„Sztuka dla każdego” – wywiad z Basią Szymańską
Czym jest sztuka? Jaka jest sztuka? Czy ze sztuki da się żyć? Na te i wiele innych pytań po wielkim sukcesie piątej edycji Festiwalu Artystycznego Sztuka 6 odpowiedziała Michalinie Domańskiej młoda artystka – Basia Szymańska – założycielka marki Gemini i uczennica Liceum Plastycznego. Przygotujcie swoją ulubioną kawę i przeczytajcie, co dzieje się w nowej sztuce!
Michalina Domańska: Spotkałyśmy się, aby porozmawiać o Twojej sztuce i tak naprawdę o Tobie. Co możesz powiedzieć o sobie komuś, kto nie wie tak naprawdę nic o tym, czym się zajmujesz, co robisz, kim jesteś?
Basia Szymańska: Kim właściwie jestem… Cóż, takiej osobie w pierwszej kolejności chyba bym powiedziała, że jestem osobą, która stara się i chce zajmować wszystkim po trochu. Próbowałam wielu rzeczy i duża część z nich została ze mną do dziś. Zajmuję się nie tylko projektowaniem mody, ale też meblarstwem… to tak już bardziej przyszłościowo. Natomiast jest też żeglarstwo, kitesurfing, jazda na nartach, film, fotografia… Zbieram rzeczy, które mnie interesują. Często znajomi i przyjaciele są dla mnie inspiracją, bo ktoś do mnie przychodzi, zaczyna mi opowiadać, że zajmuje się tym i tym. Na przykład moja bardzo bliska przyjaciółka pasjonuje się tańcem i to też był moment, kiedy tańczyła dancehall. Taka kompletnie odrębna kultura niesamowicie mnie wciągnęła. Do tego stopnia, że snułyśmy plany wyjazdu na Jamajkę! Ja miałam plan, że przyjaciółka będzie tańczyła, a ja będę siedziała, patrzyła i piła z kokosa. Więc staram się podobnie wciągać innych w pasje, żeby nawiązywać z nimi jeszcze bliższe relacje. Jestem osobą otwartą, chyba nawet bardzo, łatwo nawiązuję kontakty, uwielbiam poznawać nowych ludzi, podróżować – to przede wszystkim, jak tylko znajduję czas…
M: A więc jak wygląda proces inspirowania się, a proces samego wyboru techniki? Pytam, bo zajmujesz się całą masą spraw, o czym już wspomniałaś. Na przykład widziałam na Twojej stronie internetowej, a także na wystawie, że tworzysz piękne koszule, ozdabiasz buty i całą masę użytkowych rzeczy. Co sprawia, że decydujesz: “do tego projektu wybieram koszulę, a do tego buty”?
B: Wygląda to mniej więcej tak, że jak już znajdę inspirację, pojawia mi się w głowie pomysł, jak wzór miałby wyglądać czysto graficznie, myślę na czym będzie on dobrze wyglądał, na czym będzie po prostu użytkowy. Założenie polega jednak na tym, że rzeczy które robię mają być użytkowe. Jeśli jest na przykład powstaje jedna marynarka z trzema wężami splecionymi… To wydaje mi się, że taki projekt lepiej prezentuje się na tyle marynarki. Kurtka jest szyta z trzech części, więc nie wiem jakby to się ułożyło, ale na przykład na spodniach nie byłoby to aż tak czytelne. Bardziej podchodzę do
tematu w sposób ,,co będzie na czym dobrze wyglądało”.
M: Bierzesz też inspiracje z mitologii? Widziałam wśród Twoich projektów motywy wężowe, była jeszcze ośmiornica…
B: Tak, była ośmiornica. Chyba są to bardziej morskie motywy. Akurat ośmiornica powstała jeszcze niedaleko wakacji, była powiązana z letnimi myślami, więc może dlatego. Samą mitologię też lubię, natomiast, jeśli chodzi o marynarkę i motyw wężowy, to patrząc na nią chciałam pokazać taką kobiecą siłę. Do tego przekazu odpowiedni wydał mi się motyw węża, który jest bardzo wdzięcznym zwierzęciem: plastycznym i giętkim. Jest to także dość niebezpieczne zwierzę. Właśnie w zestawieniu z kruchymi kwiatami powstaje kontrast, dzięki czemu panuje równowaga i wszystko waży się ze sobą.
