Aktorzy nominowani do tegorocznych Oscarów

9 lutego dowiemy się kto został laureatem Oscara w kategoriach: najlepszy aktor pierwszoplanowy oraz najlepszy aktor drugoplanowy – przyjrzyjmy się zatem kandydatom, a także podsumujmy ich dotychczasowy bilans na ceremoniach rozdania tych prestiżowych nagród.
Aktorzy pierwszoplanowi:
Antonio Banderas (Ból i blask) – otrzymał swoją pierwszą nominację do Oscara za rolę u swojego przyjaciela Pedra Almodovara w filmie, który posiada wiele wątków autobiograficznych z życia reżysera. Być może właśnie dlatego zarówno sama produkcja jak i rola Banderasa zostały tak mocno docenione przez krytyków na całym świecie. Hiszpan dotychczas kojarzony głównie z kinem akcji i słynną rolą w Desperado (1995) stworzył najlepszą kreację w karierze i znów udowodnił, że prowadzony przez odpowiedniego reżysera może wnieść się na najwyższy poziom, czego dowodem jest otrzymana w zeszłym roku Złota Palma w Cannes.
Bilans: 1 nominacja.
Leonardo DiCaprio (Pewnego razu w… Hollywood) – złote dziecko amerykańskiego kina dojrzało już wiele lat temu, dzięki czemu mieliśmy okazję oglądać go w wielu ambitnych projektach. Aktor słynie ze starannego dobierania scenariuszy i dlatego też współpracował z najlepszymi reżyserami w branży, a drugi raz z Quentinem Tarantino, co zaowocowało kolejną nominacją w karierze. Jako Rick Dalton, zapomniany gwiazdor telewizji, jest zarówno zabawny jak i żałosny w swych staraniach udowodnienia wszystkim wokół, że wciąż stać go na wielki powrót, a wiele osób z branży uważa, że jednym z najtrudniejszych aktorskich wyzwań jest właśnie granie aktora. Z tego zadania wywiązał się tak dobrze, że po raz kolejny w karierze staje do walki o triumf. Jedyny dotychczasowy Oscar, to – jak niektórzy żartują – efekt stworzenia doskonałego duetu z niedźwiedziem w Zjawie z 2015 roku.
Bilans: 6 nominacji – 1 wygrana.
Adam Driver (Historia małżeńska) – były marine, który nie trafił na wojnę w Iraku z powodu kontuzji. Przez lata obsadzany w rolach drugoplanowych i rozpoznawalny w wąskim gronie fanów serialu Dziewczyny ze względu na rolę, która przyniosła mu trzy nominacje do nagrody Emmy. Obecnie najbardziej kojarzony z postacią Kylo Rena w nowej trylogii Gwiezdnych Wojen – jest to jeden z największych zwrotów akcji w historii wzbudzania sympatii fanów sagi, którzy płynnie przeszli od niechęci (głównie ze względu na specyficzny wygląd aktora) do uczynienia go ulubieńcem publiczności i najciekawszą postacią trylogii. Nominowany za rolę Charliego pokazał, że słowa Martina Scorsese o tym, że być może jest najbardziej utalentowanym aktorem swojego pokolenia wcale nie wydają się przesadzone – jego bohater tłumi w sobie wszystkie negatywne emocje, aż do momentu w którym dłużej nie da się ich ukrywać. Driver znakomicie oddał jego zagubienie, gniew i rozpacz.
Bilans: 2 nominacje.
Joaquin Phoenix (Joker) – można by powiedzieć: jeśli nie teraz, to nigdy. Zdecydowany faworyt oscarowego wyścigu. O jego karierze krążą legendy (do dziś wielu zastanawia się ile prawdy kryło się w słynnym filmie „dokumentalnym” I’m Still Here o rzekomej rezygnacji Joaquina z dalszej kariery aktorskiej). Rola w najnowszym filmie Todda Phillipsa to czysta maestria – wystarczy tylko napisać, że Phoenix potrafi bez żadnego fałszu przechodzić od smutnego, przestraszonego człowieka, którego życie jest klęską do szaleńca, stającego się zagrożeniem dla wszystkich wokół niego. Arthur Fleck i Joker mogli zostać zamknięci razem chyba tylko w ciele tak wszechstronnego aktora jak Phoenix, którego klasa nie powinna nikogo zaskakiwać. Oscara powinien mieć na półce już wiele lat temu: jak choćby wtedy, gdy stawał do pojedynku z Russellem Crowem w Gladiatorze czy wtedy, gdy przyćmił swoim talentem nawet tak wybitnego fachowca jak nieżyjący już Philip Seymour Hoffman. Do dziś uważam, że to właśnie w Mistrzu (2012) stworzył najlepszą kreację w swoim życiu.
