Średniowieczna przygoda z demonem słów – „Czarcie słowa” Grzegorza Wielgusa

Czarcie słowa to drugi tom serii o bracie Gotfrydzie, autorstwa Grzegorza Wielgusa, w którym ponownie możemy być świadkami przygód inkwizytora Gotfryda – członka zakonu dominikanów – oraz jego przyjaciół z Małopolski: Lamberta z Myślenic i Jaksy Gryfity.
Akcja powieści rozgrywa się w Austrii, kilka lat po wydarzeniach z Pękniętej korony, pierwszego tomu. Już od pierwszych stron książki dzieje się sporo. Po zakończeniu wojny o koronę Królestwa Niemiec, król Rudolf Habsburg nakazuje zorganizować turniej rycerski, na który zaprasza wojowników i możnych z sąsiednich krajów. Zmagania zostają zakłócone przez próbę zabójstwa jednego z książąt, a na traktach wokół zamku dochodzi do serii brutalnych morderstw. Jedynymi śladami są okaleczone zwłoki i wyryte na drzewach znaki. Wierzenia miejscowej ludności rzucają cień podejrzenia na Titivillusa – demona słów. To właśnie z nim staną do walki główni bohaterowie, którzy mogą zająć się tym, w czym są najlepsi: tropieniem demonów i morderców. Ponadto, czart to nie jedyny problem z jakim przyjdzie się im zmierzyć.
Do sięgnięcia po tę pozycję zachęca już jej okładka. Grafika doskonale wprowadza w klimat książki. Opis obiecuje czytelnikowi średniowieczną przygodę, zagadkę kryminalną, a wszystko to trochę w stylu “wiedźmińskim”. Pytanie brzmi czy z tego połączenia może wyjść coś dobrego? Autor Czarcich słów udowadnia, że jak najbardziej.
Pierwszą rzeczą, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła była konsekwentna stylizacja języka w powieści. Pojawiają się tutaj archaiczne słowa, rodem z XIII wieku, odpowiednio połączone z językiem współczesnym. Szczególnie widoczne jest to w dialogach, które dzięki temu zabiegowi są bardziej autentyczne, jednocześnie czyta się je lekko i bez trudności. Czytelnik może gładko wczuć się w charakter epoki. Także pojawiające się zwroty łacińskie są ciekawym smaczkiem, który bez wątpienia nadaje historii kolorytu.
Akcja książki nie jest mocno dynamiczna, ale angażująca, w szczególności wątek oparty na zabobonach i starych tradycjach. Legendy przekazywane z pokolenia na pokolenie to coś, co może zaciekawić – zwłaszcza, że autor zgrabnie wplata elementy wierzeń ludowych i kultury słowiańskiej w swoją opowieść. W końcu zdarzenia mają miejsce w czasach, kiedy pogańskie rytuały przeplatają się z wiarą chrześcijańską. Wszystko to sprawia, że świat przedstawiony został bardzo dobrze skonstruowany. Pojawiają się też momenty grozy i, w przypadku wątków związanych z turniejem, fenomenalne opisy potyczek.
Dużym plusem tej książki są także bohaterowie – w moim odczuciu świetnie wykreowani. Postaci stworzone przez autora są interesujące i barwne. Wyróżnia się tutaj Jaksa Gryfita – rycerz z niezwykłym poczuciem humoru – ale też brat Gotfryd. Małomówny mnich zaczyna się otwierać przed czytelnikiem, w końcu poznajemy jego historię – przeszłość, którą ukrywał pod dominikańskim habitem. Nie odbiera mu to jednak tajemniczości, bohater nadal jest intrygującą postacią, skrywającą wiele sekretów. Razem z Lambertem stanowią zgrany duet.
Autorowi udało się połączyć średniowieczny klimat z kryminałem i politycznymi zawiłościami. Nie nuży, czyta się ją lekko i przyjemnie, a cięte riposty i czarny humor są niczym wisienka na torcie. Dla fanów kryminałów, fantastyki, ale też dla każdego kto ma ochotę na dobrą powieść, w której każde zdanie, dialog i fabuła, są dopracowane w najmniejszym stopniu. Zdecydowanie warto przeczytać!
Aleksandra Pisz
____
Za udostępnienie egzemplarza dziękujemy autorowi