Tylko najsilniejsi przeżyją – recenzja spektaklu „Kowboje” w reż. Anny Smolar

Kowboje w reżyserii Anny Smolar to western, którego głównymi bohaterami są nauczyciele. Szkoła przeniesiona w świat Dzikiego Zachodu staje się miejscem groteskowo przedstawionej walki o przetrwanie. Podejmują ją zarówno członkowie grona pedagogicznego, jak i uczniowie. Przedstawienie stanowi również krytykę instytucji szkoły i opowiada o bezradności nauczycieli wobec nieskutecznego systemu edukacji. Spektakl z jednej strony jest dobrą rozrywką, z drugiej natomiast ukazując ważne i aktualne problemy może rozpocząć szerszą dyskusję na temat polskiego szkolnictwa.
Przestrzeń akcji to pokój nauczycielski, a w nim tylko stół i kilka krzeseł. Do stylistyki westernu nawiązują charakterystyczne wahadłowe drzwi, mały kaktus stojący w kącie i umieszczony w głębi sceny ogromny, indiański namiot. W tym pomieszczeniu poznajemy różne typy nauczycieli: nieśmiałego, zamkniętego w sobie geografa (Daniel Dobosz), surową matematyczkę (Jolanta Rychłowska), dyktatorskiego wuefistę-dyrektora (Maciej Grubich) czy ambitną, antysystemową Nową (Edyta Ostojak). Każdy z nich w oczekiwaniu na kuratorską wizytację spędza kolejny dzień pracy w poczuciu bezradności. Nuda Dzikiego Zachodu daje o sobie znać, gdy grono pedagogiczne bezczynnie przesiaduje w Saloonie, próbując odpocząć od zgiełku szkolnych przerw.
W zamyśle twórców nauczyciel zostaje przyrównany do kowboja, ponieważ z jednej strony jest on pasterzem bydła, czyli nieposkromionych uczniów, z drugiej natomiast jako autorytet musi nieustannie zmagać się z siłami zła. Ta pierwsza właściwość ujawnia się podczas scen z wykraczającą poza schemat uczennicą (Justyna Janowska). Związana liną, symbolizującą pętające ją szkolne reguły, wymaga oswojenia zupełnie jak młody koń. Dokonać tego próbuje, m.in. matematyczka, mierząc do niesfornego dziecka z pistoletu.
Siły zła to panujące w pokoju nauczycielskim zasady i relacje między jego członkami. Ich ofiarą pada Nowa, która zajmując krzesło koleżanki, zaburza obowiązującą hierarchię. Poddany negatywnej energii jest również geograf, pragnący zostać nieokiełznanym mustangiem – przywódcą szkolnej prerii. Natychmiast ujarzmia go dyrektor, tłumiąc jakiekolwiek oznaki buntu i chęci zmian panującego porządku.
Reżim jest narzucony odgórnie. Świadczy o tym słuszny strach przed przybywającą do szkoły kuratorką. Pochodząca z innej rzeczywistości, trupioblada, ubrana w wojskowy mundur postać (Sonia Roszczuk) podpala szkołę zarówno w wymiarze rzeczywistym (najpierw rozlewając benzynę z kanistrów), jak i metaforycznym. Wręcza bowiem swój indiański pióropusz – symbol władzy – opornej uczennicy, podważając tym samym nauczycielski autorytet. Scenę tę traktować możemy także jako emancypacyjny gest, wyzwalający spętanego rygorem wychowanka. Szkoła okazuje się więc miejscem nie tylko zetknięcia z przemocą i szeregiem absurdalnych zakazów, ale również spotkania z kimś, kto wyciąga do uczniów pomocną dłoń. Czy gest ten jednak ma dobre intencje?
W przedstawieniu w interesujący sposób funkcjonuje relacja z widownią. W niektórych scenach publiczność przekształca się w szkolną klasę, przed którą występują nauczyciele. Głos z offu sugeruje, że to właśnie my, widzowie, wyśmiewamy wygląd i zachowanie pedagogów. Wspomniany zabieg uważam za udany, bo przywołuje wspomnienia z czasów szkolnych, uświadamiając tym samym, jak bardzo przestarzały jest system polskiej edukacji.
Spektakl, choć ośmiesza personę nauczyciela, ukazując go jako człowieka niezdarnego, sfrustrowanego i bezwartościowego (co jest minusem Kowbojów), nie zrzuca jednak na niego odpowiedzialności za stan oświaty. Proponuje natomiast próbę zrozumienia pedagogów, którzy zmagają się z presją, przemocą czy rywalizacją. Winny jest bowiem system, a nie jednostka stojąca najniżej w niesprawiedliwie ustanowionej hierarchii. Kowboje podejmują różne problemy, ale nie podają żadnych sposobów na ich rozwiązanie. Mimo to uważam, że spektakl jest sprawczy. Wywołuje silne refleksje, które mogą stać się impulsem do wszczęcia szerszej dyskusji. Dużym jego atutem jest ponadto warstwa tekstowa, opracowana przez Michała Buszewicza. Rozbudowane monologi trzymają w napięciu oraz wywołują śmiech. Należy również pochwalić aktorów za to, że udało im się stworzyć karykaturalne postaci nie przekraczając przy tym granicy dobrego smaku. Po wizycie w nauczycielskim Saloonie pochodzącym wprost z Dzikiego Zachodu dochodzę do wniosku, że tylko najsilniejsi przeżyją.