M: I właśnie tutaj zbliżamy się do tematu Twojej marki. Wszystkie twory, marynarki można znaleźć pod szyldem marki Gemini. Z tego co pamiętam nazwa wiąże się z Twoim znakiem zodiaku. Jak się stało, że stworzyłaś coś takiego? To miał być mianownik wspólny dla wszystkich ubrań, które tworzysz czy większy koncept?
B: Cały plan na Gemini zaczął się od butów.
M: O proszę! Nie spodziewałam się tej odpowiedzi.
B: Tak, to wszystko zaczęło się od butów. Ogólnie malowania na ubraniach na tkaninie próbowałam już wieki temu – jeszcze byłam w podstawówce ale to była czysta zabawa. Natomiast w te wakacje jakoś do tego wróciłam. Najpierw był pomysł na buty, ich customizację. Później razem z mamą, która zawsze jest moim najlepszym doradcą, zaczęłyśmy myśleć, że może warto by to było urozmaicić. Zaczęły się wówczas pojawiać pomysły na t-shirty, później uświadomiłam sobie, że właściwie ja zawsze uwielbiałam nosić koszule i po prostu lubię wyglądać elegancko – wtedy zaczęłam o nich myśleć. Następnie o marynarkach, kurtkach jeansowych. I tak to wszystko zaczęło się nakręcać. Natomiast dlaczego to powstało… Po pierwsze chciałam znaleźć taką swoją własną niszę, żeby robić coś, czego nikt w moim najbliższym otoczeniu nie robi. Chciałam się może w jakiś sposób wyróżnić, ale też zaczęłam się powoli zastanawiać, co ja właściwie chciałabym robić dalej. Myślałam o studiach, jakimś swoim zajęciu i zdałam sobie sprawę, że nie widzę się kompletnie w korporacji. Stwierdziłam: dobrze, mam siedemnaście lat, wystarczająco, żeby rozkręcić firmę i jak już nadejdzie właściwy moment, być odpowiednio przygotowaną. Później ten pomysł zaczął się przeradzać w większe, chwilo, marzenie. Zobaczymy, jak to się ułoży, czy uda stworzyć sprawnie działającą firmę.
M: Rozumiem. Czyli na razie nie masz jeszcze biznesplanu na kolejne etapy ewentualnej
ekspansji, czy jednak coś jest?
B: Mam go! Jest coś takiego, niekoniecznie na papierze, ale w głowie jest. Najpierw była pierwsza wielka radość, kiedy pojawiło się pierwsze zamówienie. Oczywiście to było zamówienie od kogoś ze znajomych.
M: Od tego się zaczyna.
B: Oczywiście, od tego się zaczyna. Następnym kroczkiem było większe zamówienie na kilka koszulek dla klubu sportowego. Zresztą, koszulki trafiły do zwycięzców zawodów organizowanych przez ten klub, więc to był taki kolejny kroczek. Później pojawiło się zamówienie od osoby której kompletnie nie znam, więc to był następny …. Powoli,
powoli będzie się to pewnie rozrastało. W taki sposób powoli realizuję swój plan. Staram się też rozwijać, pokazywać jakiejś większej publiczności wszędzie gdzie mogę.
M: A gdzie możesz? I gdzie chcesz?
B: Marzeniem są profesjonalne targi mody typu Grand Bazaar, Mustache… Aktualnie dużą szansą był festiwal, na którym się spotkałyśmy. Poszukuję także mniejszych targów, gdzie już mogę się otworzyć do tej szerszej publiczności. Największą moją salą na ten moment są social media, bo w ten sposób mogę trafić do największej liczby odbiorców w najłatwiejszy dla mnie sposób. Szukam dla siebie okazji i jak taka się nadarza, to staram się z niej korzystać.
M: Rozumiem. Social media traktujesz jako pokazanie swojej drogi? U ciebie jest to sklep, fanpage na Facebooku Instagram, prawda? Czy jest coś jeszcze?
