„The Act” I VOD – filmy warte uwagi 16#

Nikt cię nie pokocha tak, jak mama – mówią. Nie będzie cię co noc tulić do snu, nie będzie czuwać nad każdym zjadanym przez ciebie posiłkiem, nie będzie przy tobie wtedy, kiedy wszyscy inni się odwrócą. Nikt inny nie poświęci dla ciebie całego swojego życia – mówią. Nie mówią jednak, że czasem takie zachowanie wcale nie jest przejawem miłości. Zastępczy zespół Münchhausena – to właśnie on jest głównym, niewidocznym na pierwszy rzut oka bohaterem, opartego na faktach serialu „The Act”.
W ostatnich latach jednym z najbardziej popularnych gatunków serialowych są produkcje typu true crime, czyli scenariusze oparte na prawdziwych wydarzeniach. Na polskich platformach streamingowych można obejrzeć już chociażby obydwa sezony serii „American Crime Story” dotyczącej śmierci G. Versace oraz O. J. Simpsona, czy „Ucieczkę z Dannemory”. Nic więc dziwnego, że kolejna produkcja serwisu Hulu w tym klimacie, zdobyła niebywałą popularność wśród międzynarodowej widowni.
Historia Dee Dee (Patricia Arquette) i Gypsy Blanchard (Joey King) brzmi jak chaotyczny scenariusz napisany przez szalonego autora, usiłującego upchnąć zbyt wiele wątków do jednej opowieści. Pomimo, iż z każdym odcinkiem tłumaczymy sobie, że taka historia nigdy nie miała prawa się wydarzyć, to ani na moment nie powinniśmy zapomnieć, że to właśnie o niej mówiła cała Ameryka w 2015 roku.
Gypsy Rose Blanchard nie miała w życiu łatwo. Zaczynając od białaczki, przez astmę i epilepsję, na zaniku mięśni i niedorozwoju umysłowym kończąc. Dziewczyna nie pamiętała swojego życia sprzed czasów wózka inwalidzkiego, sondy pokarmowej czy aparatu tlenowego. Jej jedyną opoką i nadzieją na kolejny dzień była jej matka – Dee Dee Blanchard. To ona organizowała dla niej akcje charytatywne, zbiórki, wyjazdy, a po demolującym ich dorobek huraganie Katrina znalazła ludzi, którzy wybudowali dla nich nowy dom. Charyzma Dee Dee i waleczność Gypsy dodawała otuchy wielu rodzinom na całym świecie i udowadniała, że ułomności ciała mogą być jednoznaczne z niezłomnością ducha. I pewnie funkcjonowałoby to tak dalej, gdyby nie zwłoki Dee Dee, znalezione w jej łóżku w czerwcu 2015 roku i gdyby nie śledztwo, które wykazało, że jej mordercą była ukochana córka, Gypsy.
Jednak to nie zabójstwo jest tematem przewodnim „The Act”. Jest nim proces, który do tej zbrodni doprowadził. Zastępczy zespół Münchhausena, który zdiagnozowano kilka miesięcy po ujawnieniu całej sprawy u Dee Dee, to okrutne zaburzenie, w którym opiekun wywołuje choroby u osoby, którą się zajmuje, by uzyskać współczucie i uznanie. Dee Dee wmawiała córce, że jest przewlekle chora, faszerowała ją kilogramami leków i poddawała bolesnym, niepotrzebnym operacjom. Ponad to kontrolowała ją w sposób całkowity i maltretowała fizycznie. Relacja Dee Dee i Gypsy była dodatkowo o tyle skomplikowana, że momentami trudno jest nam określić, kto kogo bardziej oszukuje, ponieważ chore plany Dee Dee układają się po jej myśli jedynie do momentu, w którym jej córka zaczyna dojrzewać. Gdy Gypsy wchodzi w okres buntu, zaczyna krok po kroku zauważać, że może samodzielnie chodzić, jeść, oddychać i wcale nie jest uczulona na cukier. Odkrywa również, że jest dużo starsza, niż dotychczas twierdziła jej matka, która owinęła sobie lekarzy wokół palca, usprawiedliwiając się historią o ciężkim życiu, jakie przyszło jej wieść. W tym momencie bowiem historia zatacza koło, ponieważ świadoma wszystkich kłamstw i zaburzeń matki Gypsy – ucząc się od najlepszych – staje się bezwzględną oszustką. Okłamuje zarówno swoją matkę – kupując potajemnie laptopa i flirtując z mężczyznami poznanymi w sieci – jak i ludzi, którzy wspomagali ją i Dee Dee finansowo.
