„Jak nakarmić dyktatora?” – recenzja książki

Jak żyje się ze świadomością, że gotowało się dla zbrodniarza? Co jedli najwięksi tyrani tego świata? Czy posiłki wpływały na ich politykę? Co zjedli, gdy wydawali decyzję o śmierci drugiego człowieka?
Dzisiaj razem z Witoldem Szabłowskim zwiedzimy kulinarnie prawie cały świat – odwiedzimy 4 kontynenty, 6 państw i 5 dyktatorów. Naszymi przewodnikami będą ludzie, którzy znali tyranów od kuchni, a mianowicie ich kucharze, którzy przez lata obserwowali ich i ich rodziny. Wszyscy gotowi? Zapraszamy na pokład!
Witold Szabłowski na początku reportażu przyznaje, że sam przez pewien czas pracował w restauracji w Kopenhadze. Opisywana tematyka nie kryje więc przed nim żadnych tajemnic – wie jakie pytania zadać swoim rozmówcom i zna trudy tego zawodu. Dobrze jednak, że zdecydował się poświęcić swój talent dziennikarski na rzecz kariery w najlepszych restauracjach świata.
Niełatwo było znaleźć kucharzy największych dyktatorów. Część z nich żyje w ukryciu, nie chce podawać swojego nazwiska. Nic dziwnego – po obaleniu krwawych rządów mogłoby im grozić niebezpieczeństwo. Tu pojawia się pytanie, które nasuwało mi się przez całą lekturę książki – czy można usprawiedliwić ich pracę? Z jednej strony nie zrobili nic złego nikomu, z drugiej zaś od razu przychodzi myśl, że służyli tyranom rządzącym w swoich państwach niepodzielnie przez wiele lat, często niesamowicie krwawo – z ich ręki śmierć poniosło czasami miliony ludzi.
Książka łączy w sobie kilka tematów. To nie tylko opowieść o gotowaniu, ale również o historii współczesnej, antropologii, socjologii, a nawet psychologii. Do każdego z opisywanych dyktatorów Szabłowski dodał rys historyczny, opisał czasy rządów w danym kraju i sposób przejęcia władzy. Dodatkowo dowiadujemy się o tradycjach danego regionu, a przede wszystkim kuchni – każdy z polityków był przecież przywiązany do potraw narodowych, które przygotowywała jego matka w dzieciństwie. Najciekawsze jest chyba właśnie to, ze możemy poznać ludzi, znanych nam tylko z podręczników od historii, w życiu prywatnym i w sytuacjach, które nie wyszłyby na światło dzienne, gdyby oni – kucharze. Większość z nich nie przerażała, wręcz przeciwnie, byli życzliwi i dobrzy dla swoich pracowników – zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałem.
Jak nakarmić dyktatora ma wszystko, co powinien mieć dobry reportaż – świetny styl i język, niebanalne podejście do tematu. Czego chcieć więcej? Jedynie drugiej części, bo zostało jeszcze kilku dyktatorów do omówienia.