B: Strona internetowa. Fanpage na Facebooku traktuję najbardziej jako formę reprezentatywną, razem ze sklepem internetowym. To jest budowanie swojej marki, pokazywanie w pełni gotowych tworów i nic poza tym. Instagram to troszeczkę bardziej prywatny dla mnie element, prezentuję tam oczywiście gotowe wzory, projekty, ale też często dopiszę kilka słów od siebie. Pierwszy wpis dotyczył osób, które mi tak bardzo pomogły w momencie, gdy ja stworzyłam plan kosmiczny, a oni stwierdzili: nie ma problemu.
M: A jak podchodzisz do odbiorców swojej sztuki? Bo tak naprawdę, to nie są tylko konsumenci, nie osoby tylko kupujące twoje wyroby, tylko też odbiorcy sztuki, bo to, co robisz jest sztuką.
B: Staram się do tego tak podchodzić i podkreślać na każdym kroku, że jednak wszystkie rzeczy, które maluję, tworzę na ubraniach, traktuję jako odrębne dzieła sztuki i chciałabym tworzyć tego typu rzeczy, żeby każdy miał możliwość posiadania swojego małego dzieła sztuki przy sobie. Wydaje mi się to ciekawe dla odbiorców. Staram się zawsze podejść bardzo indywidualnie do tych osób, staram się najlepiej zrozumieć ich potrzeby, a jeśli chodzi o odbiorców sztuki – zdaję sobie sprawę, ze względu na szkołę, do której teraz uczęszczam, że to są ludzie zdecydowanie bardziej wrażliwi na tego typu odbiór i chciałabym żeby miało to wartość artystyczną, nie tylko, powiedzmy, komercyjną.
M: Co sprawia, że sztuka jest dobra? Że jest naprawdę porządnie zrobiona, o ile możemy tak to określić.
B: To jest trudne pytanie. Skupię się na swoich projektach, bo chyba najłatwiej mówi się o sobie.. Kiedy już powstanie wzór i zostanie on przeniesiony na pierwotne ubranie, to zastanawiam się przede wszystkim, czy osobom, dla których tworzę będzie się to podobać. Później zastanawiam się czy mi się to podoba, następnie staram się to jeszcze skonsultować ze
znajomymi, z rodziną. Przekazuję projekt kilku osobom, zbieram opinie, pewne elementy się podobają, to jest fajne, to mogłabyś zmienić… Dołączam do tego swoją opinię i z wypadkowej tych wszystkich czynników powstaje pierwotny wzór. Chyba w ten sposób decyduję, że coś już jest na tyle dobre, żeby to pokazać.
M: Zajmujesz się bardzo szerokim spektrum rzeczy, które tworzysz. Skąd pojawiają się pomysły spersonalizowania gitary, albo deskorolki… Te rzeczy były też na wystawie Sztuki 6.
B: Tak, na Sztuce 6 to były trzy deskorolki i gitara. Zresztą, ostatnio też tworzyłam główkę do drugiej gitary… To powstało głównie z inicjatywy moich znajomych. Gitara powstała ze względu na mojego bliskiego kolegę, który przyszedł jednego dnia i mówi: “Basia, mam gitarę. Będzie to gitara prowadząca i musi być wyjątkowa.” Stwierdziłam: “ok, no dobrze, ale
co byś chciał na tej gitarze?”. Właściwie większość procesów ustalania wzorów wygląda tak, że chcę poznać osobę, która zamawia produkt. Coś co tę osobę inspiruje, co lubi. Później staram się łączyć to w jakąś całość i tak powstaje wzór.
M: Nie przytłaczają cię takie większe pomysły? Że coś może nie wyjść, czegoś już nie da się poprawić?
B: Traktuję to bardziej jako wyzwanie i wychodzę z założenia, że nie może nie wyjść. Zawsze się uda, kwestia czy będzie jedna poprawka, zero a może pięć.
M: A były te poprawki?
B: Przy gitarze tak. Ona powstała trzy lata temu, więc to też jest bardzo duży skok w moim rozwoju artystycznym. I w momencie, kiedy ją zrobiłam, uważałam ją za szczyt moich możliwości – wtedy bardzo się z niej cieszyłam. Natomiast zobaczyłam ją po trzech latach i pomyślałam “jejku, ale to powinno wyglądać inaczej!” Szybki telefon do kolegi i pytanie, czy mogłabym poprawić kilka rzeczy.
