Balladyna na nowo, czyli bajery, film i nuda

Balladyna Pawła Świątka miała być opowieścią o przejęciu władzy w obliczu ekologicznego końca świata. Osadzona we współczesności miała demaskować mechanizmy rządzenia, które posługując się iluzją i fałszem, zatracają świat demokratycznych wartości. Spektakl miał być wreszcie ponownym odczytaniem kultowej historii, w której to nieodpowiedni ludzie nieuczciwymi metodami przejmują ster nad państwem i poddanymi. I choć dramat Słowackiego wystawiony został bez widocznych skrótów, zachowując tradycyjny tok fabularny, to przyjęta przez reżysera koncepcja wcale nie wybrzmiewa, w efekcie czego przedstawienie staje się składanką różnych pomysłów, zestawionych ze sobą nie wiadomo w jakim celu.
Stworzona przez Marcina Chlandę scenografia ukazuje amfiteatralne ławy przypominające antyczny theatron. Symbolizuje on opuszczony Senat – miejsce kojarzące się z demokratycznymi ideami, które w wizji twórców przedstawienia zostały zaprzepaszczone. To tutaj, na ruinach europejskich wartości rozgrywać się będą losy żądnej władzy Balladyny (w tej roli Katarzyna Zawiślak-Dolny). Miejsce, w myśl amfiteatru, przeznaczone dla Orchestry to natomiast świat Nimfy Goplany (Dominika Bednarczyk) i jej świty. Dziura w podłodze imituje wyschnięte jezioro, a pokryta skrawkami czarnej folii posadzka jest nawiązaniem do dzisiejszych problemów ekologicznych, gdzie natura pozbawiona zostaje swojego pierwotnego blasku i piękna. Wisząca nad sceną ogromna, węglowa chmura sugeruje ponadto, że nad naszym światem unosi się widmo katastrofy.
Świątek z Balladyny wyciąga przede wszystkim iluzję, którą w dramacie reprezentują magiczne postacie Gopła. Reżyser próbuje zaznaczyć, że fikcja jest charakterystyczna dla współczesnych mechanizmów władzy. Dlatego też w scenach z Goplaną, Chochlikiem (Natalia Strzelecka) czy Skierką (Karolina Kazoń) przestrzeń spowijają zielone wizualizacje, sugerując sztuczność natury (która przecież wymarła!), ale też uwydatniając fałsz towarzyszący podejmowaniu ważnych decyzji. To przecież Goplana, kierując się swoimi interesami, miłością do Grabca (Marta Waldera), jako pierwsza zaburza świat demokratycznych wartości, rozpoczynając machinę, która doprowadzi do zdeformowania porządku instytucjonalnego i nieuczciwego przejęcia władzy. Ci magiczni bohaterowie nie są jednak postaciami fantastycznymi. Reżyser wyciąga ich wprost z amerykańskiego show RuPaul’s Drag Race. W świecących kostiumach, przerysowanym makijażu, ogromnych perukach i na wysokich obcasach są kalką drag queens. Ich karykaturalny wizerunek, idiotyczne zachowanie, zamaszyste ruchy czy śpiewane co jakiś czas piosenki powodują, że nie postrzegamy ich poważnie, a w zamyśle twórców mają nas rozśmieszać. Śmiech pojawia się jednak rzadko. Mimo wszystko Świątek bawi się popkulturowymi i filmowymi kontekstami wielokrotnie. Ma to z jednej strony podkreślić sztuczność i fikcję mechanizmów władzy, z drugiej natomiast osadzić dramatyczną akcję we współczesnym dla odbiorcy świecie. W tym celu Pustelnik (Rafał Dziwisz) pokazany zostaje jako siedzący w kinie i jedzący popcorn współczesny widz kultury masowej. Natomiast postać Filona (Karol Kubasiewicz), romantycznego na wskroś bohatera, rozgrywana jest na rzucanym z projekcji tle filmowym w stylu vintage, sugerując tym samym, że został on wyjęty z kostiumowego melodramatu. Wdowa (Marta Konarska) to nie kto inny jak paradująca w panterce Rysia z Kilera, a sama Balladyna została wystylizowana na Umę Thurman w roli Mii z kultowego Pulp Fiction. Relacja tytułowej bohaterki z Fon Kostrynem (Rafał Szumera) jest ponadto rozgrywana w stylistyce filmu gangsterskiego, gdzie garnitury, czarne okulary i pistolety to chleb powszedni.
Ta mieszanka kulturowych aluzji, współczesnych kontekstów czy poruszonych tematów nie składa się jednak w spójną całość. Przedstawienie, mimo iż rozgrywane w zachowanym ciągu przyczynowo-skutkowym, staje się dość chaotyczne i zwyczajnie nudne. W jaki sposób łamanie demokratycznych idei łączy się z ekologiczną katastrofą sugerowaną przez scenografię? Możemy jedynie przypuszczać, że gnijący i pozbawiony blasku i piękna świat natury jest symbolem łamania podstaw demokracji i okrutnych mechanizmów rządzących światem polityki. Nie jest to jednak wystarczająco zasugerowane w przedstawieniu. Balladynę pochwalić możemy jedynie za świetną scenografię oraz dających z siebie sto procent aktorów. Bez tego można się niestety zanudzić.