Kolorowa baśń na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie

Czy księżniczka Turandot jest pierwszą feministką? Ze względu na to, że walczy o swoją niezależność można by uznać, że tak. Jednak nie występuje przeciwko mężczyznom, pod warunkiem, że nie nastają na jej wolność. Nie chce być żoną podległą mężowi. Za wszelką cenę chce tego uniknąć. Jej okrucieństwo nie wynika z żądzy krwi. Chce raczej odstraszyć kolejnych śmiałków, którzy zdecydują się walczyć o jej rękę. Uznała, że jedynie tak drastyczne postępowanie może ją uratować. Wiele kobiet stanie po jej stronie. Czy kobieta koniecznie musi mieć męża, żeby czuć swoją wartość? Czy nie może być wolna i dokonywać wyborów, tak jak robią to mężczyźni? Sporo kobiet polubi księżniczkę Turandot za jej inteligencję i zamiłowanie do wolności. Kolejni śmiałkowie zakochują się w niej, ale ona nie chce być jedynie pięknym dodatkiem. Najwidoczniej nie chciałaby też, by to uroda decydowała o jej pozycji w świecie. Myślę, że ten problem jest aktualny nadal. Walka kobiet o uznanie ich wartości trwa od wieków i nie dajcie zwieść się pozorom – nadal mają o co walczyć.
To tyle z kobiecego punktu widzenia. Sztukę Księżniczka Turandot, wystawianą od września bieżącego roku w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, warto zobaczyć z wielu innych względów. Przede wszystkim jest to niezwykle piękne, kolorowe, radosne widowisko, prawdziwa uczta teatralna ciesząca oczy i serce. W dodatku jest ona naprawdę zabawna. Główny wątek sztuki Carlo Gozziego oparty jest na starożytnej baśni, jednak spektakl łączy elementy baśniowe ze współczesnymi, historię okrutnej księżniczki z elementami komedii dell’arte i dzięki temu może przypaść do gustu bardzo szerokiej publiczności. Jest w tym przedstawieniu niezwykła energia, która udziela się widzom. I to jest jej główna siła i chyba właściwie jedyne zadanie, w tym wypadku spełnione znakomicie. W dodatku artyści od pierwszych minut wciągają do zabawy widownię, która chętnie się temu poddaje, bo nie jest to wcale nachalne.
Na scenie Teatru Dramatycznego możemy zobaczyć wielu bardzo utalentowanych aktorów. W dodatku w kolejnych spektaklach mają możliwość rozwijać swój talent i sprawdzać się w zupełnie odmiennym od dotychczasowego repertuarze, tym bardziej, że jest on tak bogaty pod względem gatunków i poruszanych tematów. W Księżniczce Turandot aktorzy osiągają wyżyny swojego talentu. Zdają się świetnie bawić, „żonglować” tekstem, a przy tym doskonale odgrywają swoje role. Agata Góral po raz pierwszy pokazuje nam się na scenie w głównej roli. Jej bardzo oryginalna uroda dodaje granej przez nią bohaterce autentyczności. Jej księżniczka Turandot jest jednocześnie inteligentna i wie, czego chce, ale i nieco zagubiona i dziecinna w ramionach swojego ojca – jakby mimo wszystko nadal była małą dziewczynką. Jej „kaprys” dotyczący poddania próbie każdego kandydata na męża wygląda raczej na zachciankę małej, rozpieszczonej dziewczynki. I jak dziecko popada chwilami w zwątpienie. Z jednej strony stanowczo odmawia posłuszeństwa i broni się przed „zniewoleniem”, z drugiej – nie jest do końca pewna, czy nie powinna ustąpić, kiedy ktoś jednak poruszy jej serce. To bardzo kobiece, mimo wszystko. Jak więc jest z tym feminizmem?
Pozostali aktorzy, zarówno ci na pierwszym, jak i na drugim planie, doskonale kreują swoich bohaterów. Ich charaktery i intencje są – jak to w baśniach – bardzo wyraźnie zaznaczone i nikt nie powinien mieć wątpliwości, kto stoi po czyjej stronie. Mogłoby się to zdawać łatwe do zagrania, a jednak potrzeba talentu, żeby niczego nie przerysować, nie przesadzić, tak żeby było zabawnie, lekko i naturalnie. A tak właśnie jest w Księżniczce Turandot w Teatrze Dramatycznym. W kolejności zupełnie przypadkowej wymienię kilku artystów, którzy według mnie wyróżniają się na scenie. Moją uwagę zawsze przyciąga Agata Wątróbska. Jej talent komediowy chwilami nie ma sobie równych. Jakby przychodziło jej to zupełnie bez wysiłku. Jej Schirina, która pojawia się na scenie tylko od czasu do czasu i z początku zdaje się nie odgrywać większej roli, jest bardzo charakterystyczna. Agata Wątróbska z dużym dystansem do samej siebie bawi nas do łez. Piękna i ognista Anna Szymańczyk jest wymarzoną Adelmą – waleczną i gotową przeciwstawić się swojej pani. Scena spotkania Adelmy z księciem Kalafem jest tak piękna, że aż zapiera dech. Warto pójść na spektakl po to tylko, żeby zobaczyć, jak pięknie można odegrać scenę miłosną. To jedna z najbardziej niesamowitych scen, jakie widziałam dotąd w teatrze.