M: Tu ubiegłaś moje kolejne pytanie: czy poprawiasz swoje projekty?
B: Raczej nie, chociaż w tym jednym wypadku tak się zdarzyło, może przez to że, miała być pokazana na wystawie i zależało mi na jej prezencji. Raczej zostawiam projekty, żeby zobaczyć ten etap zmiany. Zawsze trzymam moje szkicowniki – to daje fajny wgląd w przeszłość, w progres. To był taki jednorazowy wypadek.
M: Rozumiem. Spójrzmy od technicznej strony: ile stworzenie, zaprojektowanie i wykonanie jednej kolekcji zajmuje ci czasu? Robisz wszystko sama…
B: Tak, robię wszystko sama. Mama zawsze się śmieje “córko, ja ci pomogę we wszystkim, tylko nie w malowaniu”. Stworzenie całej kolekcji wymaga dobrych trzech miesięcy, zakładając, że wszystko idzie dobrze, że w szkole jest akurat spokój i nie trzeba namalować pięciu martwych natur na jutro. Zakładając, że kolekcja składa się z sześciu elementów, bo to też ma znaczenie. Ten proces zaczyna się, kiedy w głowie mam zarys projektu dla poszczególnego elementu. Oczywiście każde przedsięwzięcie zaczyna się później rozwijać na samym ubraniu, ale malowanie samego wzoru zajmuje od trzech godzin do trzech dni.
M: Skoro tak to się rozkłada czasowo, to jak to się odzwierciedla w wycenianiu prac? Czy ustaliłaś sobie, że za koszule jest tyle, a za buty tyle? Czy może liczysz też indywidualne koszta lub wkład własny, jakkolwiek rozumiany?
B: Raczej indywidualne, ale bardziej podchodzę do tego od poziomu wzoru i zaawansowania. Kiedy wzór jest troszkę prostszy, chociażby potrzeba na niego mniej farby i czasu, to inaczej się odzwierciedla w cenie. Gdy mam do czynienia ze wzorem zajmującym połowę powierzchni, jest on bardzo mocno rozbudowany – to znacznie zmienia cenę. Natomiast kroje, z których korzystam to stałe koszty.
M: A skąd bierzesz ubrania, na których tworzysz?
B: Różnie. Chciałabym podjąć współpracę ze szwalnią, żeby mieć własne… Ale chwilowo jeszcze jestem za małym żuczkiem na coś takiego, więc wymaga to jeszcze rozwoju z mojej strony. Bardzo mi zależy, żeby osoby zamawiające przekazywały mi swoje ubrania, typu kurtki jeansowe. Takie zero waste. Pozbywamy się mnóstwa ubrań, tylko dlatego, że już nam się znudziły, a mogą być one dalej użytkowane i pomagamy w ten sposób naszej planecie. Na tym mi najbardziej zależy i staram się, żeby to było główne źródło moich ubrań.
M: Właściwie z jakiego projektu jesteś najbardziej dumna? Czy to ze szkoły, czy ze swojej własnej marki?
B: Chyba najbardziej jestem dumna ogólnie z marki, że udało mi się siebie zmotywować i pogodzić wiele aspektów: szkołę, różne obowiązki z prowadzeniem własnej firmy. Wydaje mi się, że to jest najbardziej udany projekt. Szkoła oczywiście też. Oglądanie swojego progresu jest szalenie przyjemne i niesamowite. Oglądając prace z zeszłego roku… Szczególnie w malarstwie – to jest skok milowy. Najbardziej jestem dumna, że marka powstała i ma to sens i pozytywny odbiór. To mój największy sukces.
M: Bardzo spójna wizja. A jak radzisz sobie z organizacją swojego czasu? Ładnie można to ująć, że łączy się naukę, tworzenie własnej marki z ręcznym malowaniem projektów, projektowaniem nowych rzeczy, rozrywką i jeżdżeniem w różne fajne miejsca. Ale tak naprawdę jak wygląda twój dzień? Czego to zasługa, że ci się to udaje?
