Było sobie Sorge, był sobie smutek – recenzja

,,Sorge” Aleksandry Zielińskiej jest opowieścią o uwikłaniu w żałobę, z której nie ma innego wyjścia niż przez przysłowiową ,,ciemną dolinę”. To niezwykle poetycki i szczegółowy opis bólu, który trawi człowieka od wewnątrz, a którego nie da się wyrwać, wyrzucić albo wymazać z pamięci. Trzeba z nim i w nim być do momentu, aż do serca dołączy rozum podpowiadając, że wszystko, co się stało, nie jest ze sobą powiązane nicią złowieszczego fatum. Zapraszam na recenzję książki, która była jedną z najtrudniejszych w odbiorze, jakie przeczytałam w 2019 roku. Najtrudniejszą, ale i niezwykle fascynującą…
Nie tak całkiem dawno temu i wcale nie za siedmioma górami, tylko na autostradzie, tuż za ostrym zakrętem, w busa pełnego dzieci wjechał sobie tir i nie patrząc na to, że ktoś tam sobie na te dzieci czekał, zamienił je wszystkie w jednej chwili w bezkształtna masę ciał, serc, pękniętych czaszek i poprzebijanych płuc…
Mocne? Ma być mocne. Powieści Aleksandry Zielińskiej nie da się przeczytać w jeden wieczór. Myślę, że nawet nie warto tego robić. Przez przypadek, zupełnie niechcący można nie przeżyć tej historii tak głęboko, jak jesteśmy jej to winni. Podobno ,,Sorge” jest inspirowana wydarzeniami, które dotyczą miejsca pochodzenia autorki. Trudno mi uwierzyć w to ,,podobno”. Czytając to przenikliwie studium ludzkiego cierpienia, jakie zafundowała mi Zielińska, pytałam samą siebie, czy możliwe jest tak dokładne opisanie bólu i straty, jeśli się go nie doświadczyło? Pytanie pozostawiam (na razie ) bez odpowiedzi. Aleksandra Zielińska dołożyła wszelkich starań, zarówno w warstwie metaforycznej, jak i przedstawieniowej, by jej czytelnicy mieli wrażenie przeżywania wszystkich emocji z samego wnętrza wspomnianej przeze mnie ,,ciemnej doliny”, czyli kulminacji żałoby, bólu, strachu i cierpienia. W miasteczku Sorge, jak pewnie w tysiącu innych miasteczek o podobnej historii, nie sprawdza się zasada, że ,,co cię nie zabije, to cię wzmocni” a cierpienie w ogóle nie uszlachetnia. Czy jest zatem jakakolwiek nadzieja na życie po śmierci? Wydaje się, że autorka w swojej powieści szuka odpowiedzi na to właśnie pytanie.
W warstwie fabularnej dostajemy historię trzech kobiet, które muszą odnaleźć się w rzeczywistości po ,,trzasku”, czyli wypadku, w którym zginęło dwanaścioro dzieci z miasteczka. Główne bohaterki w symboliczny sposób reprezentują cała kobiecą społeczność mikro-świata, jakim jest Sorge. Jedna nosi na sobie brzemię przeżycia, druga – utratę ukochanego dziecka i powolne rozsypywanie się świata wkoło, a trzecia z nich Adela, łączy w sobie wszystkie te traumy – doświadczenie straty (sama zaczyna tracić pamięć), samotności, opuszczenia i winy za czyjąś śmierć.