Intermedia w wykonaniu Łukasza Wójcika, Kamila Siegmunda, Mateusza Webera i Roberta Majewskiego wielu przypadną do gustu. Urozmaicają sztukę i nawiązują do ducha teatru wolnego od poprawności politycznej, za to głośno wyrażającego swoje opinie na aktualne tematy. Oczywiście nie każdy musi podzielać wyrażane przez nich poglądy, jednak to na pewno nie psuje całości. Co może się w tym nie podobać? Na przykład to, że z dalekiej krainy kolorowej baśni ściągają nas dosyć brutalnie na ziemię i przypominają o problemach dotyczących nas tu i teraz. Poza tym bez względu na nasze zapatrywania w tej kwestii panowie są doskonali w swoich rolach. Ich dialogi, nieporadność charakterystyczna dla cyrkowych klaunów, za którą kryją bardzo konkretne zamierzenia i spryt, sprawiają, że warto zwrócić uwagę na te „przerywniki” w sztuce z ich udziałem. Łukasza Wójcika możemy rozpoznać głównie po jego wybitnym wzroście. W Teatrze Dramatycznym możemy go oglądać w podobnej konwencji w sztuce Sługa dwóch panów. Tutaj jako Pantalone jest jeszcze zabawniejszy. Kamil Siegmund ze zmienioną posturą i twarzą w ogóle nie przypomina siebie i to jest wielką zaletą tej kreacji. W tego typu komediowej roli dotąd go nie widzieliśmy. Zdaje się, że mając na sobie przebranie – z początku w ogóle trudno zidentyfikować, co to za aktor ukrywa się pod maską Brighelli – jest nieco śmielszy na scenie. Roberta Majewskiego znamy z wielu ról komediowych, ja szczególnie cenię go za rolę filozofującego Benjamina w Fataliście i mam wielką słabość do jego dyżurnego ruchu Całuska z Pociągów pod specjalnym nadzorem. Jest świetny, gorzko-zabawny w Pijanych Iwana Wyrypajewa. Tutaj po raz kolejny mamy możliwość odkryć jego wielki talent, kiedy występuje w roli niejako konferansjera, kogoś, kto nas prowadzi przez cały czas trwania spektaklu, próbując wciągnąć w dyskusję na tematy życiowe, teatralne i polityczne i troszkę rozlicza nas z naszych grzeszków. Jest przy tym zupełnie swobodny i naturalny. Kiedy wygłasza swoje monologi, zdarza nam się na chwilę zapomnieć, na jaką sztukę przyszliśmy, skupiając się tylko i wyłącznie na tym, co do nas mówi i z przyjemnością dajemy mu się uwieść.
Szczególna jest kreacja Mateusza Webera. W Księżniczce Turandot w roli Truffaldino pokazuje nam swoje zupełnie nowe oblicze. Jest tak niesamowity, że aż zupełnie nie do poznania – przy czym nie tylko o charakteryzację tutaj chodzi, troszkę przywodzącą na myśl kinowego Jokera, ale też o zupełnie inną osobę, z którą mamy do czynienia. To według mnie świadectwo wielkiego talentu, o którym w przypadku Mateusza Webera byłam przekonana od dawna – a teraz dostajemy tego najlepszy dowód. Transformacja Mateusza robi naprawdę wielkie wrażenie – chociaż to jego wcielenie jest odpowiednio przerażające, zgodnie ze scenariuszem. Sceny zakładania podsłuchu czy tortur powinny przejść do historii i byłoby cudownie, gdyby ktoś zechciał je sfilmować dla potomnych. Talent Mateusza Webera zdaje się opierać na połączeniu niezwykłej wrażliwości z subtelnym talentem komediowym. W Księżniczce Turandot talent komediowy wybija się na pierwszy plan, potwierdzając wszechstronność tego aktora.
Wyróżniłam kilku artystów, ale oczywiście na sukces spektaklu składa się doskonała gra każdego, kto pojawia się na scenie, bez wyjątku. Księżniczka Turandot to doskonale zagrana, pięknie i zabawnie przedstawiona historia łącząca w sobie elementy komedii i bajki w najlepszym wydaniu.
Na zupełnie oddzielne i wielkie brawa zasługuje oprawa spektaklu. Zachwycająca scenografia i świetna oprawa muzyczna dopełniają całość. Piękne, dopracowane kostiumy, choreografia – wszystko to jest na najwyższym poziomie i przygotowane z dbałością o każdy najdrobniejszy szczegół. Teatr Dramatyczny po raz kolejny nie zawodzi. Naprawdę warto wybrać się na tę sztukę i spędzić niezapomniany, pełen wrażeń wieczór w teatrze. To jedna z tych nielicznych sztuk, które chętnie ogląda się wielokrotnie, bo za każdym razem można w niej odkryć coś zupełnie innego. Pozostawia w nas bardzo pozytywne emocje. Jak każda dobrze opowiedziana historia – mimo, że jest nieprawdziwa. A może właśnie przede wszystkim dlatego.
„Księżniczka Turandot” Teatr Dramatyczny w Warszawie
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony Teatru Dramatycznego.