów. Nieznacznie później Torstein trafia na trop legendarnych Jomswikingów, czyli nieustraszony oddział walecznych wikingów pochodzących z osady Jomsborg. Snując plany pomszczenia ojca postanawia zrobić wszystko, aby stać się godnym statusu Jomswikinga i wymierzyć boską karę architektom jego nieszczęścia.

Wikingowie dostąpili ostatniego czasu swoistego odrodzenia w popkulturze, od serialu stacji History Channel Wikingowie, przez wysyp książek o podbojach, całkowitej zmianie historii odkrycia Ameryki Północnej na 500 lat przed Kolumbem, kończąc na najnowszej części kultowej serii gier Assassin’s Creed z podtytułem Vallhalla, która ma ukazać się pod koniec roku. W tych wizjach ludzie z północy najczęściej są przedstawiani jako barbarzyński lud lubujący się w krwi swoich ofiar, wiecznie spragnieni łupania i siekania ludzkiego mięsa, zatraceni w rytuałach czczenia pogańskich bogów, łasi na władzę i skarby. Czy taka wizja współgra ze światem przedstawionym przez Bjørna Andreasa Bull-Hansena?

Nie będę Cię, drogi czytelniku trzymał w zastraszającym napięciu, gdyż wiem, że tego nie lubisz. Świat Nordów malujący się w Jomswikingu nie przedstawia typowej sieczki, poklasku dla brutalności i taniej rozrywki. To długo dojrzewająca i intymna opowieść Torsteina Tormodsona, zwanego Szkutnikiem, byłego niewolnika i hovdinga (przywódcy) zabójczych Jomswikingów. To opowieść o poszukiwaniu – w sensie dosłownym i przenośnym – własnego miejsca na ziemi.

Bull-Hansen płynie swoją narracją przez wieloletnią opowieść Torsteina, wplatając wątki historyczne. Jest oszczędny w dialogach, kieruje uwagę na myśli i emocje przenikające bohatera oraz to jak dwa światy (zewnętrzny i duchowy) mieszają się w jedną świadomość zwaną życiem. Nie jest to jednak porywisty pęd rzeczny, a raczej świadomie drążący w skale potoczek, delikatny w swej intensywności, ale nieustępliwie dążący do celu.

Życie w Jomswikingu toczy się niewzburzenie. W tle głównych wydarzeń ludzie zajmują się codziennymi sprawunkami i bolączkami, w znoju pracują na roli, zmagają się z połowem na pełnym morzu, zatapiają smutki w kuflach wypełnionych gorzkim trunkiem. Nie w smak im buńczuczne tyrady o wojnach i grabieżach wikingów. Chcą po prostu jakoś wytrwać w tej szarej rzeczywistości. Nierzadko mało interesują ich przygody protagonisty, inni z nich pojawiają się na kartach stron po to, aby zaraz zniknąć ze świadomości czytelnika, wracając do swoich spraw i nigdy już nie goszcząc na planie wydarzeń.

Po przeciwnej stronie spektrum mamy wiernych przyjaciół Torsteina – m.in. trójnogiego, acz odważnego psa Fenre, zadziornego Halvora, niegdysiejszego wroga i syna jarla, Valpa i Eysteina nomen omen Pierdziucha. Na swojej drodze pozna jeszcze wiele osobistości, w tym kobietę, która niejednokrotnie będzie osią jego rozważań i uczuć – Sigrid. Autor nie stawia jednak na płomienny romans wyjęty prosto z kart wielkich epopei, a przyziemną, łatwo utożsamianą relację ze wszystkimi swoimi wzlotami i upadkami, nie przerysowując jej autentyczności.

Akcja pierwszej księgi sagi (Czas ognia i żelaza) oscyluje wokół młodości bohatera, poznawaniu świata, podróży w głąb siebie, próbie odszukania starszego brata Bjørna, wypełnieniu przysięgi zemsty, płynąc przez Norwegię, Orkady i Islandię, a także sprostaniu przepowiedni o zamordowaniu dwóch królów. To pokaz wewnętrznej walki wbrew opozycji deterministycznej ścieżki życia utkanej przez Norny.

