O „Dymach nad Birkenau” Seweryny Szmaglewskiej…

Piekło, fabryka śmierci albo oficjalnie, tak jak został nazwany przez władze – Auschwitz-Birkenau. Te słowa, mimo że minęło już 75 lat od wyzwolenia obozu, budzą w nas strach, dreszcze. Wydawnictwo Prószyński i S-ka zdecydowało się na wznowienie słynnej książki Seweryny Szmaglewskiej, która przeżyła Auschwitz, pod tytułem „Dymy nad Birkenau”.
Seweryna Szmaglewska zaczęła pisać tę książkę od razu po ucieczce z marszu śmierci. Już w lipcu 1945 roku była gotowa do druku. Ze względu na niemal dokumentalną dokładność „Dymy nad Birkenau” zostały włączona do materiału dowodowego w procesach norymberskich przeciwko nazistowskim zbrodniarzom. Przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym zeznawała również sama Szmaglewska (była jedyną Polką zaproszoną do Norymbergi).
Autorka do Auschwitz po aresztowaniu przez gestapo w 1942 roku. Wtedy zaczął się koszmar. W obozie spędziła prawie trzy lata swojego życia. Udało jej się uciec podczas marszu śmierci w styczniu 1945 roku.
Szmaglewska pisze o obozowej codzienności, którą traktuje jak pewien etap ze swojego życia. Nie znajdziemy tu więc patosu czy wyolbrzymiania pewnych postaw czy sytuacji. Nie -„Dymy nad Birkenau” to literacki raport z rutyny obozowego życia – apel, praca, głodowe posiłki, nie wspominając o brudzie, robactwie i bezduszności strażników, którzy na każdym kroku dążą do upokorzenia drugiej więźnia. Za każdym rogiem czai się śmierć, a nawet czuć jej zapach z krematoryjnych kominów…
Do tego wydania dołączono również pierwsze recenzje książki i wywiad z Seweryną Szmaglewską, która opowiedziała o „Dymach…”. Najbardziej wstrząsające są jednak kopie grypsów i listów, które autorka wysyłała do swojej rodziny. Pełne bólu i tęsknoty, które kryją się pomiędzy wierszami, ale też nadziei, że kiedyś to piekło się skończy. Autorka nie skupia się w nich na swoim cierpieniu, zapewne z troski o najbliższych. Niesamowite, że obozowe udręki nie wchodzą na pierwszy plan korespondencji, wręcz przeciwnie. Ważniejsze są wiadomości od rodziny, próba pozostania w stałym kontakcie z nią i zaoszczędzenie im kolejnych smutków i trosk.
Choć może dziwnie to zabrzmi, czułem bijące z tej książki nadzieje i optymizm. W moim przekonaniu Szmaglewska nie utraciła wiary w ludzkość, nawet po tym, co przeżyła. Nawet w Auschwitz zdarzało jej się spotkać dobre i pomocne osoby na swojej drodze.
„Dymy nad Birkenau” to lektura obowiązkowa dla wszystkich, bez wyjątku. Każdy powinien przeczytać tę książkę, by nigdy nie zapomnieć, co wydarzyło się w Oświęcimiu, ale też w dziesiątkach innych obozów. Pamięć należy się wszystkim innym ofiarom krwawej dyktatury. W ostatnim czasie na naszym rynku wydawniczym pojawiło się wiele nowych tytułów, w których pojawia się Auschwitz, mające na celu tanie wzruszenia. Sięgnijmy po prawdziwe świadectwo osoby, której udało się przeżyć piekło.
zdjęcie na górze: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Bundesarchiv_B_285_Bild-04413,_KZ_Auschwitz,_Einfahrt.jpg