„Diabły” reż. Agnieszka Błońska – co dziś jest złem?
fot. Magda Hueckel
Po premierze Matki Joanny od aniołów w Nowym Teatrze wielu na pewno zastanawiało się, jak wypadną pozostałe sztuki w innych warszawskich teatrach oparte na opowiadaniu Iwaszkiewicza. Diabły w Teatrze Powszechnym są zupełnie inne. Delikatnie, i to tylko na samym początku, jest w nich dotknięty oryginalny tekst.
Na scenę wchodzi aktor i przemawia z ambony, parodiując przy tym księży. Monolog, który wypowiada, dotyczy kobiet i ich niższości. Przytacza cytat św. Tomasza z Akwinu: Kobiety są błędem natury… z tym ich nadmiarem wilgoci i ich temperaturą ciała świadczącą o cielesnym i duchowym upośledzeniu… są rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny… Pełnym urzeczywistnieniem rodzaju ludzkiego jest mężczyzna. Postać księdza sarkastycznie podchodzi do tematu. Wytyka niestety wciąż aktualne poniżanie kobiet oraz umniejszanie ich wartości. Cały spektakl jest więc bardzo feministyczny. Wyśmiewa to, jak Kościół podchodzi do kobiet i pokazuje, że każde jej zachowanie było lub może być przyczyną złych duchów. Uprzedmiotowione kobiety są naprawiane jak przedmioty. Jest jedna scena, która obrazuje to w ciekawy sposób. Na scenę zostaje opuszczona scenografia, która przypomina kształtem Matkę Boską i jednocześnie pochwę. Aktorki przedstawiają, jak wygląda opętanie i co zły duch robi z ciałem. Jest to bardzo seksualne. Po kilku chwilach bohaterki przestają udawać opętanie, twierdząc, że jest to głupie. Ta scena symbolizuje myślenie o kobiecie jako o nieczystej istocie, która na pewno jest opętana przez swoje seksualne żądze.
Aktorzy grający w spektaklu są ubrani neutralnie. Spektakl ma formę otwartą, nikt nie udaje, że publiczności nie ma, tylko prowadzony jest z nią dialog. Aktorzy zadają pytania. Mówią o zaniku męskości w dzisiejszych czasach przez feministki. Agnieszka Błońska uświadamia, że kobiety nadal muszą walczyć o swoją pozycję. Jak wiadomo, płeć żeńska często jest poniżana przez mężczyzn; tu ta rola się odwraca i to kobiety stawiają panów w świetle reflektorów i mówią o ich cechach zewnętrznych, zawstydzają ich.
To przedstawia nam problem, którym zajmują się feministki, czyli ciągłe naśmiewanie się z kobiet. Wiara narzuca kobietom poczucie winy; czujemy się winne, że jesteśmy kobietami. Jedna kobieta podczas spektaklu rozbiera się, zarzuca na siebie stułę, podchodzi do mężczyzn na widowni – dochodzi do konfrontacji. W pewnym momencie prawie wszystkie kobiety rozbierają się do naga. To pokazuje, że nie wstydzą się siebie.
Jest jedna scena, w której aktorka uczy budowy kobiecego narządu płciowego. Opowiada o orgazmie. Przypomina to lekcję biologii czy wychowania do życia w rodzinie, która została zabrana z dzisiejszych szkół. Widownię to nieco krępuje. Widzowie zostają postawieni przed nagimi kobietami, które mówią bez tabu.
Czy faktycznie tak jest, że kobieta nadal nie może być w pełni człowiekiem? Czy rewolucja trwa, bo czujemy się bezbronne? Nikt tu nikogo nie oskarża, twórcy sztuki chcą raczej pokazać problem, że kobieta wstydzi się swojej kobiecości. Dziewczynka wstydzi się, że dojrzewa, a dorosła kobieta, że może odczuwać przyjemność fizyczną. W ostatniej scenie spektaklu pokazana jest nawet strona internetowa, gdzie można nauczyć się robić kobiecie przyjemność.
Diabły nie przypominają w niczym tekstu Iwaszkiewicza. Tekst był tylko pretekstem do pokazania tego, co przeżywają kobiety. Czy faktycznie jest tak źle? Płeć żeńska walczy o pozycję w społeczeństwie, kobiety nadal chcą coś znaczyć, mimo przyklejonej łatki zbyt roztargnionych czy bardzo emocjonalnych istot chcą udowodnić, że człowiek to człowiek, a diabły to wszystkie myśli, które ograniczają naszą wolność.