Bilans: 4 nominacje.
Jonathan Pryce (Dwóch papieży) – ten znakomity brytyjski aktor otrzymał w tym roku swoją pierwszą nominację do Oscara. W wieku 72 lat może poszczycić się wieloma pamiętnymi rolami, lecz jedyną nagrodą, którą udało mu się otrzymać pozostaje… Złota Palma zdobyta w 1995 roku za rolę w filmie Carrington. Jest to sytuacja wręcz bliźniacza do tej, w której znalazł się jego rywal z Hiszpanii. Doceniony został za rolę kardynała Bergoglia, późniejszego papieża Franciszka, będącą ukoronowaniem jego dotychczasowej kariery. Wiarygodny zarówno jako prześladowany wyrzutami sumienia kardynał z Argentyny, gdzie uważany jest za współpracownika junty wojskowej, a także jako kapłan, który staje się najważniejszym człowiekiem w Kościele Katolickim i zamierza dokonać w nim zmian.
Bilans: 1 nominacja.
Największe zaskoczenie: brak Tarona Egertona, który idealnie wpisywał się swoim występem w Rocketmanie w ulubiony przez akademików schemat gry w filmie biograficznym. Dodatkowo pokonał w walce o Złoty Glob nominowanego w tej samej kategorii gwiazdora Pewnego razu… w Hollywood.
Największe rozczarowanie: brak Brada Pitta. Moim zdaniem rolą w Ad Astrze wspiął się na szczyt swoich umiejętności – stonowana i utkana z drobnych emocji rola w filmie Jamesa Gray’a nie wystarczyła, by powalczyć o laury. Prawdopodobnie znalazłoby się dla niego miejsce gdyby ten dramat psychologiczny w konwencji s-f został wyprodukowany przez studio mogące zapewnić produkcji odpowiednią reklamę.
Ciekawostka statystyczna: liderem w liczbie zdobytych Oscarów za role pierwszoplanowe jest Daniel Day-Lewis, który otrzymał ich aż trzy. Dziewięć razy byli nominowani: Spencer Tracy oraz Laurence Olivier.
Aktorzy drugoplanowi:
Tom Hanks (Cóż za piękny dzień) – kolejna rola biograficzna na liście. Co do samego Hanksa, to można napisać same oczywistości: wybitny aktor, sympatyczny facet i wielokrotny laureat najważniejszych nagród w przemyśle filmowym. Co ciekawe jest to jego pierwsza nominacja w tej kategorii. Jeśli uda mu się wygrać dołączy do grona ludzi, którzy zdobyli statuetkę zarówno za rolę pierwszoplanową jak i za drugoplanową, a także do trzech mężczyzn, którym udało się zdobyć oscarowego hattricka. W najnowszym filmie Marielle Heller wcielił się we Freda Rogersa łącząc swój talent i charyzmę z wizerunkiem uprzejmego człowieka. Laureat za role w Filadelfii (1993) i tytułowy występ w Forreście Gumpie (1994).
Bilans: 4 nominacje – 2 wygrane.
