Rzecz o codzienności. O książce „Pustostany” Doroty Kotas

Robiąc porządki, natknąłem się na przedmiot, o którym zupełnie zapomniałem. Srebrna szkatułka ze zdobieniami i krwisto czerwoną wyklejką była dość ciężka. Dostałem ją po śmierci dziadka kilka lat temu. Od czasu mojej przeprowadzki do Katowic zajmuje honorowe miejsce na półce pod telewizorem. Schowana za dekoderem czeka zniecierpliwiona, aż znów będę ścierał kurze i sobie o niej przypomnę.
Za każdym razem otwieram ją i przeglądam jej zawartość, jakbym robił to po raz pierwszy. Nieważne stare banknoty powoli blakną. Jeden z przedmiotów ze szkatuły, wart 9,99 zł na jednym z popularnych portali aukcyjnych, opatrzony jest opisem „Odznaka / Przywieszka / Przypinka / Wpinka lat PRL-u”. Nie wiem, czy to miarodajna cena plakietki z Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Jedyne, co o niej wiem to, że „wszyscy takie mieli” — cytując dziadka. Nie znając przeszłości przypinki, dopisywałem sobie własną.
Może poprzedni właściciel podarował ją mojemu krewnemu w podzięce za jakąś wyjątkową przysługę, a może za czyn bohaterski. Moja głowa pełna jest domysłów i nierealnych historyjek rodem z filmów wojennych.Oczyma wyobraźni widziałem dziadka, który stał w samym środku tłumu, wygłaszając swoje przemyślenia na temat życia, współczesnego świata i panującego ustroju. Ludzie wiwatowali i wyrażali swój podziw. Ściskali mu dłonie i dziękowali, za słowa otuchy. Dziadek czytał Kanta i Platona, więc nie wydawało się to aż tak nieprawdopodobne. I choć chciałbym mieć pewność, że tak było, to wiem, że rzeczywistość nie idzie nam zbyt często na rękę.

Foto: Maria Duda
Wie o tym również bohaterka/narratorka książki Doroty Kotas. Młoda dziewczyna, mieszkająca w budynku od lat zapomnianym przez świat, przeżywa burzliwy okres w swoim życiu. Bezrobotna odmawia bycia w systemie, który jest codziennością niemal każdego człowieka. Czy jest szczęśliwa? Mam wrażenie, że tak.
Nuda sprawia, że obserwuje i komentuje z ironią, poruszający się za oknem świat. Ogranicza kontakt z nim do absolutnego minimum. Otaczają ją duchy przeszłości. Przedmioty należące do zmarłych postanawia adoptować i nadać im nowe znaczenie/sens. Snuje historie, a rzeczywistość rozmywa się z mirażem wyimaginowanych pragnień.
Podobnie jak ja, bohaterka ulega złudnej nadziei, że ratuje te przedmioty przed zapomnieniem. To bardzo ludzkie. Ale przecież nie chodzi o nie, lecz o nas. Tworząc nową historię, czujemy się ważni, potrzebni. Zatrzymujemy się na chwilę i odwracamy, ignorując biegnącą rzeczywistość. Nagle istnieje tylko teraźniejszość i przeszłość. Przechytrzyliśmy system. Na chwilę. Tylko tyle możemy zrobić.
To przykre, że ktoś inny wymyślił zasady gry w życie. Jedyne, co możemy zrobić, to biernie się tej zabawie podporządkować. Niejeden próbował wyrwać się z tej pułapki. Nikomu się nie udało. Prędzej czy później musimy zaakceptować ten stan rzeczy, ponieważ od tego zależy, czy będziemy szczęśliwi. Nikt nie musi uciekać od rzeczywistości i trzymać się pazurami nieznanego. Przerwa przydaje się każdemu, ale powinna być naturalna i niewymuszona. Bohaterka doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Przystanęła na chwilę i wie, że niebawem będzie musiała ruszyć dalej. Póki trwa w stanie zawieszenia, może napawać się tym co umyka w pędzie.
Pamiątki po zmarłych czy nieznajomych są małą wyrwą w świecie opanowanym przez pęd. Możemy puścić wodzę fantazji, wniknąć w przedmiot, który przeniesie nas w zupełnie inne miejsce, do innej rzeczywistości.
Było, jest — przedmiot
Było, nie ma — historia
Plastikowy wisior znaleziony w trawie wiele lat temu, szkatuła po małomównym krewnym czy kubek po zmarłej sąsiadce. Potrzebujemy tych przedmiotów, by pomogły wyrwać się nam z ramion tego, co jest i dać chociaż chwilę czasu na fantazjowanie o tym, co było, a czego nie ma.