Nie denerwuj babci – recenzja filmu „Kłamstewko”

W przedoscarowych sondażach wymieniany był jako pewny kandydat, jednak zaraz po ogłoszeniu nominacji został nazwany jednym z najważniejszych pominięć tegorocznej edycji. Pretensje do członków Akademii można było wyczuć, patrząc chociażby na feministyczny manifest Natalie Portman. Ten niezwykle ciepły i wzruszający dramat Lulu Wang w sprytny i przystępny sposób opowiada o różnicach kulturowych między Wschodem a Zachodem. I tyczy się to nie tylko preferencji kulinarnych czy sposobu ubierania, ale przede wszystkim stosunku do jednostki.
Lulu Wang za pomocą słodko-gorzkiej historii o chorej na raka babci Nai Nai, której, zgodnie z miejscowym zwyczajem, nikt nie zamierza o tym poinformować, przygląda się trzem pokoleniom chińskiej rodziny. Są wśród nich zarówno ludzie, którzy nie widzieli innych części świata poza Chinami, jak i emigranci, których dzieci o ojczyźnie już prawie nie pamiętają. Najciekawszą postacią jest jednak zdecydowanie główna bohaterka – Billi – którą już w pierwszej scenie poznajemy jako rozdartą między dwoma światami. Scena ta jest niezwykle znacząca z wielu powodów, zarówno reżyserka jak i sama odtwórczyni roli – Awkwafina, aka Nora Lum – wycisnęły z niej maksymalnie dużo (nie bez powodu Nora została w tym roku pierwszą aktorką pochodzenia azjatyckiego, która doczekała się Złotego Globu). W pierwszych minutach filmu widzimy Billy rozmawiającą ze swoją babcią po chińsku, jednak gdy rozmowa dobiega końca dziewczyna w sekundę przemienia się w rodowitą Amerykankę z krwi i kości. Awkwafina kapitalnie modyfikuje nie tylko ton i styl mówienia, ale cały sposób zachowywania się. Wang stara się nam przez to uświadomić, jak wiele z naszej osobowości uzależnione jest od naszego języka, jego brzmienia i akcentowania. Jako widz miałam wrażenie, że Billi mówiąca po chińsku i Billy mówiąca po angielsku to dwie zupełnie różne osoby.
Historia o tym, nieco dla nas – Europejczyków – osobliwym zwyczaju nieinformowania chorego o jego dolegliwości, posłużyła reżyserce jako temat przewodni do poruszenia wielu innych kwestii, z których wykreowała opowieść o różnicach kulturowych, kształtujących nas i nasze przyszłe decyzje. W momencie, w którym Nai Nai tkwi w „słodkiej” niewiedzy, wśród członków rodziny zaczynają ścierać się modele zachowań kultury Wschodu i Zachodu. Rodzice Billy, którzy wyemigrowali do Stanów bardzo dawno temu, próbują przekonać resztę rodziny do tego, iż babcia, jako wolna jednostka, ma prawo wiedzieć co się z nią dzieje i sama decydować o sobie. Amerykańskie uwielbienie indywidualizmu i wolności jednostki zderza się bardzo boleśnie z chińską tradycją rodzinną pozostałych potomków Nai Nai, którzy twierdzą, że to strach przed chorobą wykańcza człowieka, a nie sama choroba. Lulu Wang zależało na tym, aby skonfrontować zachodnie pojmowanie jednostki jako bytu całkowicie niezależnego oraz wschodnią wizję człowieka nierozłącznie związanego z większą całością. I nie ogranicza się to jedynie do rodziny, a obejmuje całą chińską wspólnotę. Bardziej konserwatywnej części rodziny Nai Nai zależy na tym, aby osoba chora nie czuła się chora, co dla Billi jest całkowicie niepojęte, gdyż według niej okłamywany człowiek traci kontrolę nad swoją rzeczywistością.
Lulu Wang w bardzo świeży i zręczny sposób potrafi przenieść swoje doświadczenia w uniwersalną opowieść o rozdarciu, miłości do rodziny i stracie. Sama reżyserka urodziła się w Pekinie, jednak już w wieku sześciu lat wyemigrowała z rodzicami do Ameryki. Dodatkowo to, że „Kłamstewko” jest oficjalnie „oparte na prawdziwym kłamstwie”, oznacza nie tylko fakt, że o swojej chorobie babcia reżyserki dowiedziała się dopiero z filmu wnuczki, ale również świetnie oddaje to ducha naszego fake-newsowego społeczeństwa. Całość nabiera dodatkowej siły poprzez umieszczenie na końcu zdjęć i informacji o bohaterach, co stanowi dla widza emocjonalne zamknięcie opowieści.
W filmie, poza absolutnie genialną obsadą, zdecydowanie należy oddać hołd operatorom kamer, dzięki którym realizacja obrazu służy historii i dopełnia cały klimat filmu. Powolny montaż tylko podkreśla snujące się tempo opowieści a kadry skomponowane są tak, aby w większości scen widać było całą rodzinę jako wspólnotę. Dzięki nim w filmie aż roi się od genialnych długich ujęć z dalekiego planu, które zawsze robią na widzu wrażenie.
Chociaż cała historia „Kłamstewka” zbudowana jest w dość lekkich i zabawnych tonach, nie przeszkadza to temu, aby film trafił prosto do serca widza. Poszczególne sceny na długo zapadają w pamięć, a całość ogląda się jak stary film wideo, który nakręcił nasz wujek na jednym z rodzinnych przyjęć. Promieniuje ciepłem i bliskością w taki sposób, że nie chcemy się żegnać z żadną z postaci. „Kłamstewko” to historia o dwóch zupełnie innych drogach, którymi może kroczyć człowiek, przy czym, co najważniejsze, żadna z nich nie jest ani lepsza, ani gorsza.
7/10