Twórcy serialu spisali się na medal, analizując każdy wątek tego niecodziennego, rodzinnego dramatu. Nie wzięli bowiem Gypsy w obronę, a nakreślili za pomocą retrospekcji tło wydarzeń, by umożliwić widzowi samodzielną ocenę tej sytuacji i pokazać gdzie i dlaczego zakiełkowała ta historia. Sprawa Dee Dee i Gyspy jest sprawą niesamowicie niejasną moralnie, ponieważ z jednej strony trudno oceniać zachowanie całkowicie zaburzonej, odciętej od świata i ludzi, wykorzystywanej psychicznie i fizycznie przez lata dziewczyny, której jakikolwiek ruch, zostałby wykorzystany przeciwko niej. Z drugiej jednak, trudno o zrozumienie dla czynu, do którego się posunęła. Ważne jest to, że „The Act” nie ocenia swoich bohaterów i nie wydaje wyroku. Dee Dee z początku wydaje się nam diabłem wcielonym, ale z czasem, poznając przyczyny patologii w jej rodzinie, zaczynamy jej współczuć. Dokładnie odwrotnie dzieje się w przypadku Gypsy – na początku serialu jawi się nam jako aniołek i każdy z nas chciałby jej pomóc.
„The Act” to nie tylko szokująca, wielopoziomowa historia, ale również mistrzowskie wykonanie. Zarówno od strony dwóch pierwszoplanowych aktorek, jak i członków produkcji. Patricia Arquette daje się poznać jako arcymistrzyni manipulacji. Na zmianę współczujemy jej i nienawidzimy. Rola, którą przyszło jej zagrać, była niezwykle wymagająca. Zespół Münchhausena sprawia, że najokrutniejszym oprawcą dziecka jest jego kochająca matka, zatem emocje, które wywoływała w nas serialowa Dee Dee miały być z założenia skrajne. I chociaż Patricia Arquette poradziła sobie doskonale z tak niebywale skomplikowaną bohaterką, to na pierwszy plan zdecydowanie wychodzi niespełna dwudziestoletnia Joey King. Udało jej się zachować niewinność i naiwność Gypsy, a jednocześnie ukazać sygnały kiełkujących w niej kobiecości i buntu. Obie aktorki bezsprzecznie się uzupełniają, powalają widza poziomem emocji i talentu oraz ucieleśniają koszmar, jaki faktycznie przeżyły bohaterki tej historii. To właśnie dzięki nim oglądałam „The Act” nie jak serial kryminalny, a jak dokument. Trzeba również wspomnieć o kwestiach wizualnych, ponieważ ta bajkowo-cukierkowa scenografia, która gryzie się z mrokiem wydarzeń, nadała produkcji przerażający, niemal psychodeliczny charakter.
Serial nie należy do najłatwiejszych. Wywołuje niesamowity dyskomfort psychiczny, co tym bardziej zasługuje na podziw, biorąc pod uwagę, iż już w pierwszych scenach serialu zostało nam przedstawione zakończenie. Nie znajdziemy w „The Act” żadnych zabiegów, które możemy zaobserwować w klasycznych thrillerach czy kryminałach. Mimo to historia Dee Dee i Gyspy Blanchard wydaje się być całkowicie surrealistycznym horrorem, przy którym nieustanie przechodzą nam ciarki po plecach.
8/10