Zły dzień

ZŁY DZIEŃ
Występują:
– J.1
– J.2
Przeciętne, nowe mieszkanie w centrum miasta. Kanapa, stół, telewizor, kilka krzeseł, dwa okna. Na stole szklanki. Po lewej drzwi wejściowe.
J.1
Wchodzi do mieszkania.
Miałem zły dzień.
J.2
Siedząc przy stole.
Buty ściągnij.
J.1
Naprawdę, bardzo zły.
J.2
Obiad masz już zimny.
J.1
Nie słuchasz mnie.
J.2
Słucham, miałeś zły dzień, wiem o tym.
J.1
I co mi na to powiesz?
J.2
Że obiad masz zimny.
J.1
Nie mam ochoty jeść!
Siada przed telewizorem.
Gdzie jest pilot?
J.2
Wyrzuciłeś go wczoraj przez okno, nie pamiętasz?
J.1
Pamiętam, to był świetny żart!
J.2
Nie powiedziałbym, trafiłeś nim w przechodnia na chodniku. Zginął na miejscu.
J.1
Ale przecież żyje! Wskrzesiłeś go. Swoją drogą, jakie to było uczucie?
J.2
To znaczy?
J.1
Nie miałeś ochoty po prostu go zostawić? Przecież gość był ateistą.
J.2
Skąd wiesz?
J.1
Widziałem, jak przeglądałeś jego kartotekę. Wyczarowałeś ją sobie na stole, sprawdziłeś kim jest, ile ma lat, czy jest żonaty, wszystko sprawdziłeś, widziałem. Sprawdziłeś też, czy jest wierzący.
J.2
I nie był.
J.1
No właśnie, nie był! A mimo wszystko go wskrzesiłeś, zasługiwał na to? Przecież się nie nawróci, nawet nie wie, że coś mu się stało. Zatrzymałeś czas, wyczyściłeś pamięć przechodniom obok, a potem, jak gdyby nigdy nic, postawiłeś go na nogi. Gościu poszedł dalej, szczerząc te swoje zęby. Poskładałeś do kupy nawet butelkę wina, którą trzymał. A z pilotem co? Przepadł! Pilota już nie chciało ci się składać. Został na chodniku!
J.2
Irek wyciągnął z niego baterie, dostanie za nie parę groszy.
J.1
Irek? Kim jest Irek?
J.2
Bezdomnym z osiedla.
J.1
Skąd go znasz? A, zapomniałem, ty wszystkich znasz i wszystko wiesz. Wiedziałeś, że Irek będzie tamtędy przechodził. Wiedziałeś, że wyciągnie baterie z mojego pilota, wiedziałeś, że je sprzeda i dostanie za nie parę groszy… No tak, ty wszystko wiesz.
J.2
Wiem.
J.1
A co, Irek jest wierzący?
J.2
Jest muzułmaninem.
J.1
Czyli jest wierzący! Przecież to jedno i to samo, prawda?
J.2
To skomplikowane.
J.1
Ach, no tak, bo u nich jesteś tylko prorokiem. Mahomet ci dopiekł, co? Żydzi przybili cię do krzyża, a oni tego nie doceniają, nie uznali cię za Boga.
Podnosi głos.
Ale w twojego tatę wierzą i mógłbyś to docenić, ty egoisto!
J.2
Doceniam. Dlaczego miałeś zły dzień?
J.1
Nie zmieniaj tematu! Jesteś egoistą, potwornym egoistą!
J.2
A Ty znowu się wściekasz, tak jak wczoraj…
J.1
Będę się wściekał! Miałem zły dzień i będę się wściekał. Jesteś egoistą, potwornym egoistą! Wskrzesiłeś tego głupiego gościa, tego…
J.2
Michała.
J.1
Kogo?
J.2
Michała, ma na imię Michał.
J.1
Gówno mnie obchodzi, jak się nazywa! Wskrzesiłeś go, poskładałeś mu butelkę i na odległość wlałeś do niej wino, które już zdążyło spłynąć do ścieku!
