Być rozsmarowanym
Nie wystarczy nas na to milczenie. I płacz za umarłych za umarłym czasem – tak pisał Baczyński. Fascynowały mnie te słowa od pierwszego przeczytania, od pierwszego ich zestawienia ze zdjęciem pięknej dziewczyny, która tylko z sobie znanego powodu obrała je za swoje, za takie, z którymi może utożsamić. Na co nas nie wystarczy? Czym jest to milczenie? Dla kogo nas zabraknie? Albo dla czego? Zupełnie tak, jakbyśmy byli masłem, a ktoś rozsmarował nas na zbyt wielu kromkach.
Wybaczcie, że piszę w liczbie mnogiej, po prostu tak jest łatwiej.Nikt z nas się na to nie pisał. Rodziny się nie wybiera, życia też nie. Dobrze wierzyć, że jest darem, choć często myślę, że pożal się Boże na taki prezent. Są to właśnie te chwile, kiedy czuję się rozsmarowany, za cienki. Mniejsza o sprawy światowe, na co komu zresztą wiedza o karczowaniu lasów, skoro nie potrafi się ogarnąć własnego ogródka? Czasami wydaje mi się, że studia to tylko taki bonus dla chętnych, bo ze szkolnej ławki i tak nikt nie wyjdzie do końca życia. Gombrowicz jednak wcale by się z tego nie ucieszył, raczej nie to miał na myśli pisząc Ferdydurke.
Cóż złego w tym, że nic się nie wie? Dobrze chociaż to wiedzieć, dobrze wreszcie się z tym pogodzić, lepiej późno niż wcale. Co innego jednak nie znać setnej liczby po przecinku czy Hamleta na pamięć, a co innego mieć świadomość własnej bezsilności. Chyba właśnie tym jest próg dojrzałości, kiedy uświadamiasz sobie, że niewiedza nie jest świadectwem o tobie dla innych, ale dla ciebie samego. Kiedy odpowiadając sobie na kolejne pytania, rozumiesz, że nadal nie znasz odpowiedzi na te pierwsze. Kiedy najpierw pojmujesz, że nigdy nie zadowolisz wszystkich, potem, że bliskich, a wreszcie, że nawet samego siebie. Że cię zwyczajnie nie wystarczy.
Chodzę i pytam, gdzie jest moja szubienica? Tak pisał Wojaczek, ale ja mam ciekawsze pytania i ciekawsze rzeczy do roboty. Każdy chce żyć. Lubię powtarzać te słowa, choć niekoniecznie muszą brzmieć wiarygodnie. Bo co z samobójcami? Im też się chce? Też się chciało? Chcieli, tylko w chwili podjęcia tej jednej decyzji i tak już nie żyli, przestali jakiś czas wcześniej. Może wierzyli w życie po śmierci, a może nie. Nie wiem, skąd mam wiedzieć? Wiem mniej niż więcej, nic nie wiem. Ale czy to źle?
Oczywiście, życie wydaje się słodsze, kiedy w tym gąszczu zagadek choć jedną udaje się rozwiązać. Kiedyś sądziłem, że dzięki wytrwałej pracy z czasem poradzę sobie z każdą, ale cóż… nie wystarczyło mnie. Na niektóre pytania nie warto szukać odpowiedzi. Niektórych rzeczy nie da się naprawić, a inne popsuły się nie wiadomo z czyjego powodu. Może ktoś był winny, może nikt nie był, może byli wszyscy – nieważne. Trzeba sobie wybaczyć, wybaczyć innym i iść dalej. Trzeba trzymać żal głęboko pod poduszką, pogodzić się, że zawsze tam będzie, że nie da się go wyrzucić do śmieci. Tylko trzeba go tam trzymać mocno, tak żeby się nie wyślizgnął. Co z tego, że komuś rzucimy nim w twarz? I tak płaczemy za dużo, po co jeszcze płacz za umarłym czasem, który mogliśmy wykorzystać na coś innego?
Cóż, urodziny to odpowiedni czas, by podsumować sobie pewne sprawy. Być może brzmi to pesymistycznie, choć nie sądzę. Dobrze wiedzieć, na czym się stoi, co prawda nadal nie wiem, ale staram się dość intensywnie. Świat jest zbyt skomplikowany, żeby go pojąć, jest zbyt wiele wypadkowych, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć i zbyt wiele rzeczy, których nie umiemy albo nie chcemy zrozumieć. A może po prostu raz jeszcze tak mi się tylko wydaje? Wiem na pewno jedno: nie warto płakać za umarłym czasem, tylko uśmiechać się do tego, który żyje, który przed nami.
No dobrze, wiem dwie rzeczy. Wiem jeszcze, że trzeba mieć nadzieję. Już nawet nie w coś konkretnego, tylko nadzieję samą w sobie, nadzieję, że to wszystko ma jakiś sens, że jest częścią większego planu, że ta sałatka z brokułami, którą musimy jeść, rzeczywiście jest zdrowa.
Bo inaczej, cóż… nie wystarczy nas.
Miejcie nadzieję i jedzcie to, co lubicie
Solenizant