Poznajcie Olive Kitteridge

Olive Kitteridge nie jest osobą, która wzbudziłaby naszą sympatię, gdybyśmy spotkali ją na ulicy lub w sklepie. Nie jest miła, przyjacielska, na pierwszy rzut oka nie ma w sobie empatii. Kiedy poznajemy ją bliżej nadal mamy z nią pewien problem. Czy na to, jaką jest osobą i jak traktuje swoich bliskich ma wpływ jej osobista historia? Czy może taki, a nie inny charakter? I bez względu na okoliczności byłaby taka sama – nieco oschła, bez uśmiechu, wymagająca jako nauczycielka, trudna w relacjach jako matka, nieco oziębła jako żona.

W powieści „Olive Kitteridge powraca” główna bohaterka jest już wdową i po raz kolejny ma zostać babcią. Przyjaźń jej i Jacka daje im obojgu siłę i chęć wstawania rano z łóżka i wkrótce pobierają się, by spędzić razem resztę życia. Wbrew wszelkim pozorom pasują do siebie i rozumieją się dobrze, chociaż prawdopodobnie na innym etapie swojego życia nigdy nie zbliżyliby się do siebie. Olive musi w końcu przyznać, że w życiu, które wydawało jej się zawsze szare i mało fascynujące, spotkało ją wielkie szczęście bycia kochaną przez dwóch mężczyzn, chociaż zdaje się, że nigdy o niczyją miłość nie zabiegała. Jej niespełniona miłość do O’Caseya chyba nawet nie była prawdziwa – była raczej swego rodzaju ucieczką od codzienności, która rozczarowywała. Olive nie było dane przekonać się, czy byłaby w stanie żyć innym życiem niż to, które miała z Henrym. Prawdopodobnie taka alternatywa nigdy nie istniała.

To, co przebija ze stron drugiego tomu powieści to tęsknota, jej różne oblicza. Tęsknota za minionym czasem, za tym czego już nigdy nie będzie się miało w życiu, za ludźmi, którzy odeszli. Za ludźmi, którzy są gdzieś daleko. I za tymi, którzy nigdy się nie pojawili, chociaż podświadomie całe życie się na nich czekało.

Wracając do Olive, która wbija nam się w serce jak cierń, po przeczytaniu dwóch tomów nadal nie sposób ją tak po prostu polubić czy nawet przywiązać się do niej.  Za to – zupełnie niespodziewanie dla nas – chwilami chcielibyśmy być tacy jak ona. Całkowicie otwarci, naturalni, bez cienia fałszu. Do bólu szczerzy i zawsze, w każdej sytuacji będący sobą. Przez to nieco „brzydcy”, bo wszyscy wolą ludzi, którzy uśmiechają się i są sympatyczni, nawet jeśli jest to tylko udawane. Dlatego nie możemy oderwać się od tej powieści.

Olive w głębi duszy kocha ludzi. Chce ich zrozumieć. Potrafi ich wesprzeć bez ceremonii i ceregieli. Nie boi się stanąć twarzą w twarz z drugim człowiekiem, tym bardziej, kiedy widzi jego cierpienie i samotność. Jednak mówi to, co myśli i nie przyjmuje fałszywych póz. Z jednej strony jej tolerancja dla odmienności innych jest bardzo duża. Jakby widziała i czuła więcej niż większość ludzi wokół. Bezbłędnie też rozpoznaje tych, którzy noszą w sobie jakąś zadrę i zbliża się do nich, czasami ratując im życie. Jednak brakuje jej pewnych umiejętności społecznych i wielu zraża tym do siebie. Nie do końca poradziła sobie z relacjami z własnym synem. Ich wzajemna miłość jest wyjątkowo trudna. Podobnie z miłością do pierwszego męża, którą tak naprawdę okazała dopiero, kiedy był już bardzo chory. I było to prawdziwe i szczere. Tak jak tęsknota za nim po jego śmierci. Jednak kiedy żył i był w pełni sił, potrafiła tylko ranić go i odsuwać się od niego. Odrzucając jego miłość. Dopiero teraz widzi to i ocenia. Jednak już nie jest w stanie cofnąć czasu. Olive Kitteridge nie jest ideałem. I doskonale o tym wie. Chwilami bardzo się stara. A z drugiej strony są przecież i tacy ludzie, którzy akceptują ją taką, jaką jest. Czy dlatego, że w gruncie rzeczy jest dobrym człowiekiem?