J.2
Wlałem mu inne wino, tamto było tanie…
J.1
Nie przerywaj, jak mówię! Ja swojego pilota nie dostałem z powrotem! Muszę teraz podchodzić, by zmienić kanał. W ogóle o mnie nie dbasz! Gościu przeżył, poszedł sobie dalej, szczerząc te swoje durne zęby, poszedł do Bartka, a to ja jestem poszkodowany!
J.2
Skąd wiesz, że poszedł do Bartka?
J.1
Bo podejrzałem tę twoją kartotekę, cymbale! Zajrzałem kątem oka, kiedy ty widocznie zastanawiałeś się, jakie wino wlać mu do butelki. Poszedł do Bartka, do swojego Bartusia. Gościu jest gejem, jest niewierzący, a to mnie się obrywa!
J.2
Ty też jesteś niewierzący.
J.1
Ale nie jestem pedałem!
J.2
Homoseksualizm nie jest grzechem, pod warunkiem…
J.1
Tak, znam to na pamięć. Pod warunkiem, że nie współżyjesz seksualnie. Naprawdę myślisz, że tego nie robili, że nie parzyli się jak króliki?
J.2
Przestań.
J.1
Robili to w kuchni, wypili pół butelki, potem zrobili to dwa razy w łazience, pod prysznicem. Potem poszli do sypialni, wypili drugie pół i zrobili to jeszcze raz…
J.2
Przestań…
J.1
Osiem razy, tyle łącznie mieli… przyjemności. Mogło być z tego ośmioro dzieci, gdyby byli normalni. A tu co? Kakao!
J.2
Zamknij się…
J.1
A ile się przy tym uśmiali! Może sobie poklęli na twojego tatusia. W mieszkaniu mają więcej tęczowych skarpetek, niż torebek herbaty. Jak myślisz, ile razy wypowiedzieli twoje imię w czasie…
J.2
Zamknij się!
Szczelnie zamknięte okna gwałtownie się otwierają. W mieszkaniu nagle pojawia się wichura, przewracająca krzesła i zrzucająca wszystko z blatów, po chwili cichnie.
J.1
W czasie wichury gwałtownie wstał z kanapy, teraz ponownie siada, starając się maskować niepokój.
Nie wiedziałem, że tak łatwo cię zdenerwować…
J.2
Tylko tobie się to zdarza.
Zamyka okna i siada na krześle, na chwilę chowa twarz w dłoniach. W telewizji rozpoczyna się jeden z dzienników informacyjnych, jest 19:30.
Wyłącz te bzdety!
J.1
Nie mam pilota.
J.2
W jego rękach materializuje się pilot. Wyłącza telewizor.
J.1
Z radością spoglądając na pilot.
Nie mogłeś tak od razu? Nie musiałbym robić scen.
J.2
Miłość jest miłością.
J.1
Jasne…
J.2
A ty nie potrafisz kochać.
Zaczyna płakać.
J.1
Ojej, no i po co te wrzaski?
Wstaje niechętnie i podaje chusteczkę.
Trzeba ci było wracać na tę Ziemię? Zatęskniłeś za byciem człowiekiem, czy twój tatuś znowu kazał ci to zrobić? Nabrałeś za dużo ludzkich cech i co? Tak łatwo cię rozkleić. Przestań płakać. Choć, pooglądamy telewizję.
Pomaga mu wstać i razem z nim siada na kanapie. Wyciąga mu z ręki pilot i wertuje kanały, na jednym z nich znajduje „Pasję”, J.2 patrzy na niego z politowaniem. J.1 zrezygnowany wyłącza telewizor.
Dobra, i tak nie chciałem oglądać.
J.2
Wydmuchując nos.
To… czemu miałeś zły dzień?
J.1
W pracy nam nie poszło. Chcieliśmy wysadzić stadion w trakcie meczu, żeby zginęło dużo ludzi, ale jeden z naszych nie wytrzymał i puścił parę. Zadzwonił po antyterrorystów, przyjechali, ewakuowali wszystkich, ledwo zdążyliśmy się zmyć, zanim nas zgarnęli. Jak dowiem się, który to z tych sukinsynów…
J.2
To Wiktor.