Można przyjąć, że wszystko, czego dowiadujemy się o wypadku i miasteczku Sorge, przefiltrowane jest przez umęczone traumą umysły: tej pierwszej- Dziewczyny, która przeżyła wypadek, bo akurat tuż przed tym, gdy tir rozgniatał na miazgę jej uczniów, wysiadła by zwymiotować do pobliskiego rowu; tej drugiej, Tuli – kiedyś zapracowanej bizneswoman, która chyba wolałaby sama zginąć w busie, byleby jej córka przeżyła wypadek; i wreszcie, tej trzeciej – Adeli, która współcierpi z wnuczką (Dziewczyną), zmierza się z trauma Tuli oraz sama zmaga się z przeszłością i tym, że jej przyszłość ze względu na chorobę jest niepewna i krucha. To Adela w symboliczny sposób spaja i łączy różne pokolenia kobiet mieszkających w Sorge. To ona przeżywa wszystkie emocje, jakie możemy wyobrazić sobie w obliczu pogrzebu dwanaściorga małych dzieci. Adela nie jest, inaczej niż Dziewczyna i Tula zamknięta w bólu, smutku albo własnym poczuciu nierzeczywistości świata, który mimo trzasku wciąż trwa. Ta właśnie postać dźwiga wszystkie emocje/ doświadczenia i przeżycia, z którymi inne kobiety z Sorge radzą sobie w sposób niezwykle destrukcyjny. To jej historia sprawia, że możemy odetchnąć, nabrać dystansu do opowiadanej historii, zuniwersalizować ją oddalając się nieco od lepkiego wnętrza ludzkiego cierpienia.
Duszny świat, w którym żyją bohaterki powieści Aleksandry Zielińskiej jest zniekształcony przez smutek, dążenie do autodestrukcji, poczucie winy i poszukiwanie kary. Śmierć jawi się nam jako wybawienie od cierpienia, które funduje życie. Ale ,,Sorge” to nie studium smutku. To pokazanie procesu wychodzenia z traumy i powrotu do życia, co jest niezwykle (literacko) ciekawe. Możemy obserwować, w jaki sposób zmienia się pryzmat patrzenia na świat wszystkich tych, których w jakimś stopniu dotknął trzask. Widzimy, jak ewoluują bohaterki, ich emocje, poczucie winy, ciężar samotności i doświadczenie straty. Ta dynamika sprawia, że lektura książki jest, co tu kryć, wymagająca – właściwie nie mamy chwili by nabrać oddechu i uspokoić emocje. Niekiedy wydaje się, że napięcie jest nie do zniesienia. W takich momentach Zielińska pozwala swoim czytelnikom wrócić do opowieści dotyczącej Adeli.
Aleksandra Zielińska zaskakuje językiem i formą. Krótkie, urywane zdania i akcja, która zagęszcza atmosferę, sprawiają, że czytelnik ma wrażenie bycia w samym sercu tragedii miasteczka. To chyba pierwsza tak mocna i tak sugestywnie napisana powieść o przeżywaniu żałoby (także jako doświadczenia określonej społeczności), którą miałam okazję czytać. Nie mamy tutaj uszlachetniania cierpienia, nie mamy klasycznego obrazu wyciszania się emocji – wręcz przeciwnie! Cała żałoba a także próba radzenia sobie z trzaskiem, pokazana jest jako proces niezwykle emocjonalny i dynamiczny. W tej książce wszystko kipi, buzuje, domaga się przeżycia. To trochę tak, jakby autorka, sięgając po literackie wzorce, prowadziła nas przez wybrane (te najbardziej intensywne) etapy przeżywania śmierci dziecka. Nie ma u niej sinusoidy uczuć, jaką znamy chociażby z Trenów Jana Kochanowskiego. Nie ma pokornego godzenia się z losem, wyciszania smutku i żalu. Taki obraz zapewne pojawiłby się w ,,Sorge”, gdyby książka miała jeszcze kilkadziesiąt stron. Autorka skupiła się raczej na obrazie kulminacji bólu. I dopiero pod koniec dzieła następuje nieznaczne pęknięcie w tej misternej konstrukcji. Zwrot narracji i skupienie się na kwestii wybaczenia domyka niejako tę literacka opowieść. Pokazuje, że nieważne jak głębokie są rany, uzdrowienie naprawdę może nastąpić.
Polecam ,,Sorge” wszystkim, którzy szukają powieści, gdzie treść mocno wsparta jest przez formę; którzy lubią nieszablonowe rozwiązania formalne, i chcą być poruszeni przeczytaną historią. Język i styl autorki dopełniają tę opowieść. Tylko trzeba ja sobie dawkować. Wtedy historia Sorge nie będzie jedynie wstrząsającym zapisem radzenia sobie ze stratą. Będziemy mogli dostrzec jej wielowymiarowość i poszukać w niej pokrzepienia. Bo ono naprawdę tam jest!
Agnieszka Winiarska
___________