B: To zasługa naprawdę dobrej organizacji, bo bez tego ani rusz. Muszę żyć z kalendarzem i zegarkiem – tego nie da się ukryć. Miałam jeden taki dzień, że wszystko było zaplanowane dosłownie co do minuty i mogłam spędzić w jednym miejscu pół godziny i ani chwili więcej, bo spóźniłabym się na kolejne spotkanie. Ale wszystko się finalnie udało. Gdy usiądę na chwilę i pomyślę: mam tyle projektów na ten miesiąc, muszę je wykonać w takim czasie, więc mogę je sobie rozpisać. W tym tygodniu muszę zrobić to i to, w następnym coś innego – wiem mniej więcej ile czasu na to poświęcę, wiem, ile jest obowiązków w szkole. Jeśli wypadają urodziny przyjaciółki, to zdaję sobie sprawę, że tutaj muszę być i to organizuję. Dzień jest zabiegany, zaczyna się średnio od 5:50.
M: Chciałam cię jeszcze zapytać – jesteś na specjalizacji związanej z fotografią, idziesz później na studia… Co ma się tam dziać?
B: Cuda, cuda! Plan na studia już jest. Wzornictwo przemysłowe, dokładniej meblarstwo. Chciałabym, aby drugim etapem była architektura tekstylna. Marzę też, żeby dalej rozwijać markę i zbierać doświadczenie na wielu polach. Planem B jest właśnie fotografia, ale jest to jednak dodatek. Skupiam się głównie na sferze wzornictwa.
M: Czyli mimo wszystko preferujesz bardzo praktyczne podejście do sztuki.
B: Mimo wszystko tak. Natomiast moja historia ze sztuką zaczęła się w dość niespodziewany sposób. Raz w podstawówce zaczęłam chodzić ze znajomą na zajęcia. Trochę powycinać, trochę pomalować. W piątej klasie podstawówki dowiedziałam się, że jest pewna szkoła na Smoczej i stwierdziłam “Boże ja chcę tam chodzić!”. I ten pomysł mi towarzyszył przez długi czas. Potem już nastało gimnazjum, tam padło zapytanie, czy faktycznie chcę tam uczęszczać, bo jednak się ukierunkuję. Uznałam, że tak. Więc trzeba było zacząć przygotowania do egzaminów wstępnych.
M: Załóżmy, że nie poszłaś do szkoły artystycznej, i pomyślałaś sobie “okej, spróbujmy troszkę bezpieczniej” – to będzie taki background na przyszłość, ale nie do końca, żeby stawiać wszystko na jedną kartę. Myślisz, że to by wyglądało podobnie? Na przykład twoja marka. Jak myślisz, że właśnie samo kształcenie się w kierunku artystycznym wpływa na twórców?
B: Gdybym jednak uczęszczała do ogólnego liceum… Brałam udział w tej rekrutacji, jednak gdzieś plan „Z” był. Z resztą dostałabym się do jednego z czołowych liceów. Prawdopodobnie uczęszczałabym na zajęcia do tej pory. Sztuka zostałaby zepchnięta kompletnie na drugi plan, bo takie licea absorbują masę czasu. Trzeba wybrać rozszerzenia i się do nich przygotowywać… Prawdopodobnie powstałyby troszeczkę inne priorytety, a w ogólnym rozrachunku pewnie zajęłabym się czymś, czego tak do końca nie chciałabym robić. Jednak dzięki pójściu w stronę artystyczna czuję, że robię to, co chcę i lubię robić. I tak jak zwykło się mówić, jeśli lubi się to co się robi, nie spędzi się ani jednego dnia w pracy.
M: Co mogłabyś poradzić dla osób, które boją się zacząć coś tworzyć, bo nie mają wykształcenia artystycznego? Mają kilka pomysłów w głowie, ale mówią sobie: “nie wyjdzie, nie poradzę sobie, tylko wyrzucę pieniądze na farby”.
B: Takie pojęcie nie istnieje. Co bym poradziła takim osobom? Działać. Wydaje mi się, że kiedy ma się marzenia, to po prostu trzeba dążyć do ich realizacji. Bez działania nigdy się nie przekonamy, czy faktycznie coś jest fajne i się podoba, czy może jednak warto wymyślić coś innego. Dobrze jest zacząć od zebrania opinii od najbliższych i przemyślenia ich. Czasami trzeba mieć swoje wyczucie, ale właśnie działanie daje możliwość kroku naprzód. Jak się zacznie działać, to widać jak to wygląda. Nie należy się bać – ja take mam wykształcenia, doświadczenia – trzeba je dopiero zdobyć. Są różnego rodzaju zajęcia, trzeba ćwiczyć. Jednak sztuka jest pewnym warsztatem, który należy wypracować.
