Świat, który przeminął – „Stramer” Mikołaja Łozińskiego

Aż sześć lat musieliśmy czekać na nową książkę Mikołaja Łozińskiego. Laureat Paszportu „Polityki” powraca w wielkim stylu ze swoją najnowszą powieścią o przedwojennym Tarnowie i mieszkającej w nim żydowskiej rodzinie tytułowych Stramerów (Wydawnictwo Literackie).

Fot. Weronika Ławniczak
W przedwojennym Tarnowie mieszka rodzina Stramerów. Nathan – ojciec i mąż – tęskni za wyidealizowanymi w snach Stanami Zjednoczonymi, gdzie mieszka jego brat Ben. Rywka – jego żona – marzy o wycieczce nad morze, jednak przy sześciorgu dzieci jest to trudne do zorganizowania. Ale to właśnie ich pociechy nadają bieg całej historii – angażują się politycznie, zakładają swoje rodziny, zakochują się, nie zapominając o swoich rodzicach, braciach i siostrach. Zawsze mogą liczyć na wzajemną pomoc. Nie chcę zdradzać szczegółów fabuły, żeby nie zniechęcić czytelników do lektury książki. Mogę jeszcze tylko dodać, że jest ona bardzo klasyczna, nawiązuje do tradycji największych polskich powieści realistycznych z końca XIX i początków XX wieku.
Tło dla całej historii stanowi przedwojenny Tarnów – wielokulturowe miasto, w którym mieszkała liczna mniejszość żydowska. Trudno nawet nazywać ją mniejszością, ponieważ prawie połowa mieszkańców była Żydami. Łoziński przeszukał wiele archiwów, by jak najlepiej oddać realia epoki i zwyczajów tarnowian z pierwszej połowy XX wieku. Opisy zachwycają dokładnością, czuć w nich również nostalgię za tymi czasami i bliskość autora do tego miasta – część rodziny pisarza pochodzi właśnie stąd.
Całość powieści dopełnia historia Polski pierwszej połowy XX wieku. Powstają wtedy ruchy socjalistyczne i komunistyczne z jednej strony sceny politycznej i coraz bardziej rosnący w siłę nacjonalizm po drugiej. To wszystko składa się również na kolejny ważny temat książki, czyli poszukiwanie własnej tożsamości. Czy rodzina Stramerów może uważać się za Polaków? Używają przecież na co dzień polskiego, jednak ciągle uznawani są za obcych. Można uznać to za sprawę nieistotną, ponieważ są po prostu ludźmi. Tożsamość nie ma znaczenia, gdy społeczeństwu wiedzie się dobrze. Sytuacja zmienia się w czasach kryzysów. Nie da się przez to ukryć rosnącej niechęci Polaków do Żydów. Potem przychodzi zło wojny, śmierć i strach…

Fot. Weronika Ławniczak
Podczas czytania książki łatwo domyślić się, jak skończy się opowieść. Akcja dzieje się w końcu w pierwszej połowie XX wieku. Na całe szczęście historia toczy się dalej, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że trwa do dziś. Jest chyba nawet na tyle uniwersalna, że będzie się działa cyklicznie zawsze i wszędzie, tylko że w różnych formach. Przecież strach przed obcymi i innymi, o zgrozo, zdarza się również teraz, niestety coraz częściej.
Stramer pozytywnie zaskoczył mnie swoją delikatnością i nostalgią. Pomimo naprawdę trudnych czasów i smutnej historii książkę czyta się bardzo lekko. Mikołaj Łoziński jest mistrzem narracji i języka – z niezwykłą czułością dobiera słowa, układając je w zdania, w których nic nie zostaje dodane przypadkowo. Czytelnik wczuwa się w narrację książki i z lekkością płynie po kolejnych kartach powieści.
Uważam, że Stramer jest poważnym kandydatem do wielu nagród literackich, w tym najważniejszej – Nagrody Literackiej Nike. Na krótkiej liście finałowej na pewno znajdzie się Łoziński ze swoją powieścią, a nawet mam przeczucia, że wygra najważniejszą nagrodę literacką w Polsce, a gdy zostanie przetłumaczona na języki obce, podbije serca zagranicznych czytelników w Europie, a może nawet na całym świecie.
Stramer to tej zimy zdecydowanie lektura obowiązkowa dla wszystkich czytelników. Chciałoby się powiedzieć, że szczególnie dla tarnowian, ale nie. Powinien ją przeczytać każdy, z czystym sumieniem trzeba przyznać, że jest to po prostu wielka i wybitna literatura!