Jej relacja z Jackiem jest spokojniejsza – jakby Olive dojrzała do związku, do życia z drugim człowiekiem, dopiero mając 70 lat. A może to dlatego, że Jack jest do niej tak podobny? Podobnie jak ona nie zamierza nikomu się przypodobać. Jest sobą i nigdy nikogo nie udaje. A przecież udawania Olive nie cierpi ponad wszystko.

Elizabeth Strout w swojej dwutomowej powieści o Olive Kitteridge pozwala nam śledzić z bardzo bliska losy głównej bohaterki, jej bliskich, sąsiadów, mieszkańców Crosby i okolic. Na pierwszy rzut oka niewiele się dzieje w niewielkiej miejscowości, gdzie ludzie znają się od lat, od lat wykonują te same zawody, przyjaźnią się lub nie przepadają za sobą, wychowują dzieci, które potem wyfruwają dokądś, daleko stąd, żeby wieść życie zupełnie odmienne niż ich rodzice. Wszystko to znamy. Jednak nie są to tylko obrazki codzienności, po których powierzchownie biegnie opowieść.  Autorka zagląda głębiej. Otwiera drzwi domów. Zagląda do kuchni i do sypialń. A to, co naprawdę jest interesujące, dzieje się w głowach i sercach naszych bohaterów. Ich niespełnione marzenia, ich samotność, nieumiejętność radzenia sobie z relacjami, miłość, która nie może się spełnić. Czy też siła przyzwyczajenia i lojalność – większa niż miłość. W końcu ukazuje nam się życie wewnętrzne bohaterów powieści, ich bolączki, czasami nawet rany, które na zewnątrz są niewidoczne a często palą ich od środka. I nie chcą się zagoić.

Powieść Elizabeth Strout jest o tym, jak trudno jest nam żyć. Po prostu o tym. Jak często coś udajemy, żeby móc funkcjonować w społeczeństwie, a w środku czujemy tylko samotność i niekończącą się tęsknotę za tym, co nigdy się nie zdarzy. Pokazuje dysonans pomiędzy losem wyśnionym a tym, jaki nas spotyka. I przed czym nie jesteśmy w stanie uciec, jakkolwiek byśmy tego chcieli. Bo nie tylko my o tym decydujemy, ale także inni ludzie wokół, nasi rodzice, bliscy, środowisko i okoliczności. Lektura tej książki i kontakt z Olive Kitteridge w jakiś sposób oczyszcza. Pokazując nam świat jakby od poszewki. Od tej drugiej, mniej pięknej, ale jednocześnie prawdziwej strony. Nie tej z okładek gazet – pełnych wiecznie pięknych ludzi sukcesu lub – z drugiej strony – wielkich tragedii i dramatów, pachnących sensacją. Życie ludzkie opisane w powieści Elizabeth Strout jest jak osnowa, na której człowiek snuje swój wątek najlepiej jak potrafi, używając nici, jakie otrzymał od losu. Pierwszy i ostatni raz. Bo życie ma tylko jedno. I często ma wrażenie, że to tylko monotonna i żmudna praca i nic więcej –  bo w tym życiu nie wydarza się nigdy nic. A jednak kiedy jest już bliski końca okazuje się, że zdarzyło się tak wiele i wszystko to kształtowało go jako człowieka.

Niczego nie można już cofnąć i naprawić. Błędy popełnione w życiu czy zaniechania są nie do odwrócenia. Bilans może być jedynie zadowalający. Nigdy celujący. Można jednak spróbować cieszyć się tym, co jeszcze pozostało. I to właśnie robi główna bohaterka. Olive Kitteridge, której życie nie jest i nie było idealne. A mimo to nie było też takie znowuż złe.

Sięgnijcie po powieść Elizabeth Strout i poznajcie Olive Kitteridge. Zdecydowanie warto.

„Olive powraca” Elizabeth Strout

Wydawnictwo Wielka Litera 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.