J.1
Patrzy zaskoczony.
Wiktor?! Skąd wiesz?!
J.2
Zadzwoniłem do niego.
J.1
Zadzwoniłeś?
J.2
Tak, zadzwoniłem. Powiedziałem mu, że Bóg go kocha i jego matka w sumie też. Powiedziałem, żeby nie robił niczego, czego potem mógłby żałować…
J.1
Ty sukinsynu!
Rzuca się na J.2, zrzuca z kanapy i przyciska do podłogi zaciskając dłonie na jego szyi.
J.2
Próbując złapać oddech.
Daleko mi do sukinsyna…
J.1
Ty sukinsynu, miałeś się nie wtrącać! Bóg ponoć pozostawia wolną wolę, mogę robić, co mi się żywnie podoba!
J.2
Bóg nie ma tutaj nic do rzeczy, ja po prostu zadzwoniłem…
J.1
Żal ci było pięćdziesięciu tysięcy ludzi, co? Przy Hitlerze jakoś nie byłeś taki cwany…
Niewidzialna siła odciąga J.1 od J.2. J.1 zawisa w powietrzu i po chwili zlatuje na kanapę. J.2 wstaje, poprawia swoje białe szaty, podchodzi do stołu i kręci palcem wskazującym. W pustym kubku pojawia się wino, które wypija duszkiem.
J.2
Co za dużo, to niezdrowo.
J.1
Robi się tak czerwony na twarzy, że widać to pod grubymi warstwami pudru.
Miałeś się nie mieszać!
J.2
Zachowując spokój.
Miałem, ale dosyć tego. Zmywam się stąd, też miałem w pracy zły dzień.
J.1
Z niedowierzaniem.
Zmywasz się? Jak to się zmywasz?
J.2
Mówię ci, że też miałem w pracy zły dzień.
J.1
Co się stało?
J.2
Odkryli cię.
J.1
Biel pojawiająca się na jego twarzy jest bledsza od pudru.
Jak to mnie odkryli? Ty to zrobiłeś?
J.2
Przysięgam, że to nie ja. Starałem się im nie pomagać. Wolna wola – tak mówisz, a ja się z tym zgadzam. Ale w departamencie pojawił się jakiś bystrzak, jakimś cudem zdobył próbki twojego DNA z ostatniego miejsca zbrodni i wrzucił do bazy danych. Ujawnili twoją tożsamość.
J.1
Skąd mogli mieć moje DNA w bazie?
J.2
Nie pamiętasz? Pobrali ci je po tym, jak zastrzeliłeś De Niro.
J.1
Kurwa…
J.2
Wkur… to znaczy, wkurzyli się, bo wiedzieli, że z tobą mieszkam. Ale zahipnotyzowałem ich i przekonałem, że o niczym nie wiedziałem, że nie wiedziałem o żadnej twojej zbrodni. Nawet w tym momencie mieli problem, żeby mi uwierzyć. Chcieli zrobić na ciebie obławę dzisiaj wieczorem, ale przekonałem ich, że lepiej będzie, jeżeli ja to zrobię.
J.1
Zrobisz… co?
J.2
Zabiję cię.
J.1
Wstaje gwałtownie.
Zabijesz mnie? Jak to mnie zabijesz? Przecież ty nie możesz nikogo zabić. Zabija twój tata, ty jesteś od wskrzeszania. Wskrzeszasz tych, na których śmierć twój tata się zgodził. Nie możesz mnie zabić!
J.2
Jesteś pewny?
To mówiąc, wyciąga spod szaty pistolet.
J.1
Tracąc pewność.
Nie możesz, będziesz miał grzech.
J.2
Nie mogę?
J.1
U kogo się wyspowiadasz? U papieża?
J.2
Podchodząc coraz bliżej, z pistoletem wycelowanym w głowę J.1.
Nie mogę?
J.1
Coraz mniej pewnie.
Nie możesz.
J.2
Nie mogę?
J.1
Nie możesz!
