Zwyczajni ludzie – recenzja filmu „Historia małżeńska”

Noah Baumbach jest na fali wznoszącej – jego najnowszy film otrzymuje prestiżowe wyróżnienia i nominacje do najważniejszych nagród w przemyśle filmowym będąc jednym z faworytów w wyścigu po przyszłoroczne Oscary. Zaczynając od kina niszowego i budując swoją reputację jako współscenarzysta filmów Wesa Andersona, dziś staje się jednym z najważniejszych twórców amerykańskiego kina. Co ciekawe na główną rywalkę w tej kategorii wyrasta Greta Gerwig – przyjaciółka i współscenarzystka oraz odtwórczyni głównej roli w filmie Frances Ha (2012) – jednego z najlepszych w karierze Nowojorczyka. Sam Baumbach coraz częściej porównywany jest do innego filmowca z tego miasta, którego kino na stałe zostało wpisane zarówno w historię NY jak i amerykańskiej kultury. Jest nim kolejny przedstawiciel żydowskiej diaspory – Allan Stewart Konigsberg, czyli oczywiście Woody Allen. W produkcjach sygnowanych ich nazwiskami pojawiają się cechy wspólne – pokazanie życia mniejszości żydowskiej, dysfunkcjonalne rodziny, trudne związki małżeńskie czy też zwrócenie uwagi na życiowe zagubienie swoich postaci. To wszystko podlane zostaje sosem dramatu i komedii.
Tym razem Amerykanin wspiął się na wyżyny i po dobrym filmie obyczajowym, jakim były Opowieści o rodzinie Meyerowitz (utwory wybrane) z 2017 roku, dał nam najlepszy film w swej reżyserskiej karierze. Historia małżeńska to kino przejmujące, dotykające niezwykle delikatnych spraw, jakimi są rozpad małżeństwa i przeprowadzenie procesu rozwodowego. Główni bohaterowie to Nicole i Charlie – już w pierwszych scenach filmu dowiadujemy się jakie są ich dobre i złe cechy – te, za które współmałżonkowie się kochają oraz także te, których nie znoszą u partnera. Wraz z erozją małżeństwa następuje kres zawodowej współpracy – Charlie jest reżyserem teatralnym u progu wielkiego sukcesu, a Nicole jego muzą i główną aktorką w spektaklu, która wybiera powrót do rodzinnego Los Angeles i pracę na planie serialu. Obserwujemy powolne ochłodzenie we wzajemnych relacjach, przeradzające się coraz mocniej w wybuchy żalu, pretensji i ledwo kontrolowanej agresji. Widzimy Nicole płaczącą w samotności i Charliego, który na pozór zdystansowany do całej sytuacji ulega rozwodowej gorączce i zdezorientowany wyznaje, że każdego dnia marzy o śmierci Nicole, która pozwoli mu rozpocząć życie na nowo. Obydwoje mają to małżeństwo na sumieniu poprzez zaniedbania i brak szczerości, lecz sympatia widza przeskakuje z jednego małżonka na drugiego, gdyż poznając historię małżeństwa poznajemy również te cechy i wybory bohaterów, które potępiamy, a których sami się tak naprawdę boimy w naszym życiu. Scenariusz Baumbacha to ogromny atut produkcji – sceny dramatyczne są równoważone przez komediowe akcenty (prym wiedzie tu relacja Charliego z jego teściową). Warte zapamiętania jest również zakończenie, które pozostawia bohaterom otwartą furtkę, a widzom nadzieję.
Historia małżeńska to film, który niosą na swoich barkach aktorzy – reżyser wyciąga z nich to, co najlepsze i nie może dziwić fakt, że zarówno Adam Driver jak i Scarlett Johansson zbierają zasłużone pochwały. Driver jest świetny w roli Charliego, ale czy to zaskakujące u człowieka o którym sam Martin Scorsese powiedział, że jest „jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym aktorem swojego pokolenia”? Gdy reżyser Irlandczyka (2019) mówi tak o kimś to należy mu wierzyć (panowie współpracowali razem przy wstrząsającym, lecz mimo wszystko, nie do końca spełnionym Milczeniu z 2016 roku). Prawdziwą ozdobą filmu jest jednak Scarlett Johansson, do tej pory niesłusznie kojarzona głównie z rolami urodziwych dam kina akcji (Lucy, Czarna Wdowa), tworzy najlepszą kreację od czasu Między słowami (2003) Sofii Coppoli. Osobiście uważam ją za faworytkę do zdobycia Złotego Globu i Oscara – każde inne rozstrzygnięcie uznam za rozczarowanie. Na drugim planie partnerują tej dwójce: nestor Hollywood Alan Alda, który znakomicie wypada jako doświadczony życiowo adwokat oraz Ray Liotta (powinien wrócić w końcu do głównego nurtu kina) i Laura Dern, którzy wcielają się w mecenasów, chcących zarobić na rozwodzie bohaterów i utrudniających tym samym ich porozumienie się. Lekkim minusem może być fakt, że Laura Dern coraz częściej gra różne wariacje roli Renaty Klein z Wielkich kłamstewek (2017).
Najnowsza produkcja Netflixa to kino subtelne, smutne, wzruszające i prawdziwe, które pełni tę funkcję, która jest dla sztuki podstawowa: wzbudza w nas emocje i zmusza do zastanowienia się nad własnymi uczynkami, wartością naszych relacji miłosnych i dokonywanych wyborów. Tym filmem Noah Baumbach pyta widzów niczym katolicki ksiądz w konfesjonale: czy możesz z czystym sumieniem powiedzieć, że kochasz kogoś bardziej niż samego siebie? Czy jesteś w stanie służyć temu, kogo kochasz, zamiast stawiać na pierwszym miejscu siebie? Historia małżeńska to nie tylko pytanie: co poszło źle? To przede wszystkim przestroga i zachęta do pracy nad naszymi związkami.
Ocena: 8/10