W drugiej księdze (Winlandia) pewne konsekwencje minionych wydarzeń zmuszają – bez ujawniania fabuły – Torsteina i jego wiernych towarzyszy do opuszczenia terenów Północy i zdobycia się na szaleńczy krok odkrycia nowych terytoriów, daleko na zachód, gdzie czekać mają na nich skarby Winlandii (terytorium obecnej Nowej Fundlandii w Ameryce Północnej), legendarnej krainy winorośli, gdzie żyzna ziemia i skarby Skrælingów (dzisiaj znanych jako Indianie) czekają na odważnych. Nie wiedzą jeszcze, że zmierzą się z największym zagrożeniem, jakie miało dotąd ich spotkać, a każda legenda ma swoją krwawą stronę.

Pomimo obyczajowej lekkości, saga Torsteina Szkutnika bywa bardzo brutalna w swoich opisach. Mimo że nie ma tu proporcjonalnie wiele scen walk (oba tomy liczą prawie tysiąc trzysta stron), te wyszczególnione potrafią żywo działać na wyobraźnię, wywracając na drugą stronę wnętrzności czytelnika. Wojownicy tracą członki, wyżynają sobie flaki, przypalają żywcem rany, rąbią zainfekowane kończyny bez znieczulenia, zdychają w męczarniach, gwałcą, kradną, zostawiają na pastwę losu pobratymców, po czym godni szału berserka nacierają na wrogie oddziały z imieniem Odyna na ustach. Każdy szczęk żelaza jest na wagę złota i potencjalnie śmiercionośny. Każdy błąd – niewybaczalny.

Jest tu jednak pewna doza kontrastu, która nie współgra z całością. To delikatna naiwność powiązania ze sporą przewidywalnością. Ciężko tu o zaskakujące zwroty fabularne czy niespodziewane i wzruszające śmierci. Bohaterowie wielokrotnie ocierają się o wrota Valhalli, układając w głowie kolejny testament, by za sprawą deus ex machina umknąć śmiercionośnym wrotom w kluczowym momencie. Innym razem rzekomo umierają, by zaraz odnaleźć się w ramionach ukochanej osoby wyjaśniając jak udało im się przeżyć.

Nie są to mankamenty psujące spójność narracji czy finalny odbiór. Historię czyta się przyjemnie i bez potknięć, nawet przy wielogodzinnych sesjach, a oczami wyobraźni towarzyszymy młodemu człowiekowi dostosowującemu się do realiów trudnego i często niezrozumiałego świata. Choć czasy się zmieniły (kultura i obyczaje również) istnieją prawdy uniwersalne, których nawet czas nie podzieli.

Historia Torsteina Szkutnika nie poznała jeszcze swego końca i mam nadzieję, że niedługo spocznie w moich dłoniach trzecia (i czy na pewno ostatnia?) część sagi. Tymczasem walczcie dumnie, nie oszczędzajcie stali, a już wkrótce przekroczymy wrota Valhalli niesieni przez Walkirie i wspólnie zasiądziemy przy stole Wszechojca, pośród grzmotów Mjølnira, śpiewając, bajdurząc i swawoląc o chwale i sławie. Skål (na zdrowie)!

Karol Stanislausson Kolanko

_______________________________

Czarna Owca

Karol Kolanko

Lat 30, choć zakola na głowie sugerują dodanie kolejnych dziesięciu. Punktację nadrabia i zeruje bujną, rdzawą brodą. Zamiłowany słuchacz muzyki, niedzielny gracz konsolowy, okazjonalny cukiernik/kucharz amator, skupiony czytelnik literatury wszelakiego rodzaju. W nie mniejszym stopniu interesuje go również kino, które uważa za bratnią duszę literatury.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.