Gringo: początek – recenzja książki Wojciecha Cejrowskiego „Piechotą do żródeł Orinoko”

Wojciech Cejrowski powrócił z nową książką podróżniczą. Piechotą do źródeł Orinoko to – co nieco zaskakujące – historia mająca miejsce po słynnym Podróżniku WC i przed wydaną przed laty pozycją, którą była Rio Anaconda.
Tym razem znany obieżyświat (i antropolog) zabiera nas do Wenezueli, na której terenach mieszka lud Yanomami – jedno z ostatnich „dzikich” plemion Ameryki Południowej. Nie jest to jednak książka stricte na temat Indian, ponieważ najważniejsza jest tu droga, jaką przebył autor, aby do nich trafić. Na pierwszy plan wysuwają się przygotowania do spotkania z plemieniem, a więc podroż po tym państwie (odbyta wówczas, gdy do władzy nie doszedł jeszcze Hugo Chavez – przez co trzeba pamiętać, że dzisiejsza Wenezuela wygląda nieco inaczej). Dowiadujemy się w jaki sposób autorowi udało się znaleźć sposób na wyprawę do dżungli – wyprawę, która była w tamtych latach nie tylko niebezpieczna, ale i nielegalna (o tym dlaczego nie można było dostać pozwoleń na wizytę u ludu Yanomami opowiada sam autor, dlatego nie warto psuć czytelnikowi przyjemności z czytania tłumacząc o co chodzi – lepiej sięgnąć po Piechotą…).
Najciekawszą częścią książki jest opowieść o llanosach (Llanos) – rozległych sawannach na których żyją kowboje – z jednej strony nieco inni niż ci, których znamy z filmów czy poprzedniego dzieła Wojciecha Cejrowskiego (Wyspa na prerii), głównie ze względu na swe latynoskie przyzwyczajenia, a z drugiej strony pod wieloma względami zaskakująco podobni do nich. Wraz z autorem obserwujemy ich codzienne życie, zasady, którymi się kierują oraz zwyczaje. Wyłania nam się obraz świata zupełnie różnego od tego, który znamy z naszej codzienności. Widać w słowach autora sympatię i szacunek do tej społeczności. Spotykamy wśród nich różnych podejrzanych ludzi, dzięki czemu stajemy się świadkami opowieści, która ma w sobie wiele awanturniczego uroku – warto zwrócić uwagę na historię z autobusem i rybim haczykiem. Poznajemy bliżej dwóch mężczyzn, którzy pomagają w dotarciu do celu, co dodatkowo pomaga nam zrozumieć ich podejście do życia.
Tradycyjnie też przedstawiono nam codzienność dzikich plemion, które tak fascynują antropologa – znajdujemy tu sporo wskazówek nie tylko na temat spotkań z nimi, gdyż możemy dowiedzieć się, co należy wziąć ze sobą, co robić, a czego wystrzegać się, jeśli mamy zamiar wrócić z dżungli i wizyty u Indian do domu. W trakcie wędrówki przez amazońskie lasy Wojciech Cejrowski opowiada nam o faunie i florze – szczególnie tej, która może stać się naszym pożywieniem, jak i o zwierzętach, które mogą nas uznać za swój obiad lub nas z nim pomylić (a jak sam wie z własnego doświadczenia taka pomyłka bywa bardzo bolesna).
Trzeba poświęcić nieco uwagi zdjęciom, które autor wykonał podczas swojego pobytu – jest ich tu całkiem sporo, co sprawia, że możemy przyjrzeć się bliżej nie tylko południowoamerykańskim mieszkańcom lasów Amazonii oraz przyrodzie, ale w równie dużej mierze możemy przekonać się o tym jak wygląda życie na wenezuelskich llanosach. Zdjęcia są nieodłącznym elementem twórczości podróżnika i pomagają zagłębić się w opowiadanej przez niego historii.
Piechotą do źródeł Orinoko jest bogata w przygody i wskazówki dla przyszłych wędrowców (wbrew słowom Wojciecha Cejrowskiego na pewno będą chcieli tam być… przynajmniej do czasu). Znakiem rozpoznawczym całej serii Boso przez świat jest charakterystyczna narracja autora, niepozbawiona jak zwykle poczucia humoru, bez którego książki WC nie miałyby racji bytu. Co ciekawe podróżnik używał wówczas butów, więc można uznać to za początki jego kariery. Wydawca zawarł w krótkiej biografii autora następujące słowa na jego temat: „Jeśli ktoś go nie zna, to znaczy, że urodził się przed chwilą i jeszcze nie zdążył rozejrzeć” – jako barwna postać telewizji stał się jednym z najbardziej znanych i lubianych polskich podróżników. Najnowsze wydawnictwo Bernardinum może nas w tej sympatii tylko upewnić.