M: Rozumiem. Chciałam jeszcze poruszyć temat meblarstwa: co tak właściwie za tym stoi? Mówiłaś, że cię to interesuje i jest to temat do rozwinięcia – co to znaczy?
B: Na chwilę obecną Gemini jest marką odzieżową, ale nic nie szkodzi na przeszkodzie, żeby stało się studiem wzornictwa. A dlaczego meblarstwo? Może dlatego, że jestem bardzo zainteresowana taką sferą techniczną, pewnie troszkę zostałam zarażona przez tatę. Tata od zawsze wszystko robił sam, własnoręcznie. Nieraz mi opowiadano, jak ja ledwo nauczyłam się chodzić i przynosiłam mu młotek! Pociąga mnie w tym taka sfera techniczna – lubię tworzyć od zera. Na chwilę obecną projekty są dość proste…
Był taki moment, gdy wydawało mi się, że meblarstwo jest niszą – że nie ma zbyt wielu designerów, jeśli chodzi o meblarstwo. Na chwilę obecną moda jest dla mnie po prostu łatwiejsza. Jednak czuję, że w meblarstwie zdecydowanie bym się odnalazła.
M: A co sądzisz o archetypie artysty, który ma cierpieć, klepać biedę i obcinać sobie ucho, bo jest tak nieszczęśliwy?
B: Akurat Van Gogh to jest wybitny przypadek. Bo kiedy miał nadzieję, że będzie lepiej – było tylko gorzej! Chociaż historia pokazuje, że niektórym udaje się za życia. Nie jest to aż tak popularne, ale jednak tak się zdarza. Uważam, że to nie musi tak wyglądać i, że może udać się jeszcze za życia – poniekąd taki jest mój plan. Zresztą, lubię moje uszy i jestem do nich przywiązana… Można połączyć sferę artystyczną z sukcesem, na pewno z sukcesem osobistym.
M: Ałć! Czyli ze sztuki da się wyżyć?
B: Zdecydowanie tak. Jeśli tylko podejdzie się do niej z odpowiedniej strony.
M: A więc współczesny artysta to też swego rodzaju przedsiębiorca. I to wychodzi znacznie poza powiedzenie sobie “stworzę taki wzór, umieszczę go na takiej koszuli, może ktoś to kupi”…
B: Ja wychodzę z założenia, że jeśli ktoś jest drugim Matejko – wtedy można mówić, to jest sztuka i wy się nie znacie. Mówię ze swojej perspektywy, kiedy przyznałam, że drugim Matejko nie będę. Zresztą nie widzę się w takiej roli. Zaczęłam myśleć w kierunku bardziej biznesowym i wydaje mi się, że trzeba określić, czego się chce, swoje priorytety. Jeśli się sprecyzuje – tak jak, może kiedyś powiem: „świetnie, będę czytała o tobie w podręczniku. A ty może przeczytasz o mnie w kiedyś w Vogue” – z takiego założenia wychodzę.
M: Rozumiem. Bardzo dziękuję ci za rozmowę, mam nadzieję, że poruszyłyśmy ważne dla Ciebie tematy…
B: Ja również dziękuję! Zdecydowanie tak – nawet takie, których się nie spodziewałam!
Jeśli jesteście ciekawi, co nowego zaprojektowała Basia, koniecznie dołączcie do nas o 18:00 w warszawskim PLSP przy ul. Smoczej 6, gdzie odbędzie się kolejna, już szósta edycja Sztuki 6, podczas której będzie można zobaczyć wystawę sześciu młodych artystów, w tym bohaterki tego wywiadu. Dla tych, którzy spotkają w ten czwartkowy wieczór nieprzejednane przeciwności losu mamy dobrą wiadomość – wypatrujcie naszej relacji z wydarzenia i koniecznie zajrzyjcie na https://geminidesigne.wixsite.com/sklep.