Na styku skrajności – recenzja „Parasite”

Jedna z najbardziej oczekiwanych premier tej jesieni nadeszła. Nowy film Joon-ho Bonga Parasite na długo przed ogólnoświatową premierą wzbudził żywe zainteresowanie wśród pasjonatów kina, ukoronowane Złotą Palmą na Festiwalu w Cannes. Zewsząd płyną głosy zachwytu, a dyskusje o ostatnim dziele koreańskiego reżysera trwają w najlepsze.
Dorobek filmowy Joon-ho Bonga trudno zamknąć w szczelnych konwencjonalnie ramach. W jego portfolio znajdują się m.in. dramaty o kryminalnym sznycie (Matka), filmy science-fiction (Snowpiercer) czy nawet monster movie (The Host). Specyficzne podejście do sztuki filmowej czyni go jednym z najbardziej interesujących i budzących emocje reżyserów XXI wieku. Charakterystyczne dla jego twórczości jest również podejmowanie tematyki szeroko rozumianych problemów społecznych. Nie inaczej jest w Parasite.
Czteroosobowa rodzina nie para się regularną pracą, mieszka w suterenie i zdaje się przejmować tylko brakiem darmowego dostępu do internetu – oto Bong przedstawia widzowi głównych bohaterów swojego najnowszego filmu. Sytuację ubogiego domostwa zmienia fakt zatrudnienia jednego z jego członków na stanowisku korepetytora córki bogatego małżeństwa. Dostrzegając możliwość, Gi-woo w zmowie z resztą krewnych podstępem stara się zapewnić również im pracę na rachunek rodziny Park.
Joon-ho Bong zderzając światy skrajności, ubóstwa i bogactwa, ukazuje problem rozwarstwienia społecznego na przykładzie współczesnej Korei. Kreśli istotę tego zjawiska, ludzką twarz wspomnianej kwestii. Koreański reżyser umiejętnie lawiruje na granicy niechęci i wręcz antagonizmów wynikających z bezpośredniego spotkania radykalnie różnych środowisk. Inną sprawą poruszaną przez Bonga jest rola technologii w teraźniejszym świecie. Warunki bytowe nie przeszkadzają bohaterom w posiadaniu nowoczesnych smartfonów. Komunikatory internetowe stają się, wydawać by się mogło, głównym warunkiem funkcjonowania w społeczeństwie. W pewnym momencie Parasite obrazuje urządzenia elektroniczne jako bezlitosną broń, którą każdy ma na wyciągnięcie ręki. W tym ujęciu technologia stała się wartością.
Warto również zwrócić uwagę na oryginalność formy. Joon-ho Bong oferuje widzom istny kalejdoskop konwencji. Sprawnie nimi żongluje przez cały seans. Nie ma oporów by z początku budować obraz o komediowym zacięciu (specyficzny humor zaletą), przejść przez thriller (świetne operowanie napięciem), nie rezygnując przy tym cały czas z dramatu. Koreański reżyser nie stroni również od brutalności, co dodatkowo dopełnić może wrażenie wstrząsu po seansie. Nie sposób przemilczeń kwestię sfery audiowizualnej. Rewelacyjnie zdjęcia autorstwa Kyung-Pyo Honga świetnie dopełniane są przez udźwiękowienie spod ręki Jaeil Junga. Wszystko podane zostaje w sposób nieprzeciętnie spójny.
Przed seansem moje oczekiwania nie były małe – gorące przyjęcie w Cannes to powód wystarczający. Z nieukrywanym uznaniem stwierdzić mogę, że Bong moim przewidywaniom nie tylko zadośćuczynił, ale również potrafił pozytywnie zaskoczyć. Parasite to film kompletny, wielowymiarowy, a zarazem przewrotny. Przyciąga tak treścią, jak i formą. Bezwzględnie zachwyca. Pozostaje pytanie – kto tak naprawdę jest tytułowym pasożytem?
Ocena: 9/10