„Protest” wciąż aktualny

Václav Havel – ostatni prezydent Czechosłowacji (1989 – 1992) i pierwszy prezydent Czech (1993 – 2003), znany jest na świecie także jako pisarz i dramaturg, człowiek, który aktywnie występował przeciwko socjalistycznej rzeczywistości Czechosłowacji, co sprowadziło na niego poważne kłopoty w postaci zakazu publikacji. Jako jeden z najbardziej znanych dysydentów działał w obronie więźniów politycznych, był współzałożycielem i jednym z pierwszych prelegentów inicjatywy obywatelskiej dla Karty 77 (karta praw człowieka). W końcu sam stał się ofiarą poważnych represji, skutkiem których pięć lat spędził w więzieniu.
Jednoaktówki Vaclava Havla: Audiencja, Wernisaż i Protest powstały w latach 70. i odnosiły się do współczesnej sytuacji politycznej Czechosłowacji i osobistej autora, jednak w spektaklu Aldony Figury w Teatrze Dramatycznym w Warszawie uderza uniwersalność tych historii i ich bardzo aktualny wydźwięk.
Podobno sztuki, które łączy postać Ferdynanda Wańka, zostały napisane pierwotnie dla rozrywki – na potrzeby spotkań literackich, jakie Vaclav Havel organizował w swoim domu letnim dla przyjaciół pisarzy, którzy tak jak on nie mogli w tamtych latach swobodnie tworzyć. Napisane dla zabawy utwory z czasem zyskały olbrzymią popularność a główny bohater stał się swego rodzaju symbolem i zaczął żyć swoim własnym życiem, pojawiając się jako swoisty punkt odniesienia w kolejnych sztukach pisanych przez innych autorów, znajomych pisarza. W związku z tym z postacią Ferdynanda Wańka możemy spotkać się łącznie w ośmiu różnych utworach scenicznych.
Jak pisał sam Havel, główny bohater tych sztuk tak naprawdę stoi trochę jakby z boku wydarzeń, odgrywa rolę kogoś, kto wywołuje – zupełnie niezamierzenie – określoną reakcję u ludzi, z którymi się styka. Sam przy tym robi bardzo niewiele. Najbardziej odpowiednie wydaje się określenie go jako pewnego klucza, za pomocą którego otwiera się obraz pewnych ludzkich zachowań i reakcji. Wszystkie postawy zaprezentowane w tych trzech jednoaktówkach dla tych, którzy żyli w „tamtych” czasach wydadzą się bardzo charakterystyczne, jednak jakże dobrze znane są także dzisiaj.
W spektaklu Aldony Figury komiczno – tragiczne scenki na tle klimatycznej scenografii przywołują na myśl obrazki z komiksów. To przez pewne powtarzające się jakby sekwencje słów i gestów w dwóch pierwszych scenkach – nieustanne wizyty browarnika „za regałem” i powtarzające się jak refren zapewnienia o wielkiej przyjaźni Wiery i Michała – które są jak przejścia pomiędzy kolejnymi „kadrami”, przy czym w każdym kolejnym emocje są coraz gorętsze. Wokół głównego bohatera, który właściwie jest tylko obecny w danym miejscu, nie narzucając się z niczym rozmówcom, o nic ich nie prosząc i absolutnie nie skarżąc się na swój los, atmosfera zagęszcza się coraz bardziej i w końcu zupełnie luźne rozmowy i swobodne spotkania zamieniają się w eksplozję emocji, których sprawcą jest Ferdynand Waniek – sam pozostając emocjonalnie „chłodny” i ostatecznie zdumiony tym wszystkim.
Waniek jest jak wyrzut sumienia lub swoisty zapalnik, wytrąca z równowagi swoich rozmówców, sam pozostając przy tym niewzruszony. Z boku dostrzegamy cały komizm sytuacji, w które zostaje, wbrew swoim zamierzeniom, uwikłany główny bohater. Przy czym sytuacje te tak naprawdę wcale komiczne nie są – raczej żałosne. A dla głównego bohatera kompletnie nieoczekiwane i zadziwiające.
Sztuka jest prawdziwym popisem umiejętności aktorskich wspaniałych artystów, z których każdy jest bardzo wyraźną osobowością i potrafi zaznaczyć to na scenie, przez co zasługuje na zupełnie osobną uwagę. Postać Ferdynanda Wańka fantastycznie kreuje Robert T. Majewski, wyciszony, oszczędny w słowach i gestach, tak samo spokojny przez cały czas, bardziej zdziwiony – chociaż też raczej umiarkowanie – niż czymkolwiek poruszony, jakby stał z boku, a nie w samym środku tornada. Pełen empatii, ale też w żaden sposób nie zmieniający swojej postawy. Grać tak, żeby być cały czas obecnym na scenie, a jednocześnie jednak trochę z boku, trochę jakby w tle, a przy tym wciąż przykuwać uwagę to zapewne trudna sztuka, która Robertowi Majewskiemu udaje się doskonale.