Anthony Hopkins (Dwóch papieży) – kolejny Brytyjczyk doceniony za rolę kościelnego hierarchy. Jako Benedykt XVI (a przez chwilę jeszcze kardynał Joseph Ratzinger) przypomina widzom o swoim wielkim talencie. Jest doskonały zarówno, gdy widzimy go jako ambitnego duchownego marzącego o kierowaniu Kościołem Katolickim jak i schorowanego papieża, który podejmuje trudną decyzję o rezygnacji z kierowania nim i pozostania biernym obserwatorem pontyfikatu Franciszka. Po ponad dwudziestu latach wraca do gry, stanowiąc silną konkurencję dla reszty i aż trudno uwierzyć, że ma na koncie tylko jedno zwycięstwo, które osiągnął grając demonicznego doktora Hannibala Lectera w Milczeniu Owiec z 1991 roku.
Bilans: 4 nominacje – 1 wygrana.
Al Pacino (Irlandczyk) – mój osobisty faworyt. Ten wielki aktor (często uważany za najlepszego w historii) stanowczo zbyt często marnował w ostatnich latach swój talent na grę w filmach sensacyjnych, które nie tylko nie były sukcesami kasowymi, ale również finansowymi. Gdy wydawało się, że postanowił grać bardzo dobre role głównie w produkcjach telewizyjnych (zdobywając za nie dwa Złote Globy) powrócił w nowym, bardziej energicznym wydaniu. Błyszczał nie tylko w filmie Netflixa, ale również w Pewnego razu… w Hollywood, gdzie mogliśmy znów oglądać pokaz jego umiejętności. Co istotniejsze Pacino musiał zmierzyć się nie tylko z legendą Jimmy’ego Hoffy, którego przecież fizycznie zupełnie nie przypominał, a który swego czasu był uznawany za jednego z najważniejszych ludzi w USA, ale również z rolą Jacka Nicholsona, grającego tego działacza związkowego w 1993 roku (Hoffa) i jest trzykrotnym laureatem Oscara. Nie mam wątpliwości, że skomplikowany, wzbudzający w widzach poczucie sympatii, a jednocześnie zaskakujący nagłymi atakami gniewu Hoffa w wykonaniu Pacino jest jego najlepszym występem od lat. Byłby to dopiero jego drugi Oscar – poprzedniego otrzymał w 1993 roku za kreację w Zapachu kobiety.
Bilans: 9 nominacji – 1 wygrana.
Joe Pesci (Irlandczyk) – wrócił z aktorskiej emerytury na życzenie Martina Scorsese przyjmując rolę Russella Bufalino, mafijnego bossa, będącego mentorem tytułowego bohatera. Nie sposób dopatrzeć się jakiegokolwiek fałszu w jego grze, mimo że ostatni film w którym wziął udział miał premierę w 2010 roku. Jako Bufalino emanuje spokojem i elegancją, a jednocześnie sprawia, że widz bez problemu może uwierzyć w to jak wielką władzą dysponuje w zakresie decydowania o ludzkim życiu. Wypada przekonująco jako przestępca, który u schyłku życia postanawia uwierzyć, że po śmierci jest coś więcej niż tylko pustka i nawraca się na wiarę w Boga. Trzykrotnie nominowany za role u tego samego reżysera otrzymał Oscara za Chłopców z Ferajny (1991).
Bilans: 3 nominacje – 1 wygrana.
Brad Pitt (Pewnego razu… w Hollywood) – najmłodszy z grona rywali i jedyny bez statuetki na koncie. Służy mu reżyserska ręka Quentina Tarantino i (jak sam przyznał) współpraca z Leonardem DiCaprio. Obydwaj pomogli mu stać się aktorem, który powinien być oceniany przez pryzmat niewątpliwego talentu, a nie tylko wyglądu. Jako były kaskader, Cliff Booth, był wyśmienity i trochę żal, że przyszło mu rywalizować z genialnymi kolegami po fachu. Plus tej sytuacji jest jednak taki, że jeśli ich pokona, to nikt nie powie, że nie było z kim przegrać – zwycięstwo będzie smakowało wyjątkowo. Amerykanin pokazał w filmie Tarantino swoją aktorską dojrzałość i udowodnił, że to co najlepsze może być dopiero przed nim.
Bilans: 4 nominacje.
Ciekawostka statystyczna: Walter Brennan jest jedynym aktorem, który zdobył trzy Oscary za role drugoplanowe. Tyle samo nominacji w tej kategorii otrzymało sześć osób.