J.2
Nie mogę.
J.1
Nie możesz?
J.2
Opuszczając broń.
Nie mogę, masz rację, nie mogę.
J.1
Starając się uspokoić palpitujące serce.
To… co teraz?
J.2.
Nie wiem.
Ponownie podchodzi do stołu, powtarza czynność z winem.
J.1
Jak to, nie wiesz? Przecież ty wszystko wiesz, jesteś wszechwiedzący!
J.2
Ale moja ludzka część nie wie.
J.1.
A boska?
J.2
Boska wie.
J.1
Że co?
J.2
Że się zmywam.
J.1
Gdzie się zmywasz?
J.2
Wskazując palcem na sufit.
Z powrotem do góry.
Zapada Cisza.
J.1
Proszę, nie rób tego, nie musisz tego robić.
Wydaje się, jakby łzy kręciły mu się w oczach.
J.2
Muszę, to jedyne wyjście.
J.1
Możesz przecież nas stąd zabrać, teleportować gdziekolwiek. Do Afryki, Korei Północnej, choćby na Księżyc. Na Księżycu na pewno by nas nie znaleźli.
J.2
Nie.
J.1
Dlaczego nie?!
J.2
Bo nie, jest już za późno.
J.1
Na co?
J.2
Miałem cię zgarnąć do dwudziestej, potem ekipa miała wpaść i mi pomóc, żeby mieć pewność. Jest 19:53, pewnie już wchodzą na klatkę, cały teren jest odgrodzony.
J.1
Daj spokój, przecież z twoimi mocami możemy nawet wylecieć stąd rakietą. Możesz ich wszystkich zamrozić, cofnąć czas. Dla ciebie nigdy nie jest za późno.
J.2
Ale nie jest za późno dla mnie, tylko dla ciebie, Wesołku.
J.1
Dla mnie?
J.2
Myślisz, że wybrałem cię przypadkowo? Że postanowiłem wybrać ciebie dla zabawy, z ciekawości? Myślisz, że tylko tobie spośród całej ludzkości zdradziłem swoją tożsamość bo jesteś ciekawy? Nie ma w tobie nic ciekawego, nic tajemniczego, znam cię na wylot. Znam każdą sekundę twojego życia, słyszałem każde twoje przekleństwo, czułem każdą twoją łzę. Znam każdą twoją motywację, wiem…
J.1
Zaciskając pięści.
Nic nie wiesz…
J.2
Wiem. Zawsze wiem, co tobą kieruje. Dla ludzi pozostaniesz obiektem fascynacji, niektórzy będą się ciebie bać, a inni podziwiać. Ale dla mnie zawsze będziesz małym dzieckiem, nędzną, zasmarkaną istotką, myślącą, że wszystko jej się należy. Chciałem ci pomóc, wyprowadzić cię na dobrą drogę, ale nawet ja nie dałem rady.
J.1
Zamknij się!
Rzuca się na J.2, ten, nie stawiając oporu, przewraca się. Tarzają się po podłodze, J.1 okłada pięściami J.2, ciągnie go za jego długie włosy. J.2 spod szaty wypada pistolet, J.1 go chwyta, wstaje, odbezpiecza i celuje w głowę J.2.
Zamknij się!
J.2
Cierpisz, bo twoja matka okazała się być oszustką, bo nigdy cię nie kochała, bo nikt nigdy cię nie kochał. Tłumisz swój ból szaleństwem, a szaleństwo to wydobywasz z krzywdzenia innych.
J.1
Zabiję cię!
J.2
Więc zabij. Pociągnij za spust, udowodnisz moje słowa.
J.1
Ty chcesz, żebym to zrobił. Chcesz zginąć, zginąć tak jak wtedy.
J.2
Tak, chcę.
J.1
Po co? Dla kogo?
J.2
Dla Ciebie.
W tym momencie drzwi wejściowe wylatują w powietrze, rozerwane na kawałki. Pomieszczenie wypełnia gęsty dym. Do środa wpada grupa antyterrorystów z wycelowanymi karabinami. Słychać strzał.
KONIEC