Wspaniały Janusz R. Nowicki w roli browarnika jest bardzo poruszający. Jego kreacja jest bardzo autentyczna. To człowiek z „ludu”, który będąc gdzieś na dole hierarchii społecznej, próbuje ułożyć sobie życie i relacje z ludźmi z różnych kręgów, czerpiąc z tego niejakie profity, ale w swoim przekonaniu nie robiąc w gruncie rzeczy nic złego. Spotkanie z „inteligentem”, człowiekiem z zupełnie innego świata wydaje mu się świetną okazją do podniesienia własnej rangi, a ostatecznie staje się katalizatorem do pełnego emocji wyznania o poczuciu beznadziei i bezcelowości własnego życia. Świetna jest scenka „Wernisażu” – w wykonaniu Anny Gorajskiej i Sławomira Grzymkowskiego. Doskonale wypada zestawienie ich energii – zwłaszcza Wiery Anny Gorajskiej – ze statycznością głównego bohatera. Michał to postać inteligenta – celebryty, który szczyci się tym, że panuje nad sytuacją i że jest panem samego siebie, dzięki czemu może stać kimś w rodzaju mentora dla gorzej radzącego sobie w życiu przyjaciela.
Kontrast pomiędzy nimi a Wańkiem jest aż nadto widoczny. Intencje tych dwojga być może nie są z gruntu złe, jednak przy okazji obnażony zostaje całkowicie ich konformizm i sztuczność. Bohater Łukasza Lewandowskiego – z początku nieco nonszalancki i pewny siebie – w końcu dokonuje głębokiej analizy własnego wnętrza, czując się zmuszonym usprawiedliwić swoje zamiłowanie do bezpiecznego i wygodnego życia, mimo że Waniek wcale tego nie oczekuje i zdaje się być gotów zaakceptować każdą jego postawę. Nagle wychodzą na jaw bardzo osobiste i rodzinne problemy Stańka, niezamierzone uwikłanie w kwestie polityczne. Burza emocji, które targają bohaterem Łukasza Lewandowskiego pozostawia Wańka tak samo niewzruszonym jak dotąd – jest gotów w każdej chwili wycofać się lub zostać, bo przecież i tak nic nie jest w stanie wpłynąć na jego własną postawę i sposób życia.
Świetna scenografia i rekwizyty – na czele z pieniącym się swojsko i obficie piwem, które od razu wprowadza nas w „browarniany” klimat pierwszej sceny – nadające odpowiedni koloryt każdej z przedstawionych jednoaktówek, pasuje doskonale zarówno do czasów, w których pisał Vaclav Havel, jak i do każdych innych. Jak zwykle doskonale zostało dobrane tło muzyczne, według mnie to już cecha charakterystyczna Teatru Dramatycznego – doskonała oprawa muzyczna dopełniająca świetną całość.
Spektakl „Protest” w Teatrze Dramatycznym w Warszawie można potraktować jako bardzo uniwersalne i pasujące do każdych czasów przesłanie o ludzkich słabostkach i próbach wpasowania się w otaczającą rzeczywistość, ze skłonnością do pewnego wygodnictwa, a z drugiej strony potrzebą zaznaczenia swojej odrębności na tle bardzo szarej codzienności zawodowej lub życiowej. Postać głównego bohatera, który zupełnie nietypowo do zagrania w tym spektaklu ma najmniej – a jednocześnie jego obecność na scenie w każdej sekundzie jest niezbędna – zasługuje z pewnością na zupełnie odrębną analizę psychologiczną i po wyjściu z teatru warto spróbować przeprowadzić ją nawet samodzielnie. To naprawdę dobre przedstawienie, ze swoimi smaczkami i klimatem, swobodnie zagrane przez świetnych aktorów. Reżyserce udało się tematy rzekomo już przeszłe przenieść na dzisiejszy grunt i okazuje się, że doskonale odzwierciedlają aktualne problemy z ich – chwilami nieco gorzkawym – „posmakiem”.
„Protest” reż. Aldona Figura Teatr Dramatyczny w Warszawie
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony Teatru Dramatycznego