Słowa. Słowa. Słowa.

Znasz ten moment, gdy kończysz czytać książkę doskonałą? Dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa, zwalniający czas i moment, gdy przeskakuje w głowie jakiś pstryczek. Nagle zaczynasz wszystko rozumieć. Otaczająca cię mgła nawleczona na rzeczywistość zaczyna się przerzedzać, a ty dostrzegasz to, co przez długi czas ukrywała. Pewne jest tylko jedno — jest to uczucie najwspanialsze na świecie. Mózg wydziela endorfiny, to jego forma nagrody. Swoiste „dobra robota!”. Jak po czymś tak ekscytującym, niemal mistycznym, przejść do codzienności?
W głowie kołaczą się różne myśli. Towarzyszą ci gdy jesteś w pracy, w szkole, na piwie ze znajomymi albo podczas rodzinnego obiadu. Masz ochotę opowiedzieć o tym doświadczeniu każdej napotkanej osobie. Jakbyś zdobył właśnie Mount Everest, ale swój własny, prywatny, niedostrzegalny i niepojęty dla nikogo poza tobą. Z tym osiągnięciem zostajesz (najczęściej) sam. Ale czyż to nie jest właśnie jego urok? To uczucie tkwi w ciele i spaja się z nim. Teraz już nikt nie jest w stanie ci go odebrać. Właśnie to jest istota literatury, musi dotykać sacrum.
Nieodparta chęć wdrożenia w swoje życie prawd, które właśnie się poznało. Poczucie, że istota dzieła ma siłę, by z powodzeniem kształtować rzeczywistość. Literatura ma siłę sprawczą. Zresztą nie tylko ona, ale każda dziedzina sztuki. Artysta powinien postawić sobie zadanie. Wtedy sztuka będzie miała sens. Gdy służy rozrywce nie jest sztuką, a tworem niepełnym zatrzymanym przez jakąś siłę w połowie drogi do stania się tym, czym powinna być. Jeśli jedynie komentuje rzeczywistość to nic z niej nie wynika, staje obok informacji, ale na nią nie wpływa. Jest zbędna. Sztuka powinna zmusić człowieka do refleksji, pogrążyć odbiorcę w zadumie, przybliżyć mu prawdy znane tylko artyście. Ma być krok przed „tu i teraz”. Brać pod uwagę przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, łączyć je w całość i wyciągać wnioski.
Przed pisarzem stoi zatem odpowiedzialne zadanie i ogrom pracy, którą musi wykonać, ale rekompensatą jest możliwość zmiany „tu i teraz”. Artysta musi połączyć dwa porządki, które wbrew pozorom nie są swoimi najlepszymi przyjaciółmi, ale na ten moment muszą stać się kochankami. Estetyka tekstu, czyli forma, z przekazem lub ideą przy odpowiednich warunkach, które musi pisarz zapewnić, staną się parą idealną. Do tego romansu należy doprowadzić, by arcydzieło mogło poszerzyć horyzont świadomości czytelnika. Ten jeden właściwy dla artysty temat może oplatać całą jego twórczość niczym bluszcz i nigdy nie zostanie opowiedziany do końca.
Zostańcie z nami Mareka Šindelki dotyka prawdy często pomijanej i lekceważonej. Mógłbym omówić miłosne relacje bohaterów tego zbioru opowiadań, motyw serca w każdym z nich lub skupić się na równie ciekawym rysie psychologicznym postaci, ale to tylko delikatnie zbliży nas do sedna problemu. Zaledwie się o nie otrzemy.
Problemem naszego społeczeństwa są słowa. Każde z nich ma znaczenie, a wypowiedziane niosą ze sobą konsekwencje — to wie każdy. Zatem w czym tkwi nasz kłopot? Nie potrafimy ich używać. Jesteśmy upośledzeni pod względem umiejętności odczytywania słów. Świat biegnie tak szybko, a cała nasza uwaga skupia się na nadawaniu nowym zjawiskom nazw. Tym samym zapominamy o doskonaleniu tych, które już znamy.
Otwieramy usta, ale nic się z nich nie wydobywa. Głucha cisza. Na pytanie, co u nas słychać, ograniczamy się do zdawkowego „dobrze”, w ekstremalnych przypadkach „OK”. Każda rozmowa powinna być dla nas treningiem, próbą opisu emocji, których doświadczamy. Jeśli nie będziemy tego robić, w kryzysowej sytuacji staniemy pod ścianą. Murem zbudowanym z własnych słów. Tępe pustaki będą się w nas wpatrywały, a wśród nich nie znajdziemy ani jednego, który by nam odpowiadał. Ucierpią na tym nasze relacje, świat zareaguje na ciszę, bowiem do niej nie przywykł. Podobnie jak bohaterzy opowiadań Šindelki upadniemy na samo dno słownego oceanu, skąd nie będziemy w stanie porozumieć się już z nikim. Zostaniemy sami.
Problem, który zdaje się opanowywać społeczeństwo coraz szybciej jest o tyle przerażający, że zatraceni w pędzie codzienności zupełnie go nie dostrzegamy. Coś nam mówi zjawisko samotności w tłumie, ale każdy myśli, że jego to nie dotyczy. Zamykamy się w bańce, do której, w naszym przekonaniu, nic się nie może dostać. Jakiż to błąd. Jako społeczeństwo jesteśmy w pewien sposób odpowiedzialni za siebie nawzajem. Porzuciliśmy tą myśl i zastąpiliśmy ją pojmowaniem rzeczywistości przez pryzmat „ja”. Społeczeństwo to JA kontra ONI. W tym miejscu popełniamy błąd, za który możemy słono zapłacić.
Faktem jest więc, że artysta ma moc, którą trudno pojąć. Ale warto wiedzieć, że to my, czytelnicy i odbiorcy sztuki jesteśmy w tym mistycznym kręgu podwykonawcami. Na nas spoczywa odpowiedzialność, by do zmian doprowadzić. Jesteśmy narzędziami, ale myślącymi. Raz posłusznymi, a raz nie. Niekiedy dajemy się omamić ideami i wykorzystać. Ale na tym właśnie polega gra, w której jesteśmy od zawsze. Życie stawia przed nami wyzwania i rzuca kłody pod nogi, lecz wybór zawsze należy do nas.
Tytuł: Zostańcie z nami
Autor: Marek Šindelka
Przełożyła: Anna Wanik
Wydawnictwo: Afera
Za egzemplarz Zostańcie z nami Mareka Šindelki dziękuję